Autor |
Wiadomość |
reinigen
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Czw 11:17, 14 Wrz 2006 |
|
Jeszcze dziś dodam ostatnią część, wobec czego proponowałabym uprzednio poczynić pewne przygotowania w celu wprowadzenia się w odpowiedni nastrój. Oczywiście zrobicie, jak chcecie, ale jeśli miałabym coś zasugerować to dobrze jest czytać ostatnią część przy odpowiedniej muzyce. Zwłaszcza ostatnie "trzy gwiazdki".
Moje propozycje to:
Therion "The Wondrous World of Punt"
Tiamat "Divided"
Jeśli któraś z Was zechce skorzystać z mojej rady, to na pewno wrażenie przy czytaniu końcówki będzie inne. Dlatego daję trochę czasu na ściągnięcie któregoś z tych utworków. Polecam gorąco!
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Sylas
:-)
Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*
|
Wysłany:
Czw 14:04, 14 Wrz 2006 |
|
Noo ;D Już się cieszę na tą część... Chociaż ma być ostatnia ;] czekam, czekam... ;D ;**
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
reinigen
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Czw 16:42, 14 Wrz 2006 |
|
No i koniec. To już ostatnia część, więc proszę o obszerne i szczere komentarze nie tylko co do ostatniego kawałka, ale i całości. Będę baaardzo wdzięczna. No i dziękuję wytrwałym czytelniczkom za uwagę!
Były pewne rzeczy, o których Gustav, pomimo swego stanu, pamiętał. Nigdy nie zapomniał na przykład o umyciu zębów, o zjedzeniu czegoś po przebudzeniu ani o godzinie spotkania z Yonder. Dziś umówili się na wpół do szóstej, w parku. Co prawda, zbierało się na burzę, ale raczej zdążą się spotkać zanim lunie, więc szybko gdzieś pobiegną. A jeśli nawet – przecież ciepły, letni deszcz nic im nie zrobi. Na wszelki wypadek ubrał długie spodnie i ciężkie, nieprzemakalne buty, łupiące martensy. Na grzbiet wystarczyło naciągnąć koszulkę i już mógł wychodzić.
Pogoda była wspaniała. Wszystko stało w miejscu, powietrze zupełnie się nie ruszało, a spoza chmur przebijało się słońce, odrealniając krajobraz do tego stopnia, że zaczęło mu to przypominać jego sen. Tam było niemal dokładnie tak samo. Nie zdziwiłby się, gdyby nagle zabrakło grawitacji i odleciałby w powietrze.
Gustav poczuł się w tym wszystkim miło i bezpiecznie. Uradowany, pobiegł jak na skrzydłach w ich miejsce nad stawem.
***
Bill już miał wychodzić, gdy telefon znowu zadzwonił.
- Tak Laurel?
- Zefir, tak bardzo się boję…- jej głos brzmiał, jakby przed chwilą zobaczyła ducha.
- Czego się znowu boisz? – tym razem nie potrafił ukryć zniecierpliwienia. Czas pozostały do jego randki z Entice gwałtownie się kurczył, a ona akurat teraz ma swoje majaki. Naprawdę, nie mogła wybrać lepszego momentu.
- Zefirku, to jest coraz bliżej! Nie mogę być sama, pomóż mi, proszę…
- Laurel, naprawdę nie mam teraz czasu. Wyjdź na dwór, przejdź się, odetchnij świeżym powietrzem, no nie wiem…zrób coś ze sobą! – chciał jak najszybciej skończyć tę rozmowę. Czuł, że dziewczyna bardzo się czegoś boi, ale nie miał teraz ochoty tego roztrząsać. – Może wpadnę do ciebie wieczorem.
- Dobrze, pójdę…dziękuję…
Rozłączyła się nareszcie!
Wybiegł z klatki wielkimi krokami, bo bał się spóźnić na spotkanie. Do parku niemal dobiegł, ale na szczęście Entice jeszcze nie było. Stanął sobie spokojnie w umówionym miejscu i zajął się obserwacją burzowego nieba. Jeśli jego dziewczyna planowała piknik, to raczej nic z tego nie będzie, zaraz nieźle lunie. Za to jego mieszkanie jest teraz puste, ciepłe i przytulne…Może pójdą właśnie tam i może wreszcie między nimi dojdzie do czegoś większego niż tylko pocałunki…
- Dzień dobry…- usłyszał za sobą zmysłowy szept.
***
Przyszła wreszcie! Przedziwne, wiał taki wiatr, a na tej dziewczynie wszystko trzymało się bez zarzutu! Sukienka, mimo że lekka i zwiewna, układała się tak delikatnie, jakby dmuchał w nią tylko lekki Zefirek, a czarne włosy leżały grzecznie wokół głowy. Georg, mimo całej nienawiści do tej dziewczyny, nie potrafił powstrzymać westchnienia zachwytu. Była taka piękna…
No nic, jeszcze tylko chwila, jeszcze parę minut i wszystko przybierze inny obrót. Zetrze jej z twarzy ten ironiczny, kpiący uśmieszek.
- Przejdźmy się – zaproponował, usiłując nadać swojemu głosowi całkiem normalną barwę.
Skinęła głową, więc jakby od niechcenia wybrał niby pierwszy lepszy kierunek. Uśmiechnął się w duchu na myśl, że przecież to wszystko jest starannie zaplanowane…
***
Yonder czekała na niego na pomoście, wysuniętym kilkanaście metrów w głąb stawu. Opromieniała ją niebiańska poświata, dzięki czemu jej uśmiech wydał mu się jeszcze bardziej niesamowity. Wyciągnęła do niego białą jak śnieg rękę i przechyliła głowę tak, że srebrne włosy rozsypały się po jej lewej stronie. Czekała na niego. Za chwilkę już, za moment dosłownie zanurzy się w jej perłowoszarych oczach…
***
Tom wychylił kolejny kieliszek i bez zainteresowania spojrzał w okno, a potem na zegarek. Za piętnaście szósta. Wiatr szarpie drzewami wprost nieludzko, miasto opustoszało. Szare budynki zalała przedziwna pomarańczowa poświata, a chmury coraz bardziej ciemniały. Gdyby teraz wstał, to może doszedłby do domu, zanim zacznie padać.
Aż parsknął śmiechem na tę myśl. Cóż go czeka w domu? Natrętny brat i wyrzuty sumienia. Nie, do tego nie miał ochoty wracać, to już lepiej mu było tutaj. Chciał być sam, ale jednocześnie w otoczeniu obcych ludzi. Do szczęścia potrzebny był mu tylko alkohol, a pieniądze jeszcze były.
Komórka pisnęła tak cichutko, że gdyby nie wibracje, to w ogóle nie zauważyłby, że dostał smsa. Wyciągnął ją jednak i odczytał wiadomość. To od Laurel: „Gdzie jesteś?”.
Przez chwilę nawet się zastanawiał, czy nie odpisać, ale szybko z tego zrezygnował. Laurel przyniosłaby tu ze sobą tę całą uczciwość, wobec której nie mógł zachować obojętności. Dostałby jeszcze gorszego kaca moralnego.
- Jeszcze raz to samo – powiedział do barmana.
***
Bill aż oniemiał, gdy tak stanęła przed nim i odchyliła poły błękitnego płaszczyka. Rozejrzał się szybko i z ulgą stwierdził, że nikogo przy nich nie było, park był pusty. Ten widok był tylko dla niego i żadne inne oczy nie mogły go podziwiać.
Bo Entice miała pod tym płaszczem tylko jedwabną, koronkową bieliznę w kolorze najczystszego błękitu. Nigdy jeszcze nie widział jej w czymś takim, więc natychmiast odurzyło go tak szalone pożądanie, że potrzebował chwili na dojście do siebie. Przeniósł zszokowane spojrzenie na jej twarz, ale nie ujrzał tam wstydu czy zażenowania, a jedynie zmysłowy, namiętny uśmiech i zachętę do jakiegoś ruchu.
Bez zastanowienia chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę wyjścia z parku. Pobiegli łagodnym truchtem, żeby jak najszybciej dostać się do domu. Myśl o tym, co za chwilę ma się stać, opętała go tak totalnie, że nie wiedział jakim cudem zdołał dostrzec stojącego na mostku na stawie Gustava z Yonder. Przez chwilę nawet go coś tknęło i chciał na moment do nich pobiec, ale gdy zatrzymał się, by powiedzieć to Entice, musiał na nią najpierw spojrzeć. I to wystarczyło, żeby zapomniał o innych sprawach. Znów pobiegli przed siebie, nie widząc już zmierzającego w przeciwną stronę Georga i towarzyszącej mu Calamity.
***
Georg za to miał dużo czasu, by uważnie przyjrzeć się Gustavowi. Wyraźnie widział, że kumpel jest jakiś dziwny. Chyba znów wszedł w fazę warzywka, bo stał tak na końcu tego cholernego pomostu i tępo wpatrywał się w toń stawu tuż pod nim. Gdyby nie jego plan, Georg podszedłby pewnie sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku, ale teraz nie miał do tego głowy. Zresztą, jest z nim Yonder, więc nic mu się nie stanie. Ona chyba może go popilnować przez chwilę. A jak będzie wracał, to do nich zajrzy.
Uspokoiwszy w ten sposób sumienie, skierował myśli na tory ważniejszych i bardziej w tej chwili naglących spraw. Poprowadził Calamity w głąb drzew, w rejony, gdzie do samego horyzontu nikogo już nie było widać. Park i tak był pusty, ale nawet gdyby ktoś tu nagle nadszedł, to krzaki skutecznie wszystko zasłonią.
Rozmyślnie odrobinę zwolnił i pozwolił jej wysforować się trochę naprzód. Był tuż za nią, widział ją bardzo dokładnie, choć ona jego widzieć nie mogła. Wyjął z kieszeni ciemne rękawiczki i powoli oblekł nimi dłonie. Już czas.
Nabrał w płuca powietrza i gwałtownym ruchem chwycił dziewczynę prawym ramieniem za szyję, lewą ręką zakrywając jej usta…
***
Do mieszkania dotarli już nieźle przemoczeni i od progu zaczęli się łapczywie całować. Bill szybkim ruchem ściągnął z siebie koszulkę i rzucił ją gdzieś na podłogę, po czym zajął się rozwiązywaniem paska jej płaszcza, ani na chwilę nie odrywając od niej ust. Ściągnął go wreszcie i odrzucił, po czym przyjrzał się uważniej jej cudownemu ciału. Wysunął rękę z zegarka i nieuważnym ruchem odłożył go na półkę.
Już położył ją na łóżko i pożądliwie całował każdy odsłonięty fragment ciała, kiedy zaczęła dzwonić jego komórka. Zignorował cholerstwo, ale ona dzwoniła cały czas, przestając tylko na moment. W końcu ucichła, za to zaczął dzwonić telefon domowy. To nawet lepiej, tam była sekretarka. W razie czego ktoś się po prostu nagra.
Automat odczekał pięć sygnałów, po czym ciche kliknięcie obwieściło początek nagrywania. W całym pokoju rozbrzmiał głos Laurel: „Zefir, błagam cię, tu się dzieje coś bardzo niedobrego! Tak strasznie się boję! Proszę cię, wyjdź na zewnątrz, jestem pod twoim domem prawie. Wiem, że jesteś z nią, dlatego nie wejdę na górę, ale błagam cię, zejdź tu! Chociaż na chwilę, proszę…”. Koniec nagrania.
- Co z nią? – szepnęła pytająco Entice, przerywając pocałunek.
- Nic takiego – odpowiedział Bill, łapiąc oddech. – Zignoruj ją…
***
Wyrywała się tak okropnie, że musiał dość mocno jej przyłożyć i dopiero wtedy leżała względnie spokojnie. Rozerwał jej sukienkę i szybko rozpiął spodnie. Wszedł w nią tak gwałtownie, że aż jęknęła z bólu. Mimo to nie przerywał brutalnych ruchów, a tylko mocniej przycisnął obleczoną w rękawiczkę dłoń do jej ust. Ręce przytrzymał jej nad głową, tak było najwygodniej, a nogi unieruchomił całym swoim ciężarem. Gwałcił ją w sumie krótko, dość szybko osiągnął satysfakcję i puścił obolałe ciało dziewczyny.
Mogła wtedy po prostu leżeć i poczekać trochę na pomoc. Mogła nic nie robić i wszystko byłoby dobrze. Ale nie! Ta suka nawet w takim momencie musiała mieć ostatnie zdanie! Ledwie ją puścił, ledwie oswobodził jej ręce, a już podniosła się szybko i z całej siły trzasnęła go w policzek. Tego znieść nie mógł.
Nie zdążył nad sobą zapanować, jego reakcja była po prostu odruchowa. Chwycił leżący obok kamień, wziął mocny zamach i przygrzmocił jej tym w samą skroń. Trysnęła krew.
***
W tej samej chwili Gustav stał już na samej krawędzi mostka. Łagodne odmęty wabiły go, przyciągały…gdzieś tam w głębi widział jej srebrne tęczówki i perłową mgiełkę…Jeden krok. Tylko jeden krok i wszystko będzie dobrze, zatraci się w cudownie lekkiej poświacie, zapomni o wszystkim…Jeden krok i będzie wolny. Jeden krok…
Zrobił krok do przodu.
***
Samochód jechał szybko, widocznie kierowcy spieszyło się do domu, bo kto chciałby prowadzić w taki deszcz. Strugi niebiańskiej wody lały się z góry w nieprzyzwoitej wprost ilości, mimo wycieraczek widoczność była praktycznie żadna.
Nie wiedział, jaka cholera podkusiła go, żeby jechał akurat tędy, zawsze wracał do domu inną drogą. Tym razem poczuł, że musi jechać tą. Bez sensu, ale cóż, stało się.
Tego uderzenia prawie wcale nie poczuł. Dopiero po chwili zaświtało mu, że mógł kogoś potrącić, ale szybko odgonił od siebie tę nieprzyjemną myśl. Byle do domu, do żony i suchych skarpetek.
***
Tom wymiotował jak chory kot. Było to dziwne, bo jeszcze przed chwilą czuł się mocny i zdolny do wszystkiego, czuł, że może wypić jeszcze drugie tyle. Ale nagle spojrzał na zegarek, którego wskazówki wskazywały idealnie godzinę szóstą i momentalnie go zemdliło. Całe szczęście, że zdążył dobiec do łazienki.
Wymiotował strasznie, miał wrażenie, że zaraz wypluje własne płuca, a mimo to wymiotował dalej. Cała alkoholowa trucizna wyciekała z niego strumieniami. Udręczony żołądek ściskał się raz po raz. Tom przestawał tylko na moment, żeby nabrać oddechu, po czym znów wyrzucał z siebie pozostałe żołądkowe treści. Kiedy wydawało mu się, że już po wszystkim, opierał głowę o zimne kafelki ściany i czekał chwilę, ale zaraz spazmy zaczynały się od nowa.
Trwało to kilkanaście minut i skończyło się równie nagle, jak zaczęło. Był wykończony, ale o dziwo czuł się dużo lepiej niż przed torsjami. Umysł mu się wyostrzył, głowa przestała boleć. Wytrzeźwiał niemal natychmiast.
Gdy tylko wyszedł z łazienki, dorwał go jego własny ochroniarz.
- Jedziemy – usłyszał.
Już nawet nie pytał dokąd.
***
Pukanie było zbyt natarczywe, żeby Bill mógł je zignorować. Niechętnie wstał i owinął się prześcieradłem, rzucając ostatnie spojrzenie na śpiącą słodko Entice.
W drzwiach stał David.
- Ubieraj się – powiedział od razu, gdy tylko obrzucił Billa spojrzeniem.
Bill chciał zaprotestować, odpysknąć, że jest zajęty i nie ma ochoty nigdzie teraz jechać, ale mina menadżera mówiła mu, że to nie czas na kłótnie.
- Co się stało? – zapytał tylko.
- Gustav miał wypadek. O mało nie utonął. Żyje, ale jest w śpiączce – powiedział szybko i ruchem ręki przynaglił chłopaka.
Bill chwycił tylko swoje ciuchy i w rekordowym tempie naciągnął je na siebie. Entice obudziła się i siadła na łóżku, patrząc na niego pytająco, więc wydał jej krótkie instrukcje:
- Zostań tu, przyjadę niedługo i cię odprowadzę. Przepraszam teraz… - nie dokończył, tylko wyszedł za Davidem i zamknął drzwi na klucz.
***
Przy łóżku Gustava stał lekarz i dwie pielęgniarki. Podłączony do najwymyślniejszej aparatury perkusista wyglądał na martwego, ale ciche pikanie z monitorka obok mówiło im, że jego serce wciąż bije. David wprowadził do środka Billa i Toma, którego chwilę po nich dowieźli ochroniarze. Georg był na miejscu, bo – jak się okazało – to on znalazł Gustava i go wyciągnął.
- Poszedł na dno błyskawicznie, pociągnęły go te buty. Ze śladów widać, że się nie szamotał, ale nawet gdyby próbował, to nic by to nie dało. Z takim obciążeniem mógł tylko tonąć – tłumaczył im lekarz. – Jest w śpiączce, prawdopodobnie was nie słyszy, ale możecie próbować do niego mówić.
David zamienił z nim jeszcze kilka zdań, po czym lekarz wyszedł i zostawił ich samych z Gustavem. Za lekarzem wybiegły też pielęgniarki.
Stanęli obok łóżka i spojrzeli po sobie bez słowa. Wszyscy czuli się bezsilni i jakiś sposób…winni całej tej sytuacji. Kiedy tam dochodziło do tragedii, oni zajmowali się swoimi sprawami. Tom pił, Bill zabawiał się z dziewczyną…Tylko Georg zareagował, ale i on nie wyglądał dobrze. Kto wie, może nosił najcięższe brzemię…
Cisza przedłużała się w nieskończoność, gdy nagle…czas się zatrzymał. Na zewnątrz błysnął piorun, ale błyskawica nie zniknęła, tylko trwała nadal, wąska i niebezpieczna. Krople zastygły w powietrzu, zamarł każdy liść na drzewie. Drzwi sali zaś powoli się otworzyły.
Pierwsza weszła Lewd. Miała na sobie długą, sięgającą ziemi suknię w kolorze czerwonego wina. Tren ciągnął się za nią, gdy podchodziła do łóżka Gustava i przy nim stanęła. Żaden z nich nie mógł wydobyć z siebie głosu. Lewd nie była uśmiechnięta, wyglądała zupełnie inaczej niż zwykle. Poważnie i wyniośle wpatrywała się w drzwi, przez które już wchodziła Ubiquitous w identycznej, tylko złocistej sukni. I ona stanęła przy łóżku, tuż za Lewd. Następna była ciemnozielona Calamity, na widok której Georg zachłysnął się powietrzem. Był pewien, ze zostawił ją tam martwą, sprawdził nawet puls, a teraz na dziewczynie nie było widać nawet zadrapania. Ona jednak nie zwróciła na niego uwagi, tylko z tym samym, wyniosłym wyrazem twarzy stanęła przy tamtych. Po niej do sali weszła Yonder w perłowosrebrnej sukni, a następnie piękna kobieta odziana na biało, której imienia żaden z nich nie znał, ale Tomowi z czymś się kojarzyła. Potem błękitna Entice, a za nią Rage, cała w fioletach.
Wszystkie siedem spojrzały na oniemiałych mężczyzn. Ciszę przerwał Tom.
- To wy…wy się znacie?! – wyjąkał, blady jak ściana.
- Są siostrami – olśniło Billa. Patrzył na siedem kobiet z wyraźną niechęcią i od razu przypomniał sobie słowa Entice wypowiedziane kiedyś, zdawałoby się wieki temu, na ulicy: „Imiona nadawał nam ojciec. Mnie i moim siostrom…ile? Sześć”.
Kobiety spojrzały po sobie i uśmiechnęły się dziwnie, nieprzyjemnie. Tom nie umiał już wydobyć z siebie głosu, ale Bill powiedział:
- Więc Laurel miała rację, gdy pytała „Kim jesteś” Entice…
Entice roześmiała się głośno, ale nie był to już ten srebrny śmiech, tylko okrutna, zła drwina.
- Nie, nie miała racji. Powinna była spytać, kim jest mój ojciec – uśmiechnęła się znowu, obnażając zęby.
- A kim jest? – spytał Bill.
- Biedne chłopaczki… - zadrwiła Lewd. – Sami go spytajcie.
Drzwi znów się otworzyły, tym razem przerażająco wręcz powoli, a po chwili wszedł nimi wysoki, ubrany w idealnie czarny garnitur mężczyzna o długich, hebanowych włosach. Był piękny, ale w jego urodzie chłopcy dostrzegli coś niedobrego, przerażającego…
- Witam – odezwał się głębokim, miłym dla ucha głosem, a córki spojrzały na niego z uwielbieniem. – Chcecie wiedzieć, kim jestem? To proste, wystarczy spojrzeć na imiona moich córek. Jeśli nie wiecie z której strony czytać, to mała podpowiedź: Lewd jest najstarsza. Ach prawda, żaden z was nie zna Famine – spojrzał na odzianą na biało kobietę o smutnej twarzy.
Tom teraz ją skojarzył. Ta kobieta była w barze, kiedy pili po rewelacjach Davida. Oni myśleli o głodzie, nędzy i straconych pieniądzach, a ona przypatrywała się im ciekawie, jakby widziała coś, czego nikt inny nie dostrzegał. Teraz jednak spojrzał na pobladłego Davida, który zbielałymi ustami recytował:
- Lewd, Ubiquitous, Calamity, Yonder, Famine, Entice i Rage…Boże przenajświętszy…
- Noo, teraz to już chyba trochę na niego za późno – roześmiał się Lucyfer. – Trzeba było pomyśleć trochę wcześniej. Ale ja, moi drodzy, jestem z was naprawdę dumny. Zrobiliście wszystko dokładnie tak, jak tego oczekiwałem.
Nie byli w stanie mu przeszkodzić, kiedy podszedł do łóżka nieprzytomnego Gustava.
- Biedny chłopak za bardzo zatracił się w oczach mojej kochanej Yonder – zadrwił. – Spodobało mu się w innym wymiarze i nie chciał stamtąd wracać, w sumie to mu się nie dziwię…ale ostatecznie żaden z was go od tego za bardzo nie odwodził, wszyscy byliście za bardzo zajęci swoimi sprawami, gdy wasz kolega powoli zamieniał się w… „warzywko”. Dobrze mówię?
Spojrzał spod przymrużonych powiek na Georga. Basista zarumienił się gwałtownie, a Lucyfer kontynuował:
- Georg nie mógł znieść myśli, że jakaś kobieta może mu się tak długo opierać. Starałeś się chłopcze, nawet bardzo, przyznaję…Ale przecież w każdym momencie mogłeś się wycofać. Wcale nie musiałeś doprowadzić się do takiego stanu, a ty co? Skończyłeś jako gwałciciel i morderca.
Chłopcy z przerażeniem spojrzeli na pobielałego Georga, który wciąż wpatrywał się w Calamity jak w ducha.
- Policja wejdzie tu, jak tylko my znikniemy. Tak się składa, że w parku odnaleźli ciało młodej, zgwałconej dziewczyny, a wszędzie wokół wala się twoje DNA – roześmiał się w głos Lucyfer. – Posiedzisz sporo czasu, a potem przyjdziesz prosto do mnie…
Wzrok mu płonął, długie białe palce zacisnęły się w pięść, a na twarzy widniała fanatyczna niemal radość. Mówił dalej:
- Davidzie, nie wstyd ci? Bezczelnie wykorzystałeś moją córkę, żeby wynegocjować jak najlepszy dla siebie kontrakt. Przespałeś się z Ubiquitous, bo wiedziała coś, co było ci potrzebne. Na szczęście moja drobna interwencja spowodowała, że to wytwórnia ciebie, a nie ty ją, ma w garści…Ale spróbuj iść do sądu i wytłumaczyć im, że „to diabeł zmienił kontrakt tuż po jego podpisaniu”…no cóż. Ty także będziesz wkrótce mój – wyszczerzył się do struchlałego menadżera i odwrócił wzrok w inną stronę:
- Tom, młody przyjacielu…co ja mam z tobą zrobić? – Tom zbladł i wpatrzył się w twarz szatana. – Pokochałeś kobietę i zdradziłeś kobietę…chociaż miałeś wyraźne sygnały, żeby tego nie robić. Ale nic to, dalej miałeś wyjście…i wybrałeś kłamstwo. Brnąłeś w nie tak długo, aż nie wytrzymało tego twoje ciało. Alkohol jest jednym z lepszych moich pomysłów, chociaż przyznam szczerze, że nie wszystko przewidziałem…miałeś umrzeć drogie dziecko.
Oczy Toma wypełniło przerażenie. Nie wiedział, co powiedzieć, ale w tym momencie odezwał się Bill:
- A czym ja zawiniłem? Tym, że kochałem?!
Szatan wybuchnął nieludzkim śmiechem i przez chwilę trwał w szyderczym rozbawieniu.
- Kochałeś?! Drogi mój, ty kochałeś tylko raz! I to nie była Entice. Moja córeczka jedynie cię uwiodła, ale nigdy jej nie kochałeś! Zresztą, powinieneś doskonale o tym wiedzieć. Otrzymywałeś najwięcej sygnałów. Taaak…
Lucyfer zamyślił się nieco, a Bill zaczął się zastanawiać o co mu do cholery chodzi.
- O co mi chodzi? O jedyną postać, której w całej tej rozgrywce nie doceniłem. Jedyną na tyle silną, żeby mi się przeciwstawić. Laurel.
Bill zarzucił głową gwałtownie.
- Jak to Laurel?! Co zrobiłeś Laurel bydlaku?!
Szatan spojrzał na niego beznamiętnie:
- Ja? Nie, to nie ja…Twoja ukochana Laurel jest tu, z nami – ruchem głowy wskazał otwarte drzwi sali. Przez korytarz pielęgniarze z pogotowia ratunkowego nieśli na noszach przykryte prześcieradłem ciało.
- Zabiłeś ją…- wyszeptał Bill, a po policzku ściekła mu gorąca, słona łza. – Co ona ci szkodziła? Nie była nikim ważnym…
- Tu się mylisz mój drogi. Laurel była Stróżem. Aniołem Stróżem, jeśli tak wolicie.
Bill i Tom podnieśli na niego zaskoczony wzrok.
- Aniołem? Więc jak mogła zginąć, skoro była aniołem?! – wyrzucił z siebie Bill.
Lucyfer uniósł brew do góry.
- Ech, wy ludzie i wasze płytkie myślenie – westchnął.- Anioł kojarzy wam się natychmiast z pulchnym dzieciaczkiem ze skrzydełkami. Ale czy myślicie, że On tworzy anioły w jakiejś fabryce?! Prawdziwych aniołów jest tylko kilka, sam byłem jednym z nich. Stróżami są ludzie.
Chłopcy zamilkli i wpatrywali się w szatana, spijając z jego ust każde słowo. Córki Lucyfera nie ruszały się wcale.
- Każdemu człowiekowi odpowiada jego Stróż – wyjaśniał chętnie. – Często jest to ktoś najbliższy, ktoś z rodziny, ale czasami może to być ktoś zupełnie obcy, obdarzony po prostu szczególnym zmysłem, jeśli chodzi o wyczuwanie niebezpieczeństwa, grożącego tej osobie. Zwykle skutki jego działania odczuwa tylko jego podopieczny, ale w waszym przypadku przeniosło się to jeszcze na bliźniaczego brata…ciekawe, to prawda, ale tak też się zdarza…
Bill patrzył na nieruchome ciało pod prześcieradłem i nie mógł oderwać od niego wzroku. Teraz dopiero poczuł, że kochał Laurel zawsze, całym sercem…otumaniony przez Entice, zostawił ją na pastwę losu, a na pewno była szansa, żeby znowu byli razem. Wystarczyło zadzwonić, przeprosić za tamte kłamstwa, które kiedyś ich rozdzieliły…
- Więc Laurel była moim aniołem stróżem? – spytał drżącymi wargami, nie odrywając oczu od jej ciała.
- Nie twoim. Jego – szatan niecierpliwym ruchem głowy wskazał na Toma. Zaskoczony gitarzysta aż nabrał powietrza w płuca. – Dlatego Tom nie umarł, choć powinien był, jak mówiłem. W ostatniej chwili swojego życia Laurel jeszcze myślała o tym, żeby cię uratować – zwrócił się bezpośrednio do Toma. – Moim zamysłem było, żeby zabił cię alkohol. Odsunąłem od ciebie zdolność czucia, mogłeś pić, ile się dało, a alkohol by cię powoli wykończył. Ale ona spowodowała torsje…Śmieszne, ale wymiotami uratowała ci życie.
Chłopcy spojrzeli po sobie raz jeszcze. Oto jak kończył zespół Tokio Hotel. Jeden leżał w śpiączce, drugi zgnije w więzieniu jako morderca, trzeci nieomal zapił się na śmierć…ale gdzie była wina Billa?!
- Pamiętasz, jak do ciebie dzwoniła? –uparcie wbijający wzrok w martwe ciało Laurel Bill usłyszał szept szatana tuż przy swoim uchu, ale nawet się nie poruszył. Przeczuwał już, o co mu chodzi. – „Zefirze, pomóż mi. Nie zostawiaj mnie samej. Tak bardzo się boję…”. Już wiedziała, co zamierzam z nią zrobić i wiedziała też, że jest tylko jedna osoba, zdolna ją uratować. Ale ta osoba wolała zabawiać się z moją córeczką…Tak Bill, to TY ją zabiłeś. Ty byłeś jej aniołem stróżem…
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez reinigen dnia Czw 19:24, 14 Wrz 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
aliss
Dołączył: 03 Sie 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Czw 16:57, 14 Wrz 2006 |
|
Leżę, i kwiczę... Boże, kochanie... Jak się uspokoję, to skomentuję, ale nie obiecuję, jestem cholernie wstrząśnieta.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Beata
:-(
Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Czw 18:06, 14 Wrz 2006 |
|
Brawo!
Wiedziałam, że w tym wszystkim maczają palce jakieś nadprzyrodzone siły, ale nie sądziłam, że z piekła rodem.
Teraz, z ręką na sercu mogę powiedzieć, że było świetnie, chociaż nie gustuję w fantastyce, to jestem pod wrażeniem.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sylas
:-)
Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*
|
Wysłany:
Czw 18:23, 14 Wrz 2006 |
|
O jaa... To ostatnie zdanie... Totalnie mnie rozwaliło...
Przez całość trzymałam się dzielnie, ale przy nim nie wytrzymałam i rozwyłam się na całego.
Pokazałaś tutaj jak można zniszczyć prawdziwą przyjaźń i zapomnieć o miłości - wystarczyło pięć idealnych kobiet.
Anioł Stróż Anioła Stróża - nie spodzewałam się tego.
Bardzo, bardzo, bardzo mi się podoba.
I chociaz żałuję, że nie skończyło się happy endem, jestem zadowolona.
Pozdrawiam ;**
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Vampirek
:-(
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)
|
Wysłany:
Czw 19:25, 14 Wrz 2006 |
|
To było niesamowite.
Po prostu brak mi słów.
Ten ostatni odcinek był perfekcyjnym podsumowaniem, kwintesencją całości.
Spodziewałam się mocnego zakończenia, ale to przebiło wszystkie moje wyobrażenia na ten temat.
Stworzyłaś coś pięknego, arcydzieło w każdym calu, począwszy od pomysłu i wykonania, aż do idealnego zakończenia.
Pozwoliłaś się ztracić w tym opowiadaniu, hipnotyzowałaś każym słowem.
Dziękuję i gratuluję
Czytając takie dzieła, samej mi się odechciewa pisać. Bo nie dotrę nigdy do tego poziomu.
Fenomenalne.
Vampirek
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Veren
:)
Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior
|
Wysłany:
Czw 19:30, 14 Wrz 2006 |
|
Ściągnęłam sobie tą piosenkę tak, jak radziłaś.
Czytałam, słuchając.
Zatkało mnie.
Nadal nie mogę mówić, nie wiem, jak mam wyrazić to, co czuję.
To opowiadanie było bez wątpienia świetne.
Przenosiłaś czytelnika w tamten, "inny" świat.
Czytając odrywałam się na kilka minut od swojego świata i nagle znajdowałam się tam, razem z bohaterami.
A koniec... poprostu czysta magia.
Nie wiem, co mogę jeszcze napisać.
Poprostu cud, miód i orzeszki
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
reinigen
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Czw 20:59, 14 Wrz 2006 |
|
Co można powiedzieć po otrzymaniu tylu wspaniałych komentarzy?
Chyba tylko jedno: DZIĘKUJĘ!
Dziękuję za cierpliwość, wytrwałość i wyzrozumiałość. Beacie - za cenne opnie, Veren - za wierność na każdym opowiadaniu, Madzia - Tobie za wsparcie i miłe słowa, dzięki którym chce się pisać i dodawać nowe odcinki od razu, bez czekania.
No i Vampirek - Ty to głupia jestes;) Jak to odechciewa się pisac??? Dziewczyno, Ty to mówsz??? Z twoim zmysłem narratorskim??? MASZ PISAĆ, bo ja będę to czytać na pewno.
Dziękuję za wszystko i wszystkim, także tym, których tu z nicka nie wymieniłam. No i wracam do pracy nad poprzednim, zawieszonym opowiadaniem:)
Pozdrawiam!
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Agata_Boss
:]
Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 589
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd:)
|
Wysłany:
Pią 7:52, 15 Wrz 2006 |
|
Opowiadanie jest swietne. Nie umiem wyrazic, jak bardzo mnie oczarowalo. Kazda czesc ma w sobie magie. Opisy sa cudowne, szczegolnie opisy uczuc chlopakow i strojow dziewczyn- moze to dziwnie brzmi, ale tez w pewien sposob nadawaly one charakter sytuacji.
I nie wpadlabym, ze ich ojciec jest diablem. Myslalam raczej, ze one sa czarownicami i maja jakis swoj cel w uwiedzeniu chlopcow. Zaskoczylas mnie:)
I mimo, ze cale opowiadanie mnie urzeklo, to najglebiej w mojej pamieci pozostalo zdanie wypowiedziane przez Billa o Laurel:
Cytat: |
„Wiesz, ona mówi tak wspaniale, że za każdym razem umieram z ciekawości, co tym razem powie”. |
Piekne:)
;*
PS. I duzy + za to, ze dawalas czesci szybko;D
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Asiulla
:-)
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 12:04, 15 Wrz 2006 |
|
Na początek przeproszę...
Przeproszę, bo nie skomentowałam 3 poprzednich odcinków.
Czytałam je regularnie, ale jakoś nie mogłam zdobyć się na komentarz.
A teraz...
Podejrzewałam, że stanie się coś złego.
Wiedziałam, że te dziewczyny są inne.
Ale, żeby to...
Zaskoczyłaś mnie.
Bardzo.
Pozytywnie.
Nie spotkałam nigzie takiego opowiadania.
I już nie spotkam chyba.
Było takie jedyne w rodzaju.
Podobało mi się to, że nie było tu żadnego Happy Endu bla bla.
Tylko wszystko się wali.
Pisałaś tak cudownie, że wszystko co czytałam miała przed oczami.
Wyobraźnia działała mimo zmęczenia.
Cudownie.
Masz duży talent Reingen.
Tylko pozazdrościć.
Może napisz coś jeszcze?
Chcętnie poczytam coś Twojego...
Asiulla
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
MeDi
Administrator
Dołączył: 24 Sty 2006
Posty: 898
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 18:37, 15 Wrz 2006 |
|
Ja... Ja nie wiem, co powiedzieć. To jeden z nielicznych momentów, w których po prostu mnie zatyka.
To jest oszałamiające. Ostatnie zdanie idealnie dopełniło całe opowiadanie, ale i zaskoczyło! Tak, zaskoczyło. Smutne jest to, że Laurel zginęła, że jednak dobro nie wygrało ze złem, jak bywa w bajkach. Ale myślę, że każdy, kto to przeczyta, naprawdę głęboko zastanowi się nad treścią. I przesłaniem - myślę, że spokojnie mogę tak mówić.
Jesteś niesamowitą - nie bójmy się wielkich słów - pisarką. I choć pragnęłabym ujrzeć tu jeszcze Twoje dzieła, to myślę, że nie powinnaś nam ich pokazywać, tylko gromadzić, gromadzić, gromadzić i wydać książkę. Wielką i obszerną opowieść. Wiem, że masz mnóstwo pomysłów. Jesteś niesamowita.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maunus
:-(
Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 162
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod Billa... ;P
|
Wysłany:
Nie 14:56, 17 Wrz 2006 |
|
Przepraszam, że dopiero teraz... Potrzebuję przepychacza, by się odetkać. Zgadzam się z MeDi. Jesteś genialną pisarką. Uwielbiam. Twoje opowiadanie jest najlepszym, jakie kiedykolwiek czytałam. Ostatnie słowa zwaliły mnie z nóg... Popłakałam się jak głupek, ale mi z tym dobrze. Twoje opowiadanie skłania do wielu przemyśleń, oj tak... Ubóstwiam Cię i czekam na Twoją książkę
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
kruk
:(
Dołączył: 15 Kwi 2006
Posty: 301
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: masz pewność? skąd masz czelność? skąd masz tyle tupetu i skąd masz wiesz, że napewno?
|
Wysłany:
Nie 17:05, 17 Wrz 2006 |
|
O mj Boże...
Chyba mogę tak powiedzieć?
Ale czy jestem w stanie powiedzieć coś więcej?
Oczy mam szeroko otwarte, a w słuchawkach jeszcze ta muzyka....
Jestem zaskoczona, a przy tym niemiałam z zachwytu.
Opisy, te pastacie...
I to wszystko składające się na taką logiczną całość...
to było fenomenalne!
Nie dość, że lekko mi się czytało, to to zakończenie...
Cuuuudo...
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
reinigen
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Nie 19:28, 17 Wrz 2006 |
|
O kurczę...
Dziękuję.
Naprawdę nie spodziewałam się aż tylu komentarzy i to jeszcze samych pozytywnych! Tym bardziej nie miałam pojęcia, że tyle znakomitości pisarskich tu zajrzy...
Dziękuję raz jeszcze i z nowym zapałem siadam do pisania kolejnego opowiadania, które - mam nadzieję - zdążę dodać do mojego wyjazdu na studia.
Półprzytomna z wdzięczności - reinigen
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|