Autor |
Wiadomość |
reinigen
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Czw 22:11, 31 Sie 2006 |
|
Jeśli nie znacie tej piosenki to serdecznie polecam: zespół Tiamat, tytuł: Teonanactl. Słucham jej zawsze, gdy piszę to opowiadanie, a ostatnio tylko tym żyję. Jeśli ten fragment sie spodoba, to zamieszczę ciąg dalszy, więc będę bardzo wdzięczna za komentarze.
- Aaaależ mi się nic nie chce… - ziewnęła Yonder, kładąc się na obitej bordowym pluszem kanapie i wyciągając długie, smukłe nogi. Część perłowoszarej sukni spłynęła na ziemię.
Spojrzała spod oka na czytającą jakąś grubą księgę siostrę. Calamity leżała tuż przed kominkiem, na puszystej lamparciej skórze. Miała na sobie piękną suknię z ciemnozielonego jedwabiu, idealnie pasującą do koloru jej oczu. Na dźwięk głosu siostry, zamknęła księgę i pogładziła skórzaną oprawę.
- Tak, słyszę to dziś już czwarty raz – spojrzała na Yonder chłodno.
- Bo to prawda. Nudzi mi się, zajęłabym się czymś porządnym i od razu lenistwo by mi przeszło…- westchnęła tamta.
- Może będziesz miała okazję – do środka weszła ich starsza siostra, Ubiquitous. – Zdaje się, że ojciec coś dla nas szykuje. Oczywiście nie z własnej woli… Po prostu Lewd na ochotę się zabawić, a on przecież zrobi wszystko dla swojej ulubienicy… - powiedziała drwiąco i przysiadła na krawędzi kanapy, poprawiając tren złocistej sukni.
- No i dobrze! – poderwała głowę Yonder. – Lepiej to, niż siedzieć tu całymi dniami. Chętnie wyjdę do ludzi.
- Wszystkie już tu idą – powiedziała w przestrzeń Ubiquitous, jak zwykle najlepiej poinformowana.
Rzeczywiście, po chwili do trzech kobiet dołączyła najstarsza z sióstr – Lewd. A tuż po niej przybyły dwie inne, prowadzące między sobą cichą rozmowę. Obie szczupłe i wysokie, jedna ubrana na niebiesko, druga na fioletowo. Entice i Rage, najmłodsze w całym gronie.
- Nie ma Famine… - zauważyła Lewd, siadając wprost na podłodze i układając wokół siebie fałdy purpurowej sukni.
- Zaraz będzie, ma ostatnio dużo pracy… - wyjaśniła krótko Ubiquitous.
Gdyby ktoś wszedł wówczas do tej komnaty, prawdopodobnie nie uwierzyłby swoim oczom. Sześć pięknych kobiet, każda o idealnej figurze, podkreślanej przez jedwabną suknię w którymś z mieniących się kolorów – wyglądały jak cudowny sen. Każda była inna, ale łączyła je niezwykła harmonia rysów twarzy i ten sam krój sukni.
- Jestem już – w komnacie pojawiła się bezszelestnie kolejna piękność, odziana tym razem w suknię białego koloru.
- Famine…już po wszystkim?
Nowo przybyła dziewczyna kiwnęła tylko głową i cicho usiadła na ozdobnym fotelu. Powietrze wypełniło się znowu gwarem toczonych między nimi rozmów i przekazywanych sobie szeptem tajemnic. Nad nimi unosił się delikatny zapach róż, nieodłącznie towarzyszący Lewd oraz fiołków. Ten ostatni już za sprawą Entice.
Nagle w pokoju ucichło i wszystkie siedem sióstr wpatrzyło się w ogromne, wykonane ze szlachetnego kruszcu odrzwia. Wydawało się, że cały świat zamarł nagle w pełnym napięcia oczekiwaniu. Drzwi uchyliły się powoli i stanął w nich wysoki, ubrany w elegancki czarny garnitur mężczyzna. Czarne, długie włosy opadały mu na oczy i nadawały nonszalancki wygląd. Był bardzo przystojny, ale jego wieku nie dało się jednoznacznie określić.
- Mam coś dla was, dziewczęta…- uśmiechnął się drapieżnie.
***
W klubie było głośno i duszno. Na parkiecie roiło się od tańczących postaci, nad którymi unosił się szaro-błękitny papierosowy dym. Pomieszczenie było duże, ale muzyka zdawała się je zupełnie szczelnie wypełniać, więc ludzie musieli krzyczeć do barmana, żeby dostać upragnionego drinka. Na szczęście ponad parkietem widniało jeszcze jedno piętro, gdzie mimo wszystko było nieco ciszej i dało się spokojnie porozmawiać. Bill, Tom, Gustav i Georg siedzieli przy błyszczącym, czarnym stoliku i leniwie pociągali przez słomkę kolorowe napoje.
- To bez sensu, w ogóle nie mam ochoty tańczyć…- Bill rozparł się wygodniej na miękkiej, skórzanej kanapie. – Równie dobrze mógłbym siedzieć w hotelu teraz, może przynajmniej bym się wyspał.
- Nie jęcz – prychnął jego brat bliźniak i rozejrzał się po parkiecie. – Może spotkamy jakieś fajne laski, nie mam dziś ochoty sam iść do łóżka…
- Nudzi mnie to, nawet nie trzeba się starać, żeby którąś mieć – stwierdził Georg, unosząc prawą brew.
Tom popatrzył na kumpli z politowaniem. Jemu taka sytuacja całkiem odpowiadała, nigdy nie był specjalnie pracowity i nie chciało mu się przesadnie długo zabiegać o względy jakiejś dziewczyny. Wolał, żeby wszystko było jasne już od początku. Ostatecznie nie liczy przecież na miłość swojego życia, tylko chce się trochę zabawić, w młodości trzeba mieć…przygody. Bill tego nie rozumiał. Lubił dziewczyny, ale lubił też bawić się w jakieś czułe słówka i inne subtelności, które dla Toma były kompletną stratą czasu. Georg był starszy od nich i miał już pewne priorytety: średnio interesowały go fanki, same skaczące mu na szyję i podające się na srebrnej tacy, miał już tego trochę dość. A Gustav był w ogóle jakiś dziwny, trochę nieśmiały, trochę nieobecny…Kiedy już znalazł się w towarzystwie jakiejś niezłej laluni, potrafił zanudzać ją fantastycznymi opowieściami albo wrażeniami z niedawno przeczytanej książki. Chore.
- Poza tym tu raczej nie ma nikogo ciekawego – wzruszył ramionami Bill. – Same szczeniary w miniówach albo spodniach, zaczynających się dopiero od połowy tyłka.
Brunet potrząsnął szaloną grzywą czarnych włosów i z wypisanym na twarzy zdegustowaniem zajął się swoim drinkiem. Tom natomiast nie przestawał się rozglądać.
Nagle jego wzrok wrócił z powrotem na parkiet i zahaczył o coś godnego uwagi. Spojrzał jeszcze raz i podszedł do barierki, okalającej piętro. Wyjrzał na dół.
W tłumie tańczących wyróżniała się jedna, jedyna dziewczyna…Tom aż wciągnął powietrze, widząc jej nagie, ale jakby oprószone złotem ramiona, na których udrapowana była ciemnobordowa sukienka z lejącego się materiału. Na plecy spływała jej kaskada miedzianych, falujących włosów.
- Tom? Stary, co ci jest? – gdzieś w oddali słychać było wesołe wołanie chłopaków, ale Tom nie odrywał wzroku od jej ciała. Ręce miała ugięte i lekko uniesione, tak na wysokość głowy, a krągłe biodra powoli kręciły ósemki w zniewalająco zmysłowym tańcu. Wokół niej szalały jakieś małolaty, ale ona nie przejmowała się niczym i nie zwracała na nikogo uwagi. Poruszała się jak kot: miękko, lekko i zwiewnie, w rytm nasyconej namiętnością, ale słyszalnej tylko dla niej muzyki. Im dłużej na nią patrzył, tym silniejsze miał wrażenie, że on też wyłącza się z tłumu i jest tylko z nią w miejscu, gdzie ta muzyka gra. Wpił się w nią oczami, zachłannie i niespokojnie, czuł przebiegające przez całe ciało prądy gorąca.
Wtem dziewczyna podniosła głowę, ale nie gwałtownie, tylko powolnym i spokojnym, płynnym ruchem. Tom widział ją jakby w zwolnionym tempie. Ich oczy spotkały się i…żadne nie odwróciło wzroku! Przeciwnie, dziewczyna obróciła się troszkę tak, że teraz widział ją jeszcze lepiej, po czym kontynuowała swój przesycony zmysłowością taniec. Patrzyła mu prosto w oczy, gdy opuszczała rękę i szczupłymi palcami uchwyciła rąbek purpurowej sukienki. Tom patrzył, oczarowany i już wiedział, że całe to widowisko było wyłącznie dla niego. Bordowy jedwab przesunął się delikatnie ku górze i odsłonił kolejny fragment złocistego, nagiego uda. Chłopak zadrżał…
***
- Gdzie on znowu poleciał? – spytał ze znużeniem w głosie Bill, patrząc na zbiegającego po schodach brata.
- Może po drinka? – zaproponował Georg tym samym tonem. – Słuchajcie, zwijamy się chyba, nie? Bo jeszcze trochę i sfiksujemy od tego łomotu…
- Dobra – Bill wyglądał, jakby podjął jakąś męską decyzję. – To ja złażę na dół, znajdę Toma i powiem mu, że wychodzimy. Jak chce zostać to sam.
Wstał i przeciągnął się, aż mu kości chrupnęły. Wcale nie chciało mu się pchać w ten tłum i szukać narwanego brata, ale nie mógł tak po prostu zniknąć bez słowa. Wiedział, że Tom na pewno by się niepokoił. Mieli niepisaną umowę – nie ruszają się nigdzie bez przynajmniej powiadomienia brata. Tak nauczyła ich jeszcze mama, która uznała, że upilnowanie dwóch ruchliwych chłopców jest zadaniem ponad jej siły. Często mieli ochotę zniknąć skądś po angielsku, ale zawsze zwyciężało poczucie obowiązku wobec rodziny. Teraz też sprawa była prosta: jak trzeba to trzeba.
Lawirował przez chwilę między stolikami, po czym zbiegł ze schodów z takim impetem, że wpadł na stojącą na dole dziewczynę. Zderzyli się niemal całymi ciałami i oboje zamarli, pod wpływem szoku wywołanego nagłym zbliżeniem: on wyprostowany jak struna, ona z głową pochyloną tak, że czołem dotykała jego klatki piersiowej i rękami wciąż uniesionymi w obronnym geście. Po kilku sekundach Bill oprzytomniał i spojrzał w dół. Rozczuliła go od razu, bo gdy stała tak blisko, wydawała się w niego wtulać. Delikatnie, dwoma palcami podniósł jej brodę i…ujrzał najpiękniejszą twarz, jaką kiedykolwiek w życiu widział.
Miała ogromne oczy, niebieskie i przejrzyste niczym woda w najczystszym basenie. Zdawało mu się nawet, że dostrzega w nich srebrzyste refleksy, zupełnie jak na blask powierzchni jeziora w słoneczny dzień. Mówiły do niego, mówiły mu wszystko, co kiedykolwiek chciał usłyszeć od dziewczyny.
Już same te oczy wystarczyłyby, żeby nie mógł oderwać od niej myśli, ale nie mógł nie zauważyć, że są one obramowane cudownie kształtnymi brwiami, zasłonięte długimi rzęsami i wpadają w nie piękne, złociste włosy. Wysokie, wspaniale sklepione czoło dziewczyny obciągała idealnie gładka, kremowa skóra. Bill spojrzał uważniej i spostrzegł, że prawdopodobnie ona jedna w całym tym klubie ma na sobie sięgającą kolan, dziewczęcą sukienkę. Błękitną…
Poruszyła się w końcu, nieśmiało i delikatnie. To go obudziło z transu, w jaki wpadł, gdy tylko ujrzał te oczy. Odstąpiła na krok, uśmiechnęła się leciutko i wyminęła go, stawiając smukłą nogę na pierwszym stopniu schodów. Bill w jednej chwili zapomniał o bracie i obrócił się na pięcie. Co jak co, ale ta dziewczyna nie mogła tak po prostu zniknąć z jego życia, nie mógł pozwolić jej odejść.
- Poczekaj! – zawołał cicho, chwytając ją za rękę.
Obróciła się i spojrzała na niego, zdziwiona.
- Tak? – spytała głosem, w którym Billowi zagrały srebrne dzwoneczki.
- Przepraszam…nie chciałem na ciebie wpaść – był wściekły na siebie, że nic lepszego nie przyszło mu do głowy, żeby ją zatrzymać.
- Wiem, nic się nie stało – uśmiechnęła się do niego tak, że poczuł jak serce po prostu przestało mu bić. I znów obróciła się, żeby odejść, ale on nie puścił jej ręki.
- Może…w ramach przeprosin dasz się zaprosić na drinka? – wskazał bar ruchem głowy.
- Dziękuję, nie piję – odpowiedziała gładko, ale już nie szykowała się do odejścia, tylko przechyliła głowę nieco w bok i czekała na jego następne słowa.
- No to…- zmieszał się przez chwilę. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się tak stracić głowę dla dziewczyny! - …może mogę cię poprosić do tańca?
Roześmiała się wesoło i w powietrzu znów zawibrował dźwięk srebrnych dzwoneczków. Pomyślał, że może śmieje się z niego i jego naiwności, ale ona zeszła z tych kilku stopni, na które zdążyła się wspiąć i podała mu dłoń. Uśmiechnął się do niej szeroko i zaprowadził ją na parkiet. Jak na zawołanie rozpoczęła się wolna piosenka, więc mógł bezkarnie objąć ramieniem szczupłą talię, ująć jej delikatną dłoń i wtulić nos w pachnące fiołkami, jasne włosy. W uszach miał nie tylko muzykę, ale i pogłos srebrnych dzwonków jej śmiechu…
Przemknęło mu przez myśl, że chyba właśnie zadurzył się w dziewczynie, której imienia nawet nie zna. Właściwie było mu wszystko jedno, ale nie chciał o niej myśleć bezosobowo, dlatego…
- Jak masz na imię? – szepnął cicho, prosto do jej, skrytego pod blond pasemkiem, ucha.
- Entice…- odszepnęła.
W tym samym czasie, kilka metrów dalej, miedzianowłosa dziewczyna w bordowej sukience, która tańczyła, plecami przylegając do klatki piersiowej Toma, szepnęła do ucha jego bratu:
- Lewd…
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez reinigen dnia Czw 16:45, 14 Wrz 2006, w całości zmieniany 9 razy
|
|
|
|
|
|
Maunus
:-(
Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 162
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod Billa... ;P
|
Wysłany:
Czw 22:34, 31 Sie 2006 |
|
O ja...
Droga Reinigen...
Mam nadzieję, że to nie będzie kolejne opowiadanie typu: zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia, big love story i nie daj Boże wielka zdraaada..!
Bardzo wyidealizowałaś bohaterów. Siedem przepięknych sióstr, ach i och. Oczywiście bliźniacy zakochali się w dwóch z nich od pierwszego wejrzenia..! Bo jak inaczej...
Muszę jednak przyznać, że oczarowałaś mnie tym opowiadaniem, co łatwe nie jest...
Po przeczytaniu tekstu do pierwszego *** myślałam, że mowa jest o czarodziejkach..^^
Co do całości: Tworzysz przepiękne opisy, przenosisz czytelnika w świat marzeń, wciągasz i nie pozwalasz wziąść oddechu pomiędzy jedną, a drugą linijką A poza tym zaintrygowały mnie imiona sióstr... Nie zapamiętam ich za Chiny, ale i tak mi się podobają...
Oby tak dalej;)
Pozdrawiam i kłaniam się niziutko
Maunus;)
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
aliss
Dołączył: 03 Sie 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 8:39, 01 Wrz 2006 |
|
Mnie tam sie podoba, i z niecierpliwością będę czekać na nową notkę )
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Veren
:)
Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior
|
Wysłany:
Pią 10:15, 01 Wrz 2006 |
|
O, tak... zaczarowałaś, prawda
Bo umiesz tak zahipnotyzować człowieka, że przenosi się w świat bohaterów, którym tutaj był dany klub.
No właśnie, proszę cię, nie zrób kolejnego tandetnego love-story.
Mam nadzieję, że reszta będzie tak samo dobra, jak początek.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
reinigen
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 13:25, 01 Wrz 2006 |
|
Spokojnie dziewczęta, nie zamierzam robić z tego love story. Przeciwnie.
Zresztą wszelkich love story mam już grubo powyżej uszu. Cierpliwie doczekajcie kolejnych części, może przekonacie się, że warto było czytać...
Dziekuję za komentarze póki co. Cieszę się, że trafiło mi się parę ambitnych czytelniczek i wszystkie z całego serca pozdrawiam.
Nowa część już jest od jakiegoś czasu gotowa, dodam niedługo.
reinigen
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Asiulla
:-)
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 14:08, 01 Wrz 2006 |
|
O...
Świetne opowiadanie.
Tak, potrafisz zaczarować.
Pierwszy raz, tak bardzo, wczułam się w akcję.
Wyobrażałam wszystko sobie, jakbym tam była.
I dobrze, że to nie będzie love-story
Czekam zniecierpliwiona na kolejną część!
Buźka:*
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sylas
:-)
Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*
|
Wysłany:
Pią 15:09, 01 Wrz 2006 |
|
O proszę... Podobało mi się...
Tylko troche mnie dziwi to, że te siostry poubierałaś w suknie... To mi się wydaje takie... Staroświeckie Bo ja już sobie wyobrażam jakis zamek, króla i królową... Hie hie hie, chora wyobraźnia
Ale poniekąd zaintrygowałaś mnie tą częścią
Więc czekam na kolejną, i wtedy powiem więcej
Pozdrawiam
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Beata
:-(
Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 16:14, 01 Wrz 2006 |
|
Droga reini,
przyznam, że podobało mi się, nie mówię w tej chwili o fabule, ale o Twoim stylu.
Pooba mi sie jak piszesz, tu jeszcze bardziej, niż w tamtym Twoim opowiadaniu "bez tytułu". Jak widzę, jest więcej opisów przeplatanych ładnymi dialogami.
Na razie nic więcej nie mogę powiedzieć, czekam więc na kolejne części.
A to, że jestem krytykiem to przesada, ale zawsze chętnie służe radą, oczywiście w miarę moich możliwości.
Pozdrawiam:)
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dranisiaa
:-(
Dołączył: 23 Maj 2006
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wiesz, że chcę być szczęśliwa?
|
Wysłany:
Pią 17:29, 01 Wrz 2006 |
|
Powiem szczerze, że ja też z początku myślałam o tych dziewczynach, jako czarodziejkach.
To opowiadanie jest...niezwykłe.
Naprawdę wciąga.
Z każdą literką przenosiłam się w świat, który opisałaś, a nie każdy autor potrafi to zrobić.
Pozdrawiam i czekam na kolejne części
P.S.:Cieszę się, że to nie kolejne love story.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
reinigen
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 19:40, 01 Wrz 2006 |
|
Kolejna część i kolejna prośba o komentarze. No i oczywiście dziękuję serdecznie wszystkim, które już zostawiły po sobie ślad.
PS. imiona sióstr grają w tym wszystkim pewną rolę. Dość sporą nawet, powiedziałabym. Bardziej dociekliwi na pewno szybko rozszyfrują ich znaczenie, a jeśli nikomu się to nie uda - następnym razem dodam podpowiedź.
- Coś długo ich nie ma – rozejrzał się niespokojnie Georg.
- Myślisz, że coś się mogło stać? – uniósł brwi Gustav.
- Eee, nie…chyba nie. Niby można by sprawdzić… - powiedział Georg bez przekonania, ale nie ruszył się z miejsca.
- Coś ty, sami przyjdą niedługo pewnie – Gustav nie wyglądał na zaniepokojonego. – Tom pewnie wsiąkł z jakąś laską, a Bill go szuka. Stary…patrz…
Gustav umilkł i wpatrzył się w jakieś miejsce u szczytu schodów. Georg siedział do nich tyłem, więc najpierw spostrzegł tylko zdumioną i zachwyconą minę kolegi, a potem obrócił się i…również zamarł. Przy wejściu na piętro stały dwie piękne i nadzwyczajnie zgrabne dziewczyny. Miały na sobie identyczne sukienki, ale poza tym różniły się niemal wszystkim. Jedna ubrana była na szaro, druga w ciemną zieleń. Pierwsza była jasną blondynką, druga – czarnowłosa. Stały z wysokimi szklankami w dłoniach i rozglądały się w poszukiwaniu wolnego miejsca, ale wyglądało na to, że wszystkie stoliki są już zajęte. Przeszły jeszcze kilka kroków, tym samym się do nich zbliżając, ale nie dostrzegły widocznie nic, bo spojrzały na siebie porozumiewawczo i zrobiły ruch, jakby chciały się cofnąć. Georg zreflektował się pierwszy.
- Dziewczyny! – powiedział, wstając.- Jeśli chcecie, to tu mamy dwa wolne miejsca…
Spojrzały na niego z wdzięcznością, ale bez przesadnego entuzjazmu i usiadły na kanapce, którą jeszcze niedawno zajmowali Bill i Tom. Gustav z półotwartymi ustami wgapił się w srebrnowłosą dziewczynę naprzeciwko. Pierwszy raz widział taki typ urody: miała bardzo jasną, niemal przezroczystą cerę, prawie białe włosy i szare, świetliste oczy. Pierwsze skojarzenie – duch. Dziewczyna była otoczona tak perłową poświatą, że wydawała się przybywać z innego wymiaru. Jej sukienka, ze względu na rodzaj materiału i perłowo-szary kolor, zdawała się być zrobiona z płynu: udrapowana na białych ramionach, miękko rozlewała się po fantastycznych kształtach pięknej dziewczyny.
Musiała zauważyć jego maślany wzrok, bo przeniosła na niego spojrzenie przejrzystych, uduchowionych oczu, a blade, pociągnięte bezbarwnym błyszczykiem usta uśmiechnęły się leciutko. Gustav zapomniał o koledze i lunatycznym krokiem zbliżył się do drugiej kanapy. Dziewczyna przesunęła się trochę, robiąc mu miejsce i pogrążyli się w łagodnej, usypiającej rozmowie.
Georg nawet tego wszystkiego nie zauważył. Widział tylko czarnowłosą piękność siedzącą naprzeciw niego. Wyglądała, jak ucieleśnienie jego marzeń: wysoka, szczupła i spokojnie niedostępna. Zimnym, dość obojętnym wzrokiem lustrowała wnętrze sali. Dopiero po chwili spojrzała na niego, ale pod tym spojrzeniem poczuł się jak nieciekawy okaz fauny. Trwało to tylko ułamek sekundy i ciemnozielone oczy znów zwróciły się ku parkietowi. Georg usłyszał strzęp rozmowy Gustava i tej drugiej:
- Yonder? Naprawdę? Ciekawe imię…
- To pomysł mojego ojca – tłumaczyła.
- Jesteś Amerykanką?
Georg wyłączył się nagle i znów spojrzał na czarnowłosą. Widział, że wyraźnie nie była nim zainteresowana, ale to tym bardziej pobudziło go do działania. Stanowiła wyzwanie, któremu musiał sprostać, zwłaszcza że jeszcze nigdy nie spotkał kobiety o tak niezwykłej urodzie i opanowaniu.
- Zdaje się, że straciliśmy kompanów – ruchem głowy wskazał jej rozmawiających Gustava i Yonder. Starał się, żeby wypadło to nonszalancko i na luzie.
Nie odpowiedziała. Spojrzała tylko na nich i znów przeniosła wzrok na niego. Trochę się speszył pod wpływem tego spojrzenia.
- Może…ten…może więc my też pogadamy? – aż ugryzł się w język, słysząc to głupie zdanie. Jezu, robi z siebie idiotę przed najpiękniejszą dziewczyną, jaką miał okazję spotkać…
- O czym? – spytała rzeczowo. Miał wrażenie, że dość niechętnie.
- Na początek może zdradzisz mi swoje imię?
- Calamity.
- Ooo, ładnie. Ale długie trochę. Mogę ci mówić Cal?
- Nie – odpowiedziała krótko.
Jasna cholera, ta dziewczyna była jak skała. Mimo to pociągała go coraz bardziej, jeszcze nigdy nie przegrał takiego pojedynku na słowa i to – o zgrozo! – z dziewczyną. Odwróciła wzrok, więc pewnie nie chce już z nim gadać.
- A ty? – odezwała się nagle, nie patrząc na niego.
- Georg.
- I mogę ci mówić Georg? – zdawało mu się, że w jej oczach dojrzał iskierki humoru.
Roześmiał się z ulgą. Może nie będzie tak źle.
***
- Stary! Ale laskę poznałem wczoraj! – przeżywał Tom, wchodząc następnego dnia do pokoju brata. – Sorry, że wam zniknąłem, ale sam rozumiesz…
Było słoneczne południe. Bill dopiero wygrzebywał się z pościeli, zaspany, ale z rozmarzonym uśmiechem na twarzy. Tom usiadł na jego łóżku, a w całej jego sylwetce widać było chęć zdania bratu relacji.
- O której wróciłeś? – spytał Bill.
- Przed chwilą! Bracie, co to była za noc!
- Jak przed chwilą? – Bill usiadł niespokojnie na łóżku. – Przecież umawialiśmy się, że się nie rozdzielamy! I że wracasz na noc do domu!
- Mówisz, jakbyś całą noc umierał z niepokoju – prychnął Tom. – Dopiero co się obudziłeś i nawet nie widziałeś, że mnie nie ma. Więc teraz się zamknij i daj mi opowiedzieć.
Bill westchnął i oparł się o poduszki. Faktycznie, przez wydarzenia wczorajszego wieczoru kompletnie zapomniał, że nie ma przy nim brata. Co gorsza – dopiero teraz poczuł ukłucie wyrzutów sumienia. Entice zaprzątnęła jego umysł tak bardzo, że nie widział nic oprócz niej.
Uśmiechnął się na myśl o ich wczorajszym tańcu, potem spacerze…Był pewien, że przeżył wczoraj coś dużo lepszego niż Tom, ale nie chciał się tym z nikim dzielić. Nawet z bratem, co było trochę dziwne, bo zazwyczaj mówili sobie o wszystkim. Potrząsnął głową i wsłuchał się w opowieść Toma.
- …i poszliśmy! Zdajesz sobie sprawę?! Jest starsza ode mnie trochę, ale..
- Ile starsza?
- No…nie wiem właściwie…- zastanowił się Tom. – Nie mówiła, ile ma lat, ale była po prostu fantastyczna! Nigdy nie spotkałem takiej kobiety! I nigdy nie przeżyłem takiej nocy…
Zamyślił się nagle i pogrążył we wspomnieniach. Przypomniał sobie jedwabisty dotyk jej długich włosów na swoim nagim ciele, krągłość jej piersi w swoich dłoniach i te wiśniowe usta…takie miękkie…
- A wiesz chociaż, jak miała na imię? – spytał drwiąco Bill.
Tom wkurzył się na brata. Ten prostak naprawdę nie rozumiał, że wczoraj w nocy on, Tom, przeżył coś absolutnie wyjątkowego. To nie było tak, jak z tymi wszystkimi szczeniarami, bardziej podnieconymi jego sławą niż nim samym. Tamte imiona rzeczywiście zadziwiająco szybko wylatywały mu z głowy, ale to dlatego, że do żadnej z tamtych…przygód nie przywiązywał większej wagi. A wczoraj – to było co innego. Jej imię wryło mu się w pamięć, jak w żelazo, nie było możliwości, żeby kiedykolwiek w życiu je zapomniał.
- Lewd…
- Lód?? Ale numer…
- Jaki lód, odpieprzyło ci? – wściekł się Tom. – L-E-W-D!!! Lewd…
To imię było dla niego jak muzyka. Ta sama muzyka, która brzmiała mu w uszach całą wczorajszą noc: namiętna, pełna zmysłowych wibracji…Otrząsnął się nagle, nie chciał tak odpływać przy Billu.
- A wy co? Szybko poszliście?
Bill spojrzał na niego nieodgadnionym wzrokiem. Nie wiedział, co się stało z chłopakami, zostawił ich wtedy i już nie wrócił do klubu. Do pierwszej w nocy spacerowali z Entice cichymi uliczkami, trzymając się za ręce i rozmawiając o całym mnóstwie ważnych spraw.
- Ja…wyszedłem pierwszy. Spotkałem kogoś i…jakoś się minęliśmy z Georgem i Gustavem…
Tom otworzył szeroko oczy.
- Spotkałeś kogoś? Ooo…no ciekawe, gadaj!
Bill wzdrygnął się nieco. Wcale nie miał ochoty opowiadać bratu o wszystkim, co wczoraj poczuł, ale prędzej czy później Tom i tak się dowie, że zaczął się z kimś spotykać.
- Dziewczynę.
- No coś ty, a ja myślałem, że szympansa – spojrzał na niego z politowaniem Tom. – I co, ładna?
- Bardzo… - Bill uśmiechnął się sam do siebie. – Mamy się dziś spotkać, wieczorem…
- Uuuu…- gwizdnął przeciągle Tom. – Coś się kroi braciszku, nieźle…Ale to nawet fajnie, bo ja też wybywam na wieczór. Kryj mnie, co? Powiedz starszym, że jesteśmy razem.
- Idziesz do niej?
- O tak stary, właśnie tak! – roześmiał się drapieżnie Tom. – Komórka ci dzwoni.
Bill pogrzebał w stercie ubrań, leżących przy łóżku i po chwili wyciągnął z niej mały aparacik. Spojrzał na wyświetlacz.
- Kto? – spytał Tom.
- Gustav – powiedział szybko Bill i wcisnął „odbierz”. – Halo?
- No cześć stary, dzwonię, bo nie wiem czy żyjecie. Coś się pogubiliśmy wczoraj.
- Żyjemy, ale Tom dopiero co wrócił z nocnych podbojów.
- To nie znalazłeś go wczoraj?
- No nie…wróciłem bez niego.
- Myśleliśmy z Georgem, że razem poszliście do domu i nawet się trochę obraziliśmy, że zostawiacie kumpli na pastwę losu – Gustav roześmiał się, więc Bill wiedział, że nie ma mu tego za złe. – Czyli wszystko ok?
- No tak, a u was? Długo jeszcze siedzieliście?
- Stary, niemal do białego rana!!! Wyhaczyliśmy dwie takie sztuki…no mówię ci, bomba. Idziemy dziś z nimi do innego klubu, może chcecie się przyłączyć?
- Pogadam z Tomem i zobaczymy. Oddzwonię.
- Ok, na razie!
Bill odłożył słuchawkę i wyjaśnił bratu o co chodzi. W nim samym zaś walczyły dwa uczucia: chciał pochwalić się kumplom i pojawić się w klubie z Entice przy boku, a jednocześnie, gdzieś w głębi duszy, pragnął mieć ją tylko dla siebie.
Tom nie miał takich problemów.
- Pewnie! Świetny pomysł! Bardzo chętnie pokażę im prawdziwą kobietę, a od razu poznam tę twoją laskę. To o której idziemy?
- Tom, ja nie jestem pewien czy chcę tam iść…
- Nie wariuj chłopie, idziemy jak nic. Niedługo zrobisz się jakimś odludkiem czy coś…- mruczał Tom i już wybierał na swojej komórce numer Georga.
***
Wieczór był piękny. Czerwono-złociste słońce powoli zmierzało ku horyzontowi, obłożone pianą pomarańczowych chmur, jakby układało się do snu na pełnym poduszek łożu. Po jego stronie niebo miało chyba wszystkie możliwe odcienie żółci i różu, a gdy Bill odwrócił głowę, zobaczył granatowe sklepienie, usiane gwiazdami. Nabrał w płuca pachnącego słodko powietrza i poszedł dalej. Zatrzymał się jeszcze na chwilę przy murku, na którym kwiaciarki już sprzątały pojemniki i wiadra pełne kwiatów we wszystkich kolorach tęczy. Od razu wiedział, co wybrać i bez zastanowienia kupił bukiecik delikatnych fiołków. Tylko te kwiaty tak silnie do niej pasowały.
Umówili się na placu, koło fontanny. Widocznie przyszedł pierwszy, bo gdy się rozejrzał, nigdzie jej nie było. Po kilku minutach wypatrywania spuścił głowę i poprawił nieco ułożenie kwiatków.
- Witaj…- w powietrzu zawibrowały srebrne dzwoneczki.
Wyglądała dziś jeszcze piękniej niż wczoraj. Pastelowa skóra lśniła w gasnącym słońcu, oczy błyszczały uśmiechem, a włosy czesał łagodny, ciepły wiatr. Dziś również miała na sobie sukienkę, ale tym razem inną. Trzymała się na cienkich ramiączkach, na biuście była obcisła, a potem luźno spadała, aż do połowy ud. Bill westchnął z zachwytu i ujął jej chłodną dłoń.
Nie musieli nawet rozmawiać po drodze, dobrze im się razem milczało. Cieszyli się tym spotkaniem, tym spacerem i poczuciem, że obok idzie ktoś ważny. Na myśl, że chłopaki zaraz ją poznają, Billa rozpierała duma. Do klubu wszedł z podniesioną głową i uśmiechem na ustach. Rozglądał się tylko przez chwilę, bo z daleka widać było jasną czuprynę Toma i ciemny podkoszulek Georga. Podeszli do stolika, nadal trzymając się za ręce.
- Cześć chłopaki…i dziewczęta – uśmiechnął się do wszystkich Bill. – To jest Entice…
- Cześć – uśmiechnęła się wdzięcznie i Bill z radością zauważył zachwyt na twarzach chłopaków.
Ich towarzyszki w ogóle się nie odezwały, tylko patrzyły na niego z lekkimi uśmiechami. Potem każda przywitała się z nim oddzielnie. Zauważył, że ciemnoruda Lewd rzeczywiście wygląda na trochę starszą niż oni, ale jej wieku nie umiał precyzyjnie określić. Białowłosa Yonder też bardzo mu się spodobała, była prześliczna, chociaż trochę jakby nieobecna. Ale miał wrażenie, że milczącej i niedostępnej Calamity raczej nie polubi. Choć faktem było, że tej również natura nie poskąpiła urody.
„Zabawne, że jednego wieczoru wszyscy czterej spotkaliśmy tak piękne kobiety o tak niecodziennych imionach” – przebiegło mu przez myśl, ale głośno tego nie powiedział, tylko poszedł do baru, żeby przynieść sobie i Entice coś do picia. Kiedy wrócił, towarzystwo było rozgadane i wesołe.
Lewd okazała się być duszą towarzystwa, a Tom pławił się w jej blasku, jakby była jego osobistym osiągnięciem. Zaskoczyło go natomiast to, że dziewczyny odzywały się do siebie raczej rzadko, głównie rozmawiały z chłopakami, a jeśli już któraś mówiła coś do innej to obie były bardzo uprzejme i uśmiechały się w dziwny sposób. Ta myśl jednak wyparowała z jego głowy szybciej, niż powstała, bo natychmiast rozproszył go dotyk chłodnych palców Entice na wierzchu dłoni. Przeniósł na nią rozanielony wzrok. Łagodnie uśmiechnięta, patrzyła prosto w jego twarz i przeszywała go przejrzystymi tęczówkami. Bill miał wrażenie, że mogliby rozmawiać całkowicie bez słów, rozumieli się już po jednym spojrzeniu. Muzyka nagle przybrała na sile, nie słyszeli się prawie wcale, więc miał idealny pretekst by schylić się do jej ucha i zanurzając nos w pachnących fiołkami jasnych włosach wyszeptać:
- Podobają ci się moi znajomi?
- Sympatyczni – orzekła krótko, prosto w jego ucho. Dodała jeszcze parę słów o każdym z nich, ale dla Billa bardziej liczył się jej ciepły oddech, dotyk miękkiej skóry na policzku i subtelny zapach, niż same słowa.
Znowu zapragnął znaleźć się z nią sam na sam, bez towarzystwa i zbędnych rozmów o niczym. Zaprosił ją na parkiet. Taniec sprawiał mu olbrzymią przyjemność, ale to nadal nie było to. Po jakimś czasie wrócili do stolika, gdzie Entice rozpoczęła spokojną rozmowę z Tomem i Gustavem. Nie podobało mu się to. Po raz pierwszy czuł taką niechęć do wszystkich ludzi na świecie, nawet do swojego brata i sprawdzonych, lojalnych przyjaciół. Poczuł, że są balastem, przeszkodą stojącą mu na drodze do samotnego bytowania z tą najwspanialszą na świecie istotą. Z rozdrażnieniem obserwował ich uśmiechy i gesty, irytowało go każde słowo. A gdy Tom przypadkiem dotknął ręki Entice, miał ochotę potężnie go uderzyć. I nie miało to być braterskie szturchnięcie, ale pełen nienawiści cios, do bólu, do krwi…
Przez chwilę pomyślał, że wariuje i postanowił się opamiętać. Dla uspokojenia zaczął przyglądać się pozostałym dziewczętom. Lewd ze spokojem sączyła przez słomkę kolorowego drinka. Siedziała niby zwyczajnie, w luźnej pozycji, zrelaksowana, nawet nie robiła nic nadzwyczajnego, ale…przy tym wszystkim wyglądała tak seksownie, że przyciągała wzrok wszystkich mężczyzn w klubie. Kształt jej ciała w tajemniczy sposób rysował się pod lejącą się tkaniną krótkiej sukienki, powabna pierś wznosiła się i opadała kuszącym, jednostajnym ruchem, a spadziste nagie ramiona prowokowały bardziej niż najkrótsze miniówki obecnych w klubie nastolatek. Założyła nogę na nogę. Na widok złociście opalonego uda kilku facetów niemal dostało spazmów, ale ona zdawała się tego w ogóle nie zauważać. Bill z całym przekonaniem mógł stwierdzić, że Lewd była absolutnie najseksowniejszą i najbardziej pożądaną kobietą tego wieczoru, choć w żaden sposób nie kolidowało to z jego uczuciami do Entice. Była to jedynie trafna obserwacja.
Zupełnie inna wydała mu się Yonder. Przez chwilę poważnie się zastanawiał, czy ta dziewczyna nie była przypadkiem wykonana ze szkła lub mgły. Czasem, gdy na nią spoglądał, miał wrażenie, że widzi zarys stojącego za nią stolika, zupełnie, jakby jej ciało było kompletnie przezroczyste. Złudzenie mijało bardzo szybko, ale pozostawiało po sobie ślady: Yonder kojarzyła mu się z duchem. Jednocześnie musiał przyznać, że miała fascynujące oczy: srebrne, świetliste i trochę nieobecne. W te oczy można było patrzyć godzinami, kąpać się w ich srebrzystej poświacie, zupełnie jak we śnie…wszystko stawało się zamglone, świetliste i oślepiające, ale ciało nagle nabierało niezwykłej lekkości, wystarczyło odbić się stopami, żeby w zwolnionym tempie leniwie poszybować w górę, do źródła światła i powietrza…
Bill otrząsnął się i rozejrzał z niedowierzaniem. Nadal był w klubie, siedział na swoim miejscu, ale czuł się, jakby przed chwilą odbył długą, cudowną podróż w miękki i chłodny niebyt. Spostrzegł skierowany w swoją stronę wzrok Yonder, ale nie minął ułamek sekundy, jak odwróciła oczy i przeniosła spojrzenie na Gustava. Przez chwilę Billowi wydało się, że teraz to jego kolega powoli odpływa, jednak jego uwagę przykuła twarz tajemniczej Calamity i momentalnie zapomniał o Gustavie.
Calamity była zimna i niedostępna jak twierdza warowna. Kruczoczarne włosy wydobywały bladość jej cery i nadawały jej twardy charakter, jakże inny od ciepła Entice czy Lewd. Yonder była chłodna, ale był to orzeźwiający chłód górskiego potoku, a Calamity po prostu tchnęła zimnem. Nawet piękne, ciemnozielone oczy przetkane były igłami lodu. Bill był pewien, że dla tych oczu niejednokrotnie ktoś kruszył kopię, ale jemu osobiście Calamity wydawała się raczej odpychająca. Nie mógł jednak nie zauważyć zachwyconych spojrzeń z różnych części sali, na przykład przypakowany blondyn w typie macho, spoglądał spod baru wyłącznie na nią, nie zwracając uwagi nawet na seks emanujący od Lewd ani kobiecość Entice.
- Co ci, stary? – Bill usłyszał łagodny głos brata. Tom przypatrywał mu się z lekko przechyloną głową.
- Nic, jakiś trochę zmęczony jestem. Chyba zaraz pójdziemy…
- No coś ty, nie możesz odejść. Ma tu jeszcze wpaść David z tą swoją nową dziewczyną, wiesz.
- Nie wiem, nie znam jej – odparł nieuważnie Bill.
- No nikt jej nie zna przecież, dlatego się tu spotykamy. Żeby mógł nas przedstawić. Mamy zrobić dobre wrażenie i pokazać, jakie z nas grzeczne chłopaki – Tom roześmiał się głośno, czubkami palców nie przestając pieścić gładkiego uda Lewd, co wywoływało wściekłe spojrzenia przybyłych do klubu mężczyzn. Dziewczyna przeciągnęła się rozkosznie jak kotka i przysunęła się nieco bliżej. – Na pewno o niej słyszałeś, od tygodnia cały czas o niej mówi.
- Aaa, tak, coś kojarzę…- rzeczywiście, menadżer zespołu co jakiś czas napomykał coś o fantastycznej dziewczynie, jaką ostatnio poznał. Zdaje się, że to dzięki niej natrafił na jakąś genialną okazję podpisania ich nowego kontraktu. Ale prawdę mówiąc, Billa niewiele to dziś obchodziło, miał po prostu ochotę się stąd zerwać. Z Entice. – O której tu będą?
- Już powinni być, David mówił, że przyjdą o ósmej, a jest już piętnaście po – spojrzał na zegarek Tom.
Bill rozejrzał się po klubie, ale w tłumie ludzi nie dostrzegł sylwetki menadżera. Ziewnął dyskretnie i powziął ciche postanowienie, że pogada z Davidem chwilę i postara się jak najszybciej wyjść na długi spacer ze swoją fiołkową dziewczyną. Aż wciągnął powietrze na myśl o słodkich pocałunkach w otoczeniu parkowych drzew i pod osłoną granatowoczarnej nocy. Już niedługo…
- Cześć chłopaki – David wyrósł przed nimi, jak spod ziemi i właśnie szczerzył zęby w powitalnym uśmiechu. Obok niego stała wysoka, smukła i piękna kobieta w złocistej sukience. W muśniętej słońcem cerze błyszczały wielkie, orzechowe oczy, ocienione długimi, ciemnymi rzęsami, a po ramionach spływała kaskada lekko falujących, złotych włosów. Była młodsza od Davida, ale Bill nie potrafił powiedzieć o ile. Chyba była zbliżona wiekiem do Lewd. – Przedstawiam wam moją wspaniałą kobietę.
Dziewczyna uśmiechnęła się do nich niezwykle serdecznie, a jej mądre oczy zaiskrzyły humorem. Wyciągnęła rękę do każdego z nich po kolei i przedstawiła się ciepłym, pewnym siebie głosem:
- Ubiquitous.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Beata
:-(
Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 22:21, 01 Wrz 2006 |
|
No tym razem moja droga, zaskoczyłas mnie opisami. Są bardzo efektowne.
Zaczynasz czarować, a jak dotąd tylko jedna osoba potrafiła mnie tu zaczarować.
Wiesz, nie wiem czy trafnie odbieram sens tego opowiadania, ale mam wrażenie że te dziewczyny są jakby z innego świata, i maja tu do spełnienia jakąś misję.
Ale jeszcze nie domyślam sie jaką, ale bardzo mnie to intryguje.
Pozdrawiam i czekam na new:)
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Veren
:)
Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior
|
Wysłany:
Pią 22:48, 01 Wrz 2006 |
|
No właśnie...
Na początku myślałam, że to jakieś czarodziejki, ale ...
Nie wiem już.
A, jeśli chodzi o imiona, to narazie coś tam się domyślam...
Aha, no i cieszę się, że to nie będzie love story
Czekam na cd
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
reinigen
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 17:35, 02 Wrz 2006 |
|
Trochę długa ta część, mam nadzieję, że nikogo nie zanudzi. Po prostu bardzo chciałam zakończyć akurat w tym właśnie momencie. Dziekuję za wszystkie komentarze i miłej lektury życzę!
Tom obudził się w zalanym słońcem, nagrzanym pokoju. Ciepłe kolory wnętrza, złote promienie na ścianach i wiklinowe meble rozleniwiły go, nie miał ochoty się ruszyć, ani podnieść głowy, ale po sekundzie uświadomił sobie, gdzie jest i – co ważniejsze – z kim. Obrócił ostrożnie głowę.
Tak jest. Była tam. Leżała otulona miękką, satynową pościelą w kolorze piasku, a jej wiśniowe loki rozsypywały się po poduszce. Twarz miała zwróconą w jego stronę, więc do woli mógł podziwiać gładką, złocistą cerę, długie, ciemne rzęsy i idealnie skrojone usta w identycznym kolorze, co włosy. Widział też jedno gładkie ramię i długą, smukłą nogę, przerzuconą przez kołdrę. Poruszyła się lekko, ale nie zmieniła pozycji, a cienkie powieki dalej spokojnie przykrywały tęczówki, których kolor przypominał mu zawsze czerwoną herbatę. Po raz pierwszy zastanowił się, ile ona może mieć lat. Nigdy jej o to nie spytał, bo wiedział, że kobiety o wiek pytać nie wypada, a ona też nie kwapiła się z wyjaśnieniem mu tej kwestii. Na pewno była starsza od niego, ale nie miał pojęcia o ile. Na jedwabistej skórze nie było śladu zmarszczek, nawet tych od uśmiechu czy płaczu, a przecież śmiała się często. Jak się nad tym zastanowić, to było to nieco nienaturalne, przecież każdy ma zmarszczki mimiczne. Może była po jakichś zabiegach kosmetycznych? Ale w takim wypadku mogła mieć i koło czterdziestki, a on by tego nie zauważył.
Przyjrzał się uważniej. Nie, czterdzieści na pewno nie. Dwadzieścia parę najwyżej, takie ciało i tak było wyjątkowe, jak na dwudziestolatkę. Ani grama zbędnego tłuszczu, idealnie wyrzeźbione mięśnie, grające przy każdym ruchu pod skórą bez najmniejszej skazy. Przymknął na chwilę oczy i odetchnął głęboko. Natychmiast odurzył go słodki zapach róż, towarzyszący tej kobiecie bez względu na porę dnia czy nocy. Była cudowna…
Przypomniał sobie swoją rozmowę z bratem, po tamtym wieczorze w klubie. Wrócili wtedy do domu po drugiej w nocy, uprzednio odprowadzając swoje kobiety. Nie został u niej na noc, bo wydała mu się zmęczona, umówili się na kolejny dzień. Za to w domu miał okazję pogadać z Billem, nie mógł się doczekać jego opinii o Lewd. Pamiętał każde zdanie.
- Owszem, bardzo piękna i nawet bardzo sympatyczna, ale…
- Ale co?! – spytał zdenerwowany.
Bill zastanawiał się przez chwilę, patrząc mu prosto w oczy.
- Ona jest od ciebie sporo starsza…
- No to co?!
- Nie znasz jej dobrze, to może się źle skończyć – powiedział to powoli, z namysłem i miną, jakby nagle go olśniło.
- Bzzzdura! – wściekł się wtedy. – I kto to mówi?! Że niby ty masz coś przeciwko starszym od siebie dziewczynom?! Nie dalej jak kilka tygodni temu rozpaczałeś po stracie Laurel!
Tom pamiętał dokładnie, jak przerażająco blady stał się po tych słowach Bill. Z Laurel łączyło go jednak coś dużego. Tom osobiście nigdy tego nie rozumiał, ale po Billu widać było, kiedy naprawdę czuł coś do dziewczyny. A Laurel bez wątpienia kochał całym sobą. Była od niego starsza o cztery lata i trochę, ale wydawało się, że żadnemu z nich to nie przeszkadza. Jeszcze nigdy Tom nie widział własnego brata tak szczęśliwego, jak w okresie jego związku z Laurel: Bill promieniał, oczy mu lśniły, budził się z uśmiechem na ustach i nie mógł się doczekać każdego kolejnego dnia. Kiedy byli razem, to zawsze aż pochylał się w jej stronę, żeby jeszcze dokładniej usłyszeć, co do niego mówiła. Zapytany, dlaczego tak robi, odpowiedział: „Wiesz, ona mówi tak wspaniale, że za każdym razem umieram z ciekawości, co tym razem powie”.
A potem nagle coś się popsuło. Bill wrócił do domu bez humoru, najpierw raz, potem znowu…nie chciał mówić o tym, co go boli, a Tom nie naciskał. Wiedział, że prędzej czy później dowie się prawdy. Przeliczył się jednak: Bill cierpiał długo i samotnie, nic nikomu nie mówiąc i lecząc się muzyką. Później trochę wydobrzał i od razu spotkał Entice.
Teraz jednak znów zbladł i zacisnął usta, a z jego oczu całkiem zniknął ten dziwny blask, który pojawił się po spotkaniu z Entice. Bill spochmurniał, na jego czole pojawiła się głęboka bruzda, na policzkach wystąpiły gruzły od zaciśniętych mocno szczęk, ale nie odezwał się już ani słowem. Tomowi aż zrobiło się głupio.
- Przepraszam stary, nie chciałem…
Spojrzał na niego z bólem, potwornym bólem, od którego Tom aż się zachłysnął.
- To nic…nic takiego…- powiedział lekko zachrypniętym głosem. – Po prostu…uważaj na siebie. Takie rzeczy potrafią się źle kończyć…
Tom otworzył oczy i znów ujrzał przed sobą spokojną, piękną twarz Lewd. To, że Billowi nie wyszło, nie oznaczało jeszcze totalnej klęski każdego związku ze starszą kobietą. Poza tym Lewd różniła się od Laurel diametralnie, a on sam nie zamierzał niewolniczo kopiować błędów Billa, przecież byli całkiem inni. Czułe dyrdymały są wyłącznie nudziarstwem, więc Tom nie zamierzał bawić się w tego typu historie. Seks, luz i zabawa – to jest przepis na udany związek.
Tom przeciągnął się powoli w śliskiej pościeli i podłożył sobie rękę pod głowę. Promienie słońca wpadały swobodnie przez uchylone okno i kładły się ciepłymi pasmami na piaskowej kołdrze i ich ciałach, grzejąc delikatnie. Pokój przypominał butelkę wypełnioną płynnym, lepkim miodem. Cienkie, żółtobrązowe zasłonki kołysały się pod wpływem łagodnych podmuchów ciepłego wiatru, z zewnątrz dobiegały odgłosy niewielkiej, osiedlowej uliczki. Była trzecia po południu, całą noc Tom i Lewd spędzili na miłosnych igraszkach i dlatego dopiero teraz odsypiali zaległe godziny. Chłopak, choć zmęczony, czuł się w tym momencie wyśmienicie; było mu miło, ciepło, przytulnie…słyszał szum drzewa, którego korona prawie sięgała ich okna. Gdzieś w pokoju leniwie brzęczała mucha. Wyśledził ją wzrokiem i obserwował przez chwilę idiotycznie monotonny lot. Nie miał ochoty jej wypędzać, brzęczenie mu nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie: stanowiło bardzo dobre uzupełnienie tej chwili.
Po chwili dopiero zauważył, że Lewd otworzyła oczy. Uśmiechnął się do niej, nie czując pod wpływem jej wzroku żadnego skrępowania, mimo że leżał teraz przed nią całkowicie nagi i bezbronny. Wodziła oczami po jego ciele, oglądała każdy fragment z osobna, aż poczuł pod skórą delikatne mrowienie. Z chwili na chwilę przybierało ono na sile, bo jej spojrzenie było dla niego niemal wyczuwalne. Widział, jak zatrzymywała wzrok na poszczególnych partiach jego ciała, jak oglądała jego ramiona, obojczyki, żebra…widział podziw w jej szkarłatnych prawie oczach, gdy dotarła do mięśni brzucha i lekko wystających kości biodrowych. Aż zadrżał, gdy przeniosła wzrok niżej. Nawet go nie dotknęła, a jego podniecenie z wolna osiągało już alarmujący stan…
Wreszcie poczuł delikatną, zwinną dłoń na swoim brzuchu i przymknął oczy. Nie mógł już zobaczyć pełnego irytacji wzroku Lewd, gdy jej oczy natrafiły na natrętną muchę, krążącą bezmyślnie wokół wiklinowego klosza. Westchnął i wydał z siebie głęboki jęk, gdy ciepłe, miękkie usta dotknęły jego płonącego pożądaniem ciała, nie czuł już nic poza jej pieszczotami, a słyszał tylko bicie własnego serca, więc nie miał pojęcia, że swawolne brzęczenie muchy nagle się urwało, a małe, czarne, owadzie ciałko runęło bez życia na podłogę.
***
- Pięknie wyglądasz… - Bill z zachwytem patrzył na błękitną, przewiewną bluzeczkę i idealnie skrojone spodnie Entice i schylił się, żeby ucałować ją na powitanie.
- Dziękuję – odparła z wdziękiem.
Była trzecia, upał był nie do wytrzymania, ale ona wyglądała promiennie i świeżo jak w rześki wiosenny poranek. Towarzyszący jej zapach fiołków był równie delikatny. Ujął jej dłoń delikatnie i powiódł w stronę parku. Mieli tam swoje ulubione miejsce, ławkę na stawem, ocienioną przez zielone gałęzie wierzby. Zawsze było tam nieco chłodniej niż w jakimkolwiek innym punkcie w mieście. Tam po raz pierwszy się całowali, tam też wyszeptał jej wiele pełnych miłości i oddania słów. Gdy tylko usiedli na brązowych deskach, owionęło go uczucie swojskości i bezpieczeństwa. Entice założyła nogę na nogę i oparła dłoń o jego ramię, rozpoczynając cichą, intymną rozmowę o przyszłości i planach. Opowiadał jej właśnie o nowym kontrakcie, podpisanym przez Davida nie dalej jak tydzień temu, kiedy dobiegł ich łagodny, nieco zaskoczony głos:
- Bill.
To nie było pytanie czy zawołanie, ktoś stojący za nimi po prostu stwierdził fakt. Bill nie musiał odwracać głowy, żeby się dowiedzieć, któż to taki. Ten głos rozpoznałby wszędzie i zawsze, słyszał go w dzień i w nocy, w malignie, gorączce i koszmarnych snach…
Laurel stała tuż za ławką. Ubrana w dżinsy, zwykły czarny T-shirt i adidasy, całą swoją osobą tworzyła kontrast dla romantycznie wystrojonej Entice, a jednak mimo to przyciągała spojrzenia przechodzących mężczyzn. Może to dzięki wspaniałej sylwetce tancerki, może dzięki swobodnej nonszalancji w ruchach lub miękkim jak u dziecka włosom, uczesanym dziś chyba wyłącznie wiatrem…Bill pamiętał, że ta dziewczyna nigdy nie przywiązywała szczególnej wagi do wyglądu zewnętrznego. Wkładała na siebie to, co aktualnie wpadło jej w ręce, wyznawała zasadę, że ładne ciało to czyste ciało i z zabiegów kosmetycznych niemal wyłącznie się myła. Nie robiła makijażu, bo szkoda jej było czasu. Nie układała włosów, bo przecież wystarczyło przeczesać je szczotką. Jedyne, do czego miała słabość, to piękne zapachy. Uwielbiała perfumerie, a najlepszym prezentem dla niej była zawsze jakaś rześka woda toaletowa; na przykład podczas ich krótkiego związku przeżywała fascynację zapachem Kenzo d’Ete i Billowi już na wieki skojarzyła się z orzeźwiającym aromatem wyciągu z liści konwalii.
Teraz, gdy do jego nozdrzy dotarł ten sam znajomy zapach, poczuł w sercu gwałtowne szarpnięcie, ale jednocześnie błogość, rozlewającą się po całym ciele. Na krótką chwilę zapomniał, że obok niego siedzi jego wymarzona Entice i zapatrzył się w ciepłe, brązowe oczy Laurel. Czas się zatrzymał, wspomnienia wróciły silną falą i nie miał ochoty zrobić nawet najmniejszego ruchu. Z transu wytrąciło go lekkie dotknięcie Entice. Potrząsnął głową i wstał z drewnianej ławki.
- Laurel. Witaj… - w jego wnętrzu coś podskoczyło, gdy ujrzał, jak uśmiechają się jej oczy. Zawsze najpierw śmiała się oczami, dopiero potem rozchylały się jej wargi, ukazując rząd równych, białych zębów. Kiedyś tak kochał obserwować te leciutkie zmarszczki uśmiechu w zewnętrznych kącikach zmrużających się oczu…
- Cześć Zefirze…- zawsze go tak nazywała. Mówiła, że kojarzy jej się z delikatnym powiewem ciepłego wiatru, co zawsze poczytywał za ogromny komplement, bo Laurel kochała wiatr ponad wszystko na świecie. Godzinami potrafiła siedzieć w koronie drzewa i wystawiać twarz do pieszczoty łagodnych podmuchów. – Przepraszam, że przeszkodziłam. Idę na trening i wydawało mi się właśnie, że zobaczyłam znajomą sylwetkę…
- Miło cię znów widzieć…- powitanie zostało przerwane subtelnym odkaszlnięciem Entice. Bill ocknął się i odwrócił w jej stronę – Pozwól, że cię przedstawię…Entice, to Laurel. Laurel-Entice.
Dziewczyny spojrzały sobie w oczy po raz pierwszy. Entice uśmiechała się delikatnie i słodko, ale twarz Laurel nagle wykrzywiła się w niekontrolowanym grymasie. Zmarszczyła gładkie czoło i wpatrywała się uważnie w uśmiech Entice, dostrzegając w nim coś, czego Bill widzieć absolutnie nie mógł.
- Czy my się już nie znamy? – spytała powoli, cedząc słowa, jakby przychodziły jej z największym trudem.
- Nie sądzę – odpowiedziała lekko i wdzięcznie Entice.
Bill był zdumiony reakcją swojej byłej dziewczyny. Przywykł już do myśli, że wszyscy lubią Entice, a przynajmniej żywią wobec niej pewien rodzaj respektu, a tu nagle zjawia się Laurel i zachowuje się zupełnie inaczej. Przez chwilę łudził się, że to coś w rodzaju zazdrości, że Laurel po prostu nie chce widzieć przy nim nowej kobiety, ale nie…w pociemniałych oczach dostrzegł raczej niechęć i pogardę, co było jeszcze bardziej zaskakujące, bo znał tę dziewczynę i wiedział, że nigdy nie traktuje ona w ten sposób nowo poznanych osób. Dostrzegł też, że wiotkie ciało delikatnie zadrżało pod T-shirtem, jakby Laurel nagle zmarzła. Zmarszczył brwi.
- Kim jesteś? – spytała po chwili milczenia Laurel. Wprost, bez ogródek. Bill sam nie wiedział, jak można odpowiedzieć na tak zadane pytanie.
- Słucham? – zdziwiła się uprzejmie Entice.
- Kim jesteś? – powtórzyła bez oznaki zmieszania Laurel i nie spuszczała wzroku z rywalki, dając jej do zrozumienia, że naprawdę oczekuje odpowiedzi.
Entice roześmiała się głośno, ale odrobinę nieszczerze, co Bill z niemałym zdziwieniem zauważył. Przestała się śmiać dopiero po chwili i rzuciła mu pobłażliwe spojrzenie, mówiące „proszę, skończ tę farsę”, ale Bill poczuł się niezdolny do jakiegokolwiek ruchu i dalej milczał jak zaklęty.
Pewnie jednak Entice byłaby zmuszona jakoś odpowiedzieć na absurdalne pytanie Laurel, gdyby nie to, że nagle wydarzyło się coś, co kompletnie odwróciło ich uwagę od zagadnień damsko – męskich. Otóż przy stawie zawsze pełno było piknikujących rodzin lub matek z dziećmi, przychodzących na chwilę i spacerujących dla zdrowia maleńkich pociech. Jedna z nich rozłożyła kraciasty koc zaledwie parę metrów od ich ławki i, nie zwracając większej uwagi na trzyletniego może synka, natychmiast zatopiła się w lekturze jakiegoś wyjątkowo pasjonującego romansu. Dziecko tymczasem powoli i nieubłaganie zbliżało się do mrocznych odmętów brudnawej wody, aż w końcu, bez wyraźnej przyczyny, potknęło się i wpadło główką prosto do stawu w dość niebezpiecznym, bo wyłożonym cementem miejscu. Matka zauważyła to dopiero po chwili i podniosła szalony wrzask akurat w momencie, gdy między Billem, Laurel i Entice zapanowało pełne skrępowania milczenie.
Laurel zareagowała błyskawicznie. Nie minęła chwila, a już z kocią zwinnością balansowała na krawędzi stawu, jedną ręką przeszukując mętną wodę. Bill dołączył do niej najszybciej, jak mógł i po kilku sekundach wspólnymi siłami wyciągnęli na brzeg zapłakane i przestraszone dziecko. Matka wybuchnęła wdzięcznością i płaczem, ludzie zbiegli się naokoło nich, zapanowało ogólne poruszenie i nikt nie dostrzegł zimnej furii wypisanej na twarzy słodko wyglądającej, odzianej w błękity istoty, stojącej przy ławce. Nikt, oprócz Laurel, która z rozmysłem spojrzała w tamtą stronę i powoli, spokojnie pokręciła głową, po czym chwyciła sportową torbę i oddaliła się od zbiegowiska.
***
- To takie dziwne…znamy się przecież od niedawna, a zdążyłaś mnie tak oczarować…- powiedział w zamyśleniu Bill, kiedy wychodzili już z parku, odprowadzani pełnymi wdzięczności spojrzeniami ludzi. Nic nie odpowiedziała, uśmiechnęła się tylko delikatnie i ujęła jego dłoń, wsuwając w nią gładkie palce rozbrajająco czułym gestem. – Właściwie to nic o tobie nie wiem…
- Ja o tobie też niewiele. Chyba tak chciał los po prostu… - podsunęła ostrożnie.
- Ale ja chciałbym wiedzieć! – zawołał zapalczywie, całując jej delikatne palce. – Chciałbym wiedzieć wszystko! Mam dość tajemnic!
- Nie krzycz…
- Przepraszam – opamiętał się i spojrzał na nią już spokojniej. – Czemu nigdy nie mówimy o tobie?
Westchnęła głęboko, a jej dziewczęca pierś zafalowała pod bluzeczką tak cudownie kusząco…
- Co chciałbyś wiedzieć? – zwolniła krok do spacerowego, powoli zaszczycając swym dotknięciem płytki chodnika. Spojrzała na niego spod oka, a promień słońca oświetlił jej policzek, kładąc na nim świetlistą smugę.
- Skąd jesteś? – zadał pierwsze pytanie Bill.
- Stąd.
- Z Niemiec?
- Tak…z Niemiec, tak.
- Masz nietypowe imię jak na Niemkę…- spojrzał na nią zaciekawiony.
Zarumieniła się delikatnie i uśmiechnęła z dumą.
- Tata nadawał nam imiona – odpowiedziała mocnym głosem.
- Wam?
- Tak. Mnie i moim siostrom – wytłumaczyła, podkreślając swoje słowa łagodnymi gestami ręki. Tej ręki, która nie była uwięziona w jego uścisku. Czuł się bardzo dobrze, idąc obok niej i czując jej dotyk, ale tym razem nie robiło to na nim takiego wrażenia, jak zwykle, zupełnie, jakby odzyskał zagubioną gdzieś trzeźwość umysłu. Teraz po prostu uważnie słuchał i z zaciekawieniem przyswajał nowe dla siebie wiadomości.
- Ile masz sióstr? – spytał, przechylając głowę lekko w jedną stronę, wyrażając w ten sposób zainteresowanie.
- Sześć.
- Sześć?! – złapał się teatralnie za głowę. – Siedmioro dzieci i same dziewczyny?! O matko…
Entice roześmiała się uroczo i w powietrzu zawibrowały srebrne dzwoneczki. Widocznie wiele osób reagowało zaskoczeniem wobec takiej wiadomości, bo przyjęła jego reakcję z całkowitym spokojem.
- Tak, mój ojciec nigdy nie chciał mieć syna.
- A to dlaczego? – zaciekawił się Bill.
- To dosyć dziecinne tak naprawdę – parsknęła śmiechem Entice. – Otóż jego najgorszy wróg, jeszcze z czasów…no, z dawnych czasów, miał syna, którego bardzo kochał. Dlatego mój tata postanowił, że on chce mieć tylko córki.
Bill roześmiał się szczerze i nawet nie zwrócił uwagi na techniczną stronę zagadnienia. Opowieść była co najmniej zabawna.
- A twoja mama?
- Nie znałam jej – odparła spokojnie, bez bólu czy jakichś innych wyraźniejszych emocji.
Dla Billa było to niepojęte. Całe jego życie stanowiła matka, ojciec schodził zawsze na dalszy plan. Nie było go przy nich, więc przyjął to za coś naturalnego. Ale życia bez matki w ogóle nie potrafił sobie wyobrazić. Spojrzał na Entice ze współczuciem, ale ona tylko uśmiechnęła się do niego i znów spojrzała przed siebie. Może wypracowała sobie podobny mechanizm – nie ma mamy, więc tylko ojciec się liczy. Nawet nie zdawał sobie sprawy, ile ich łączy. Przytulił ją nagle, na środku ulicy, tak jak stali.
***
- Będzie problem…- Entice weszła do pomieszczenia z kominkiem szybkim, gwałtownym krokiem.
- Taaak…- potwierdziła Ubiquitous. – Laurel…
Siedząca na lamparciej skórze pod paleniskiem Lewd wzruszyła ramionami.
- Nie przesadzacie? To dziecko ziemi, nie ma się czym przejmować. Zwłaszcza ty, Ubi, powinnaś zachować zdrowy rozsądek. Niby tyle wiesz…
- Nie widziałaś tego! – przerwała jej Entice.
Lewd nie przejęła się tonem siostry, tylko przeciągnęła się i usadowiła wygodniej, podpierając przedramię haftowaną, jedwabną poduszką. Miedziane loki lśniły blaskiem niczym ogień, buzujący w kominku tuż za nią, a w tym przytłumionym świetle jej oczy błyszczały czystym szkarłatem.
- To nie ma znaczenia – odparła, ziewając. – On to załatwi.
Entice prychnęła, ale nic już nie powiedziała, bo Ubiquitous spojrzała na nią ostrzegawczo. Ogromne drzwi otworzyły się gwałtownie i siedem twarzy zwróciło się w ich stronę.
- O co chodzi? – spytał głębokim głosem mężczyzna w czarnym garniturze.
Rage, Calamity i Yonder opadły z powrotem na długą kanapę z czerwono-złotym obiciem, a Famine bez słowa spojrzała w ogień. Entice straciła nieco rezonu, ale nic nie było w stanie usadzić Lewd.
- Ta Laurel. Entice twierdzi, że może wiele popsuć.
- I ma rację – wtrąciła Ubiquitous. – Widziałam to dziś.
Mężczyzna o kruczoczarnych włosach usiadł spokojnie w wielkim, głębokim fotelu, wyglądającym na prawdziwy unikat z XVII wieku i oparł łokcie na podramiennikach, jednocześnie stykając czubki palców obu rąk. Rozejrzał się uważnie po twarzach swych córek.
- Uważasz, że jest tak źle? – pytanie skierowane było do Entice, ale trafiło w Ubiquitous.
- Ja…- zawahała się zaskoczona Ubi. – Myślę…że to może być…
- Taaak? – mężczyzna mówił cicho, ale jego głos był przejmujący.
- …miłość…- dokończyła niepewnie Ubi.
W komnacie ucichło. Słychać było tylko cichutkie trzaskanie szczap drewna w kamiennym kominku i stukot iskier, wypadających na podłogę. Żadna z dziewcząt się nie poruszyła, bały się nawet odetchnąć. Na szczęście ojciec przemówił w końcu dość spokojnym głosem.
- Czas na ciebie, Rage.
- Tak, ojcze.
- Jesteś najmłodsza, ale pokładam w tobie wielkie nadzieje. Wiesz, co masz robić. Jego brat nie może się teraz tym zainteresować.
- Wiem, ojcze.
- Lewd trochę odpocznie, będziesz miała czas. Ubiquitous!
Złocista suknia zaszeleściła delikatnie, gdy Ubi wstawała i podchodziła do starego fotela.
- Tak, ojcze?
- Obserwuj to. Zrobiłaś, co ci kazałem do tej pory?
- Wszystko.
- Dobrze. Więc teraz ty Famine…
Smutna twarz odzianej na biało córki, schyliła się w lekkim ukłonie. Famine nie wyglądała dobrze, ale świetnie znała wszelkie swoje zadania i wypełniała je wyśmienicie.
- A co ze mną? – zdenerwowała się Entice. – I z tą…
- Laurel zajmę się sam…
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
aliss
Dołączył: 03 Sie 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 18:33, 02 Wrz 2006 |
|
Czy nikt do tej pory nie skomentował?! Litości... To opowiadanie jest fantastyczne. Zaitrygowałaś mnie, a to ciężko - każdy, kto choć trochę mnie zna, powie ci, że ja uwielbiam banalne historie, a ta z pewnością taką nie jest. Masz niesamowity dar, jeśli chodzi o opisy, i pokręconą, nietuzinkową fabułę (która, swoją drogą, jest naprawdę świrtna, mimo iż nie cierpię sf ) Wielkie buziaki, i plus dla ciebie, za szybko dodawane notki xD Gratulacje!
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Veren
:)
Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior
|
Wysłany:
Sob 21:49, 02 Wrz 2006 |
|
O...
Kurczę, robi się coraz ciekawiej.
Zaczynam się uzależniać.
Od opowiadania, oczywiście xD
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|