Autor |
Wiadomość |
Sylas
:-)
Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*
|
Wysłany:
Śro 14:17, 06 Wrz 2006 |
|
O rany... Co te dziewczyny z nimi robią ? o.O Ale z nich naiwniacy Ja takiej to bym kopa w tyłek zasadziła, i spadaj, Mała ! Ehh... Bardzo, bardzo, bardzo mi się podoba Te dziewczyny to albo maja moc od swoich imion, albo odwrotnie Bardzo intrygujące, i wciagające Czekam na więcej. Pozdrawiam ;**
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
reinigen
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Nie 12:56, 10 Wrz 2006 |
|
Jeszcze raz dziękuję za komentarze, no i gratuluję Vampirkowi dociekliwemu:) Gwoli wyjaśnienia: Yonder to dosłownie "po tamtej stronie", to raczej zaimek niż przymiotnik, ale kojarzy mi się jednoznacznie:) Przed wami już tylko ostatnie 3 części, więc proszę o jeszcze trochę cierpliwości. Dzięki raz jeszcze!
Cichy, ciepły wieczór. Przedziwna pora, kiedy to dzień i noc jeszcze przez chwilę ze sobą walczą, żeby wreszcie pogodzić się z naturalną koleją rzeczy i przyznać prymat łagodnemu zmrokowi. Z tym, że w lecie ta walka jest nieco bardziej łagodna. Natura chwyta słońce i trzyma je w sobie tylko po to, aby w nocy uwolnić całe ciepło i stworzyć namiastkę letniego dnia. Powietrze nadal jest przesycone słodkim zapachem kwiatów i ziół, a liście szumią, jakby nic wokół się nie zmieniło. Spacer w takim otoczeniu jest przyjemnością samą w sobie. A co dopiero, kiedy serce ulatuje w górę jak uwolniona z ognia iskra i szybuje do gwiazd. Tak właśnie czuł się Bill po każdym spotkaniu z Entice. Odprowadził ją już i wracał teraz powolnym krokiem do domu, chociaż wcale nie miał na to ochoty.
Tom na pewno będzie przygnębiony z powodu tej całej afery z kontraktem. Przejął się tym bardzo, bo faktycznie wyglądało to niewesoło. Ale Bill znał lekarstwo na wszystkie problemy tego świata: Entice. Zapomniał o kłopotach, gdy tylko ujrzał jej uśmiechniętą twarzyczkę. Bez znaczenia wydał mu się wtedy fakt, że stracili mnóstwo pieniędzy, że ich okradziono i oszukano i że brat potrzebował jego wsparcia. Cały zespół potrzebował zresztą, bo przecież Tom dzwonił z prośbą o spotkanie, ale musieli zrozumieć, że on teraz nie będzie miał dla nich tyle czasu, co kiedyś. Nie są dziećmi ostatecznie, poradzą sobie. Pewnie usłyszy zaraz porcję wyrzutów z ust brata, ale trudno, w końcu trzeba stawić czoła nieprzyjemnej rzeczywistości.
Bill z niechęcią pomyślał o Tomie i kolegach z zespołu. Zachowywali się tak samolubnie, nie dawali mu spokoju, żeby mógł nacieszyć się obecnością Entice. W ogóle go nie rozumieli, obchodziły ich tylko własne problemy. Zawsze im przecież pomagał, był przy nich i leciał na każde zawołanie, więc chyba należy mu się odrobina prywatności?! A żeby ich…
Złorzeczenia przerwał mu dzwonek komórki.
- Słucham?! – rzucił wściekle do słuchawki, nie sprawdzając nawet, kto dzwoni.
- Zefir…posłuchaj… - Laurel brzmiała, jakby bardzo się przed chwilą przestraszyła. – Przepraszam, że dzwonię i pytam, ale…jesteś sam?
- Tak – odpowiedział zgodnie z prawdą, całą uwagę przenosząc na telefon. – Coś się stało?
Przystanął przy najbliższej ławce i położył na niej stopę, pochylając tułów lekko do przodu. Tak było mu się łatwiej skupić. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio do niego dzwoniła. Chyba wtedy, jak jeszcze byli razem, potem zupełnie zerwali kontakty. On sam tyle razy chciał zadzwonić, przepraszać, ale…nie mógł się na to zdobyć. Słyszał ją w słuchawce pierwszy raz od dwóch miesięcy.
- Niby nic, ale…dzieje się coś niedobrego Zefirze…nie potrafię tego wytłumaczyć. Boję się bardzo.
Tu go zaskoczyła. Laurel zawsze była nieustraszona. Silna i zdecydowana, twierdziła, że nie ma sytuacji bez wyjścia, że wystarczy podążać dobrą drogą i żyć w zgodzie z samym sobą, a wszystko samo się ułoży, nie ma się czego bać. Prawa i uczciwa aż do bólu, nigdy nikogo nie okłamała i nie prowadziła z nikim żadnych gierek. Sumienie musiała mieć czyste jak łza, bo – jak mówiła – tego nikt nigdy nie zdoła kupić. Za żadną cenę. Dlatego wiedział, że teraz też nie kłamie.
- Czego się boisz Laurel? Co się dzieje? – spytał spokojnie, starając się tonem głosu uspokoić także i ją.
- Nie wiem właśnie. To jest wszędzie, ciągle atakuje…Zefir, gdzie jesteś?
Gdyby to był ktokolwiek inny, pomyślałby, że zwariowała. Ale to była Laurel. Za dobrze ją znał, żeby wysnuć takie wnioski.
- Wychodzę z parku i idę do domu. Przyjść do ciebie?
- Nie, idź prosto do domu i porozmawiaj z Tomem. Spotkajmy się jutro, dobrze?
- Jutro, tak. O której?
- Zadzwonię jeszcze i ci powiem. Idź do domu jak najszybciej i uważaj na siebie. Dobranoc.
Odłożyła słuchawkę. Dziwne to wszystko.
Bill rozejrzał się po parku, bo po plecach przeszedł mu dziwny dreszcz. Nikogo nie było, wszędzie tylko cisza i ciemność, oświetlana nikłym błyskiem latarni. Zdjął nogę z ławki i pospieszył do domu, co jakiś czas oglądając się za siebie. Dotarł na miejsce, czując się trochę jak uciekinier z manią prześladowczą, ale złe przeczucie nie opuszczało go w dalszym ciągu. Okna ich mieszkania były ciemne jak grobowiec.
***
Do mieszkania Lewd dotarli dopiero o zmierzchu, bo krążący w żyłach Toma alkohol nie pozwalał mu iść szybko, plątał nogi i mieszał w głowie, a do przebycia mieli jednak spory kawałek. W końcu jednak Lewd otworzyła drzwi dużym, mosiężnym kluczem i wprowadziła go do „miodowego” pokoju, w którym zwykle ze sobą sypiali. Tom nigdy nie stronił od drinków, ale tym razem widocznie przeholował, bo nadal nie mógł wytrzeźwieć. Żółte ściany pokoju tańczyły przed nim jak zwariowana karuzela, wzmagając tym samym poczucie odrealnienia całej sytuacji. Czuł się jak we śnie.
Lewd zmysłowym ruchem zdjęła z siebie białą, męską koszulę, która okrywała falbanki dziewczęcej sukienki w kolorze czerwonego wina. Jej złote ciało rozbłysło, rozjaśniając cały pokój. Tom siedział wygodnie w fotelu i obserwował cały ten spektakl z rozanieloną miną zachwyconego widza. Poczuł swoje narastające pożądanie i stłumił w wyobraźni widok twarzy Rage. Pragnął Lewd tak bardzo, że nie mógł się temu oprzeć, całe jego ciało parło do przodu, choć zdawał sobie doskonale sprawę, że za chwilę zdradzi swoją prawdziwą ukochaną. Lewd rozbierała się dalej, powoli i kusząco, a on zaciskał palce na oparciach fotela, aż bielały mu knykcie. Ciszę przedarło piknięcie komórki. Prawdopodobnie dałby sobie spokój, bo w takiej chwili prawie nic nie było w stanie oderwać jego wzroku od rozbierającej się w tańcu kobiety, ale w jego otumanionym umyśle nagle błysnęło poczucie, że musi, ale to po prostu musi przeczytać tego smsa.
Szybko wyciągnął z kieszeni zgrabny aparacik i wcisnął odpowiedni przycisk. Na wyświetlaczu pojawił się numer Laurel i tylko trzy słowa: „Nie rób tego”.
Nie mogła wiedzieć, gdzie on teraz jest i co tak naprawdę ma zamiar zrobić. Pewnie myślała, że nadal siedzi gdzieś w barze i pije kolejnego drinka, dlatego tak napisała. Gdyby znała prawdę…
Tom potrząsnął ciężką głową. Gdyby znała prawdę, to pewnie napisałaby to samo. A może nawet coś więcej, może próbowałaby go odwieść od seksu z Lewd jeszcze intensywniej. Chociaż zaraz – niby dlaczego? W końcu to jego życie, jego decyzja. Laurel była dla niego nikim właściwie, tylko znajomą i byłą dziewczyną jego brata, czemu miałaby się wtrącać w jego życie i próbować go od czegokolwiek odwodzić. Przecież on jest szczęśliwy tu i teraz, mając na wyciągnięcie ręki piękną, cudowną kobietę. Taki szczęśliwy…
Ponownie spojrzał na Lewd i stwierdził, że stoi przed nim teraz całkiem już nago i nadal zmysłowo kręci biodrami. Ciepłe światło lampy z pomarańczowym abażurem wydobywało cały blask jej idealnej skóry, delikatne, smukłe palce muskały fragmenty ciała. Szalał z pożądania. Uklękła przed nim i powoli rozpięła mu spodnie. Zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu, momentalnie odrzucając myśli o Rage, Laurel i wyrzutach sumienia, zatracił się w jej dotyku i we własnej rozkoszy…
***
O dziewiątej rano na ulicach Magdeburga panował już spory ruch. Samochody pędziły po rozgrzanym asfalcie, zatrzymując się od czasu do czasu na skrzyżowaniach ze światłami, ludzie szybkim krokiem wydeptywali chodniki, a przekupki na straganach głośno zachwalały swój towar. Pełne słońce wywabiało mieszkańców miasta z domów i gnało w ocienione, miłe dla oka miejsca. Matki prowadziły mniejsze i większe dzieci na spacery, dźwigając ze sobą wypchane po brzegi piknikowe kosze i kraciaste pledy, aby zjeść śniadanie na świeżym powietrzu i trawie magdeburskiego parku. Największym powodzeniem cieszyły się jak zwykle miejsca w pobliżu stawu, który – choć niebezpieczny ze względu na sporą głębokość i cementowe dno – dawał jednak poczucie miłej izolacji od miejskiego zaduchu. Gwar rozmów młodych, śmiejących się i wymieniających ploteczki kobiet uzupełniany był świergotem rozochoconych słońcem ptaków i szumem wysokich topoli, spadzistych wierzb oraz majestatycznych klonów. Piękny dzień.
Bicie starego zegara na magdeburskim ratuszu zastało każdego z członków zespołu Tokio Hotel w innej sytuacji. Bill krzątał się już po zalanej słońcem kuchni, przygotowując sobie śniadanie i robiąc plany na dzisiejszy dzień, w którym zmieścić mu się miało spotkanie z Laurel, randka z Entice i odnalezienie brata, który znów przepadł gdzieś na całą noc i nie odpowiadał na telefony. Georg stał w łazience i dokonywał porannej toalety, bowiem umówił się na dziesiątą z Calamity i tym razem postanowił ją wreszcie zdobyć, choćby nie wiem ile to kosztowało. Gustav leżał jeszcze we własnej pościeli z rękami pod głową i zastanawiał się nad tym, czy to już jawa czy też nadal śni, gdyż nie opuściło go jeszcze uczucie lekkości i braku grawitacji, towarzyszące mu zawsze podczas nocnego szybowania.
Tom natomiast ewidentnie się już przebudził, bo powiedział mu to wprost potworny ból głowy. Skacowany jak nieboskie stworzenie, leżał wciąż w piaskowej pościeli, niezdolny do wykonania jakiegokolwiek gwałtownego ruchu. Obok niego drzemała jeszcze Lewd, zwinięta w uroczy kłębek i otulona pianą satyny. Patrzył właśnie w jej całkowicie spokojną twarz, kiedy dotarło do niego, co on wczoraj najlepszego zrobił. Zdradził, trzeba to nazwać po imieniu. W dodatku Rage na pewno już wróciła i pewnie zaraz zadzwoni z propozycją spotkania, a on poważnie wątpił, czy uda mu się zwlec z łóżka i dosięgnąć komórki. Co robić, co robić? Spotkać się z nią i wszystko wyznać? A może skłamać i ukryć straszliwą prawdę?
Na pewno nie chciał jej zranić, a przecież „czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”. Jednak czy wystarczy mu siły, żeby przez całe życie brnąć w kłamstwa i egzystować tak, jak dotychczas, dusząc w sobie poczucie winy i wyrzuty sumienia? Po cóż on wczoraj tyle pił??? Alkohol zamroczył mu umysł i jeszcze spowodował ten okropny ból głowy i uczucie suchości w ustach, a dziś przyjdzie mu przecież zmierzyć się z rzeczywistością i to okaże się na pewno jeszcze gorsze.
Komórka pisnęła cicho, ale był to tylko znak wyczerpującej się baterii. To jednak przypomniało mu o jedynej osobie, która mu w tym momencie pozostała. Laurel. Pisała mu wczoraj, żeby tego nie robił. Obojętne, co miała na myśli, teraz już wiedział, że powinien był jej posłuchać. W tym momencie tylko ona mogła tu cokolwiek poradzić. Znów przyjdzie do niej skruszony i pognębiony, będzie prosił o radę, a ona uśmiechnie się smutno, współczująco i powie…właściwie to Tom doskonale wiedział, co powie Laurel. Nawet nie musiał do niej z tym wszystkim iść. Dla Laurel zawsze istniało tylko jedno rozwiązanie: prawda. Doradzi mu, żeby powiedział o wszystkim Rage, przeprosił i raz na zawsze skończył swoje skoki w bok, jeśli rzeczywiście zależy mu na tej dziewczynie. Na pewno mu tak powie, ale czy on odważy się to zrobić? W jego umyśle coraz bardziej rozwijało się przekonanie, że Rage nie zrozumie tej sytuacji, każe mu się wynosić do diabła, a jej piękne, jeżynowe oczy wypełnią się łzami. I w ten sposób, przez własną głupotę, on straci coś najpiękniejszego w życiu.
W tym momencie Tom podjął ostateczną decyzję: nie powie Rage o niczym i sam też spróbuje o tym zapomnieć. Tak będzie najlepiej. A teraz trzeba wstać i iść…
***
Przez całe przedpołudnie nic się nie działo. Toma nadal nie było widać, Laurel nie zadzwoniła, a z Entice umówili się dopiero na piątą trzydzieści, bo wcześniej była zajęta. Ale przed chwilą odebrał od niej telefon i mówiła, że szykuje na dziś coś specjalnego. Powiedziała to takim tonem, że od razu zachciało mu się wieczoru.
Do dwunastej zapełniał sobie czas jakimiś bzdurami: to pooglądał telewizję, to posprzątał trochę w mieszkaniu. Poszedł nawet do pokoju muzycznego, ale jakoś nie miał nastroju na śpiewanie ani pisanie piosenek. Powoli zaczynał mieć dosyć zespołu, sławy i obowiązków. Zwłaszcza że zespół oznaczał pracę z chłopakami, a ostatnio wszyscy go straszliwie irytowali. Gustav był bezwolnym mięczakiem, czego najlepszym dowodem był jego brak reakcji na ostatnie wieści Davida. Tom miał wstrętne podejście do życia, wiele dziewczyn na niego leciało, przez co Bill podświadomie odczuwał zagrożenie z jego strony. Wolał nie myśleć, co by się stało, gdyby Entice na niego przeniosła swoją uwagę. Georg natomiast nieustannie się wymądrzał, a jak coś nie było po jego myśli to od razu wpadał w szał. O uwielbianym dotychczas menadżerze Bill wolał nawet nie myśleć. Wkroił ich nieprawdopodobnie, a kto wie, czy nie wyciągnął z tego jakichś korzyści dla samego siebie.
Bill zmarszczył brwi, odganiając od siebie złe myśli. Wolał się skupić na jedynej prawdziwie czystej i wspaniałej istocie, jaką była Entice. Dla przyzwoitości wyjrzał jeszcze przez okno, wypatrując marnotrawnego brata i spojrzał na komórkę, w razie, gdyby Laurel dzwoniła, a on tego nie usłyszał, po czym ułożył się wygodnie na kanapie i pozwolił swoim myślom odpłynąć w kierunku Entice. Marzył o ich dzisiejszym spotkaniu, kiedy w drzwiach zazgrzytał klucz i do mieszkania wszedł Tom.
Był strasznie wyniszczony. Po oczami zrobiły mu się sińce, dredy sterczały żałośnie na wszystkie strony, a koszulka była wywrócona na lewą stronę. Powlókł się od razu do kuchni i po chwili Billa dobiegł szelest otwieranej lodówki i bulgoczący dźwięk, zwiastujący, że brat znów pije sok prosto z kartonu, co Billa zawsze i nieodmiennie wściekało. Sok potem szybko kwaśniał i kiedy on sam chciał się napić, to pozostała w kartonie ciecz okazywała się już kompletnie niezdatna do spożycia. Tysiące razy mówił Tomowi, żeby tak nie robił, ale do tego człowieka nic nie docierało. Zawsze był niechlujem. Teraz też, proszę bardzo, nawet nie zauważył, że mieszkanie jest czyste i wysprzątane, tylko cisnął koszulkę gdzie popadło i bez słowa poszedł do łazienki.
Niby miał z nim porozmawiać, obiecał Laurel wczoraj, ale Tom od razu na wstępie tak go zdenerwował, że Bill czuł wyraźnie: nic z tej rozmowy nie będzie. Tylko się pokłócą znowu. No ale dobra, spróbuje.
- Gdzie byłeś? – odezwał się szorstko, nieprzyjemnie.
Tom podniósł na brata zmęczone oczy, w których wyraźnie odmalowywało się zdziwienie i zaskoczenie napastliwym tonem brata. Więc nawet nie wie, o co mu chodzi, świetnie!
- Byłem…nieważne. Już wróciłem – odpowiedział, oczywiście niczego nie wyjaśniając.
- Nieważne?! Spójrz, jak ty wyglądasz! – naskoczył na niego Bill, dając upust całej swojej złości. – Znowu nie wróciłeś na noc! Co ty ze sobą robisz?! Myślałem, że po poznaniu tej panny trochę zmądrzejesz! A może ona jest taką samą latawicą jak ty, co?
Od razu wiedział, że przeholował. Zniszczone oczy Toma zalśniły wściekłością, a jego ciałem aż wstrząsnęło. Przez chwilę miał wrażenie, że brat rzuci się na niego z pięściami, ale jakimś cudem Tomowi udało się opanować i opuścił podniesione już do góry ręce.
- Zamknij się. Nikt cię nie prosił, żebyś mi matkował. Zaraz znowu wychodzę – odwarknął tylko i wrócił z powrotem do łazienki.
Bill wściekł się na dobre i gniewnie opadł na kanapę, krzyżując ręce na piersi. To sobie pogadali. Jak widać z braterskiej więzi pozostało tylko toksyczne przyzwyczajenie, potrzebowali od siebie odpoczynku. I świetnie się składa, bo wobec tego całą swoją uwagę on będzie mógł poświęcić Entice, a Tomem nie zamierza się już przejmować.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Vampirek
:-(
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)
|
Wysłany:
Pon 8:51, 11 Wrz 2006 |
|
1?
Ale mnie zaszczyt kopnął
Było pięknie
Dla mnie to całe opowidanie ma jakiś hipnotyzujacy czar, od którego nie jestem w stanie się uwolnić
A ten odcinek był fascynujący. Chociaż w sumie to oprócz 'akcji ' między Tomem i Lewd to nic się takiego nie działo.
Czekam jeszcze na rozmowę Billa i Laury (tylko śmieszy mnie ten 'Zefir', tak się nazywa pies moich znajomych )
Szkoda, że to już koncówka... Ale zastanawia mnie jak to skończysz. Bo to się prosi o mocne uderzenie
Czekam na następny odcinek,
Vampirek
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sylas
:-)
Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*
|
Wysłany:
Pon 10:32, 11 Wrz 2006 |
|
Nom, Zefir to mnie powalił na kolana po prostu ;D
Jak zwykle mi się baardzo podobało ;D
Wiesz, że narkotyzowanie jest przestępstwem ?
A Ty własnie o ze mną robisz... To znaczy narkotyzujesz mnie, żeby nie było ^^' ;D
Ale czekaj... Jeszce tylko 3 części ? ;O O żesz no... Szdoda, szkodaa ;(
Ale jestem pewna, że zakończysz wspaniale ;D
I mam cichą nadzieję, na happy end ;D
Czekam więc na następną część,
Pozdrawiam ;**
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Veren
:)
Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior
|
Wysłany:
Pon 15:04, 11 Wrz 2006 |
|
Łohoho...
Uzależniłam się.
Bardzo.
Co ja zrobie, jak to opowiadanie się skończy?
Łoj...
Będziesz musiała szybko zacząć nowe xD
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
reinigen
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Wto 12:12, 12 Wrz 2006 |
|
Dziękuję za komentarze wszystkie, pewnie jeszcze dzis dodam nowy odcinek, ale najpierw musze sie do was zwrocic z prosba o pomoc. Mianowicie chodzi o to, że do końca opowiadania pozostało jeszcze liczbowo sporo stron (ok 10-11 na Wordzie), ale jako autorka powiem szczerze, że zdecydowany sprzeciw budzi we mnie myśl o podzieleniu ich na kawałki. Wg mnie po prostu należałoby czytać końcówkę "na jeden raz", nie rozdzielać jej. To potrzebne, żeby wczuć się w klimat.
Dlatego - poradźcie. Co robić? Kroić i liczyć na waszą umiejętność skupienia?
Czy dać od razu całość i obawiać się, że się zanudzicie?
Decyzję podejmę sama i tak, ale wasze zdanie ma dla mnie spore znaczenie. Dlatego dodam nowy part, gdy usłyszę parę opinii na ten temat.
Z góry fenks:)
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Veren
:)
Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior
|
Wysłany:
Wto 14:19, 12 Wrz 2006 |
|
Jeśli twierdzisz, że tak będzie lepiej, to daj w całości.
Ja przeczytam
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Vampirek
:-(
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)
|
Wysłany:
Wto 16:20, 12 Wrz 2006 |
|
Możesz wrzucić w całości, to się i tak pochłania jednym tchem
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sylas
:-)
Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*
|
Wysłany:
Wto 18:20, 12 Wrz 2006 |
|
Tak, w całości będzie dobrze ;D Nie będzie trzeba się stresować i myśleć 'co tam dalej...'
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
aliss
Dołączył: 03 Sie 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Wto 18:33, 12 Wrz 2006 |
|
uuuch, zdecydowanie w całości
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Natasha
Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ja jestem ;-) ?
|
Wysłany:
Wto 19:47, 12 Wrz 2006 |
|
Ooo tak! W całości !
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
reinigen
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Wto 23:04, 12 Wrz 2006 |
|
Dziękuję Wam, kochane moje, za tak liczne podpowiedzi! Mimo wszystko zdecydowałam się pokroić ostatnią część, ale to tylko dlatego, że znalazłam całkiem niezłe do tego miejsce. Może nie będzie tak źle, przynajmniej Was nie zanudzę jednym, długim jak jelito grube partem. A żeby przychylić się do Waszych opinii - obiecuję, że ostatnią część dodam bardzo szybko.
Georg wszedł do swojego pokoju, tłumiąc trzęsący nim gniew. Powinien był dać sobie spokój z tą dziewczyną już dużo wcześniej. Przecież to jakaś wariatka!
Poszedł dziś na spotkanie z nią wyświeżony, pięknie ubrany i z kwiatami. Na miejscu był punktualnie, nawet jeszcze przed dziesiątą. Czekał prawie piętnaście minut. Musiał wyglądać jak idiota: pod krawacikiem w taki upalny dzień, z tym cholernym bukietem, zerkający na zegarek co dziesięć sekund. Od razu wszyscy widzieli, że jakaś panna znalazła sobie jelenia i koncertowo go wystawiła.
Ale nie, przyszła. Zobaczył ją już z daleka i momentalnie się wściekł, bo szła spokojnym, spacerowym krokiem, w ogóle się nie spiesząc, jakby wcale nie spóźniła się o cholerny kwadrans. Na szczęście, zanim doszła, zdołał zdusić w sobie złość i na powitanie zachowywał się zupełnie normalnie. A ona?! Wzięła kwiaty, podziękowała nawet, ale obrzuciła go takim kpiącym spojrzeniem, że odechciało mu się normalnie wszystkiego. Na ulicy było cholernie gorąco i już dawno pożałował, że wziął ze sobą marynarkę, ale nie musiała go od razu dobijać. I tak wyglądał śmiesznie przy jej leciutkiej, zwiewnej sukience, zrobionej z materiału, który przypominał firankę. Jak zwykle była ubrana na ciemnozielono, co rzeczywiście doskonale podkreślało kolor jej oczu, ale mimo upału na jej sukience nie było widać ani śladu potu, podczas gdy jemu od razu porobiły się ciemne plamy pod pachami koszuli. Dlatego nie zdejmował teraz marynarki, tylko szedł w niej jak wiejski głupek. Zaprowadziła go do parku, usiedli na ławeczce i zrobiło się nawet miło, bo wreszcie mógł usiąść w cieniu i odpocząć od tego męczącego słońca. Próbował poprowadzić rozmowę, wymyślał jakieś fantastyczne tematy, a ona patrzyła na niego jak na nieciekawy okaz fauny i nie zadawała sobie nawet trudu, żeby odpowiedzieć. Wyglądało na to, że on ją szczerze nudzi. Już wtedy mógł jej podziękować za spotkanie, wstać i odejść, zapomnieć o niej i tych wszystkich upokorzeniach. Nie zrobił tego ze względu na swoją głupią ambicję i dumę. Postanowił, że nie da się pokonać byle jakiej panience. Gdyby mógł to teraz odwrócić, cofnąć czas…
Potem postanowili się przejść. Jedno dobre było to, że widział zazdrosny wzrok innych facetów, którzy patrzyli na piękną dziewczynę u jego boku. Faktycznie – Calamity przebijała urodą wszystkie dziewczyny w parku, biła je na głowę po prostu. Bez zbędnego makijażu i wymyślnych ciuchów wyglądała o niebo lepiej niż wszystkie te wyfiokowane lasencje z rozpływającą się po twarzy tapetą. Jednak nawet te spojrzenia nie dawały mu prawdziwej uciechy, bo wszyscy faceci od razu zauważali, że on wdzięczy się do niej jak pies, a ona go solidnie olewa. Dostawał piany na ustach, kiedy tylko widział skierowane w swoją stronę ironiczne uśmieszki tych wszystkich pseudo–macho. Nienawidził śmieszności.
Najgorsze jednak było wciąż przed nim: spacerowali sobie oto parkowymi alejkami, aż natrafił się po drodze jeden taki bubek. Znał go jeszcze ze szkoły, zawsze ze sobą rywalizowali i byli zaciekłymi wrogami. Czasem wygrywał jeden, czasem drugi, ale nieźle dawali sobie w kość złośliwymi komentarzami i gnębieniem drugiego. Jakby tego było mało – ten sukinkot szedł pod rękę z jego własną, byłą laską! I to akurat tą, która zdecydowała się go rzucić sama, wcale nie chciał tego zerwania. Lena była co prawda brzydsza od Calamity, ale przytulała się do cwaniaka takim czułym gestem, o którym w wykonaniu Cal on sam mógł tylko pomarzyć. Postanowił jednak nie dać się pognębić: wyprostował się dumnie i pewnym siebie gestem objął ramiona Calamity.
Wtedy się zaczęło. Calamity fuknęła na niego jak dzika i strząsnęła jego rękę ze swoich ramion. Powiedziała przy tym parę mocnych słów, które tamci dwoje z pewnością usłyszeli, po czym obróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Zdezorientowany, pogonił za nią truchcikiem, wywołując salwy śmiechu u mijanej pary, po czym nagle potknął się o jakąś cholerną zabawkę i runął jak długi…
Jego wróg i była dziewczyna aż przystanęli, dusząc się ze śmiechu. Ludzie w parku spojrzeli w jego stronę zaciekawieni, zrobiło się małe zbiegowisko. Ale najgorsza była reakcja tej zimnej suki: Calamity podeszła bliżej, stanęła nad nim i patrząc z góry, zimno wycedziła:
- Wiesz Georg? Może spotkamy się wieczorem w tym samym miejscu, co? Będziesz miał czas, żeby pozbierać się do kupy i chociaż trochę…- w tym miejscu pociągnęła wymownie nosem. - …odświeżyć. To pa!
I poszła! Zostawiła go tam potłuczonego, zlanego potem, gmerającego nogami po ziemi i czerwonego ze wstydu. Marynarka rozdarła się akurat na plecach, a spodnie miały całą nogawkę poszarpaną. Do domu wrócił jak ofiara wojenna.
Wiedział już, że wcale mu nie zależy na tej dziewczynie. Nie czuł do niej nic prócz nienawiści i nie chciał mieć z nią nic wspólnego, ale pozostało jeszcze jedno do zrobienia. Nie da z siebie zrobić wała, o nie… Niech ta dziwka wie, że na niego nie ma mocnych. Po ziemi nie będzie sobie bezkarnie chodził ktoś, kto go tak skompromitował…
***
Tom wyszedł, wściekle trzaskając drzwiami. No i dobrze. Wreszcie jest czas dla siebie, czas, żeby spokojnie pomyśleć o Entice. Już prawie druga, do wieczora coraz bliżej. Coś dla niego przygotowała…co to może być? Jeszcze nigdy nie błysnęła inwencją, zawsze to raczej on proponował miejsca spotkań i randek. Może chce go zabrać na romantyczną kolację przy świecach albo na piknik nad stawem. A może wymyśliła coś innego…
Komórka wdarła się w jego rozmyślania tak gwałtownie, że Bill aż podskoczył. Melodyjka dzwonka nie pozwalała skupić myśli, więc niechętnie zwlókł się z kanapy i podszedł do komody. Coś mu mówiło, że to nie Entice, dlatego nie spieszył się zbytnio. W rezultacie doszedł do aparatu akurat wtedy, kiedy ten już przestał dzwonić. Ale skoro już wstał, postanowił sprawdzić połączenia nieodebrane.
Hmm, to Laurel. Z tego wszystkiego kompletnie o niej zapomniał. Jeszcze wczoraj był ciekaw, co ma mu do powiedzenia, ale dziś miał w głowie tylko spotkanie z Entice i rozmyślania o możliwościach wieczoru. Nie będzie oddzwaniał, jeśli to coś ważnego, to Laurel spróbuje jeszcze raz. A jeśli nie, to da mu spokój i będzie jeszcze lepiej.
Wrócił na kanapę, na wszelki wypadek biorąc ze sobą telefon. Ledwie przyłożył głowę do poduszki, aparat rozdzwonił się po raz kolejny. Tym razem odebrał.
- Cześć Laurel, jak tam?
- Rozmawiałeś z Tomem? – ta dziewczyna od razu przechodziła do konkretów.
- Taaak, rozmawiałem – niby powiedział prawdę, ale czuł się z tym jakoś niewyraźnie.
- I co?
- No nic, co ma być. Był zdenerwowany i trochę niewyspany, więc rozmawialiśmy krótko. Ale chyba wszystko u niego w porządku – powiedział bez przekonania.
- Gdzie on teraz jest? – spytała, czymś jakby zdenerwowana.
Bill zastanowił się uczciwie. Nie przypominał sobie, żeby brat mówił mu, gdzie idzie. Powiedział tylko „wychodzę” i nie podał żadnych konkretów, ale Bill mógłby się założyć, że poleciał do Rage.
- Nie wiem, nie powiedział. Ale pewnie poszedł do swojej dziewczyny, Rage.
- Takiej rudej? – tym razem o pomyłce nie mogło być mowy, wyraźnie usłyszał w jej głosie zaniepokojenie.
- Nie, z rudą to bujał się jakiś czas temu, ale potem poznał Rage i szybko mu przeszło. Rage ma inne włosy, takie…fioletowe… - zawahał się, bo to zdanie nagle zabrzmiało absurdalnie. Fioletowe włosy. No ale tak było, Rage cała była fioletowa. Nosiła fioletowe ciuchy, malowała się na fioletowo i jeśli go pamięć nie myliła to w oczach też pobłyskiwał jej jakby fiolet…Cholera, fioletowe oczy?! – Kurczę, Laurel, nie wiem jak to wytłumaczyć. Może je farbuje, ale na pewno jest fioletowa.
- O Boże…Zefir, spotkajmy się dziś, dobrze? O szóstej.
- Nie mogę dziś, jestem umówiony.
- To naprawdę ważne. Nie możesz tego odwołać? Zależy mi, bo czuję, że dziś wydarzy się coś złego…
Bill przewrócił oczami. Znowu jej przeczucia. I on ma niby przez to odwołać randkę z Entice? TAKĄ randkę?! Nigdy.
- Poważnie nie mogę Laurel. Czy to nie może poczekać?
- Mam nadzieję, że może, Zefirze. Mam taką nadzieję. Skoro nie możesz…to jeszcze moja ostatnia prośba: miej przy sobie włączony telefon, dobrze?
- Dobra – obiecał niechętnie. – To na razie.
Odłożył telefon na półkę i włączył telewizor. Trzeba jakoś przetrzymać te parę godzin.
***
Chyba jednak zbierało się na burzę, bo powietrze robiło się coraz cięższe, wiatr gdzieś zniknął, a z południa nadciągały kłęby sinych chmur. Może to i dobrze, upał dla skacowanego człowieka jest najgorszą z możliwych rzeczy. Głowa trzaskała go okrutnie, przy każdym kroku czuł w niej bicie dzwonów i uderzenia młota. Zapomniał wziąć czegoś przeciwbólowego, a przecież po to poszedł do domu. No nic, słońce co prawda, jeszcze wysoko, ale w parku na pewno będzie chłodniej.
Zobaczył ją, zanim jeszcze doszedł do umówionego drzewa. Stała już na miejscu i też go widocznie rozpoznała, bo podskoczyła i zaczęła machać, roześmiana i śliczna. Jego serce wykonało gwałtowny przewrót, ale w żołądku poczuł nieprzyjemny ucisk. Ostatnia chwila na decyzję: powiedzieć jej czy nie?
- Jesteś! – rzuciła mu się w ramiona, a on z ulgą wtulił nos w jeżynowe włosy. – Stęskniłam się…niby to tylko jeden dzień, a jednak tak długo, prawda?
- Prawda – potwierdził i mówił to bardziej szczerze niż przypuszczała. – Rage…
Zwróciła wielkie, ufne oczy w jego stronę i zamarła z pytającym wyrazem twarzy. Teraz albo nigdy. Wziął głęboki oddech, zebrał się w sobie i…podjął ostateczną decyzję.
- Chodźmy nad staw, kochanie. Też za tobą tęskniłem…
Roześmiała się i wzięła go za rękę. Poszli w stronę stawu. Przez całą drogę on był milczący, a ona ze śmiechem zdawała mu relację z pobytu u jakiejś rodziny czy czegoś tam. Nie słuchał jej specjalnie, bo walczył ze szczególnie silnym atakiem bólu głowy. Słońce doprowadzało go do szału, miał już mroczki przed oczami.
Nad stawem oczywiście okazało się, że wszystkie ocienione miejsca są już pozapychane do ostatniego centymetra. Nie było wyjścia – musieli usiąść na pełnym słońcu, chociaż Tom miał już ochotę drzeć palcami ziemię. Ból głowy przybrał anormalne wręcz rozmiary. Mimo to, starał się czynnie uczestniczyć w rozmowie, składać sensowne zdania i wtrącać je od czasu do czasu. I chyba mu się udawało, bo Rage nic nie zauważyła i kontynuowała wesoły monolog.
Nie wiedział, ile czasu tak wytrzymał. Chyba długo, bo słońce padało już pod innym kątem. Liczyło się jedno: jak najszybciej to przerwać. Wyraźnie czuł, że światło słoneczne go zabija, a ta cholerna burza nie chciała nadejść. Gorączkowo myślał nad sposobami łagodnego pożegnania Rage i umówienia się z nią na jakiś inny termin. Ból głowy był już nie do zniesienia, a dodatkowo musiał przed sobą przyznać, że nie umie sobie poradzić z wyrzutami sumienia. Patrzenie na nią, taką niewinną i niczego nie świadomą, sprawiało mu dodatkowy ból. Nie potrafił normalnie z nią rozmawiać, skupić się na jej słowach. Czuł do siebie wstręt.
- Rage, przepraszam cię, ale nienajlepiej się czuję…- zaczął nieśmiało. Od razu odwróciła głowę w jego stronę i spojrzała mu w oczy, zmartwiona i przejęta. – Chyba się czymś zatrułem…
Cóż, w sumie to nawet nie skłamał, alkohol to potworna trucizna.
- Biedactwo…- pochyliła się nad nim. – To co, chcesz wrócić do domu?
- Tak kochanie, jeśli nie masz nic przeciwko temu…
- Ależ skąd! – zaprzeczyła gorąco i potrząsnęła śliczną główką, aż fioletowe kosmyki opadły jej na twarz. – Mam pójść z tobą? Może potrzebujesz pomocy?
- Nie, nie! – przeraził się Tom. – Dam sobie radę, naprawdę…zresztą w domu jest Bill, pomoże mi.
Przekonał ją w końcu, choć jeszcze przy wyjściu z parku widział, że miała ogromną ochotę mu towarzyszyć. Obrócił się więc i pomachał jej na pożegnanie, idąc dla pozoru kawałek w stronę domu. Miał już dosyć kłamstw, ale przecież nie mógł jej teraz powiedzieć prawdy. Kiedy tylko zniknęła z horyzontu, zawrócił i szybkim krokiem skierował się do baru. Poczuł ulgę już po pierwszym, zbijającym z nóg drinku.
***
Georg wyszedł z domu o piątej, ale najpierw upewnił się, że ma ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy. Wszystko było na miejscu, więc powolnym, na siłę nonszalanckim krokiem wydostał się na zewnątrz. Ta burza zapowiadała się już od kilku godzin, ale wszystko wskazywało na to, że czas rozwiązania jest bliski. Niebo było pochmurne, ciężkie i obrzmiałe, chmury kłębiły się w dzikim splocie. Gdzieś nad nimi na pewno świeciło słońce, bo przez siny kolor próbowało przedrzeć się światło, co powodowało wrażenie pomarańczowej poświaty; jak ze snu, całkowicie nierealnej. Świat zamarł w oczekiwaniu na deszcz.
On sam też czuł się jak we śnie. To, co za chwilę miał zrobić, wydawało mu się nierealne, ale decyzja już zapadła i nic nie mogło jej cofnąć. Nie było wiatru, powietrze stało w miejscu. Ludzie trwożnie uciekali do budynków w obawie, że za chwilę z nieba lunie potok deszczu i nie zdążą się schować. Chyba tylko on jeden szedł w stronę parku, reszta ludzi z niego wychodziła. Nie przejmował się tym i z pozoru spokojnie dotarł na wyznaczone miejsce. Z pozoru, bo serce dudniło mu tak głośno, że chwilami słyszał tylko jego bicie.
Stanął pod umówionym drzewem i rozpoczął oczekiwanie. W myślach jeszcze raz przebiegł przez cały swój plan, dopracowywał ostatnie szczegóły. Był już pewien, że to zrobi. Czasem przychodzi taki czas, że trzeba wykazać swoją wartość. Analizował wszystko przez całe pół godziny czekania i przez cały ten czas była tylko jedna chwila wahania: wtedy, gdy zobaczył u wejścia parku smukłą, dziewczęcą sylwetkę. Wyglądała znajomo, choć z całą pewnością nie była to Calamity. Dokładnie w momencie, w którym ją ujrzał, zerwał się wreszcie silny, choć ciągle ciepły wiatr. Szarpał włosy stojącej dziewczyny, odciągał je w jedną stronę… Przedburzowa poświata wzmogła się jeszcze i Georg w końcu zobaczył twarz dziewczyny.
Laurel stała z rękami w kieszeniach, spokojna, choć targana wiatrem. Nie uśmiechała się. Przeciwnie – cała jej twarz wyrażała bezbrzeżny smutek. Co najdziwniejsze: patrzyła prosto na niego, dokładnie w jego oczy. Przez chwilę pomyślał nawet, że jest smutna, bo skądś wie, co on ma zamiar zrobić. Odgonił tę myśl jako chorą, ale po plecach przebiegł mu dreszcz, kiedy dostrzegł, że Laurel lekko i powoli, prawie niezauważalnie, a jednak bardzo wyraźnie pokręciła głową. Zupełnie jakby mówiła „nie”. Odwrócił twarz myśląc przez chwilę, że ona patrzy na kogoś poza jego plecami, ale za nim nikogo nie było. Park był wyludniony jak pustynia i poza nimi dwojgiem drzewa nie osłaniały już żadnej innej osoby. Gdy z powrotem spojrzał w stronę Laurel, ona już odchodziła. Zgarbiona jak nigdy, z rękami dalej wbitymi w kieszenie, szła pod wiatr, uchylając głowę od bijących w nią ziarenek piasku.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Vampirek
:-(
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)
|
Wysłany:
Śro 11:25, 13 Wrz 2006 |
|
Zahipnotyzowałas mnie A to nie jest proste
Ładny klimat stworzyłas w tym odcinku. Taki trochę niepokojacy
Pięknie napisane, jak zwykle.
W zasadzie to nie wiem co Ci więcej napisać.
Uwielbiam to opowiadanie, i wcale mi się nie uśmiecha myśl o końcu.
Ale z drugiej strony juz się nie mogę doczekac jak to skonczysz
Tylko biednego Georga trochę żal. I Laurel, bo nikt jej nie słucha, a przecież ma rację.
No cóz...
Czekam na ciąg dalszy,
Vampirek
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sylas
:-)
Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*
|
Wysłany:
Śro 16:27, 13 Wrz 2006 |
|
Osz Ty ;D A miałam nadzieję, na całego parta ;]
No cóż... Będę musiała poczekać, i to wyjątkowo niecierpliwie, bo naprawdę nie moge się doczekać, aby przeczytać końcówkę.
Tylko, nie myśl sobie, że chcę abyś tak szybko skończyła to opo !
Jak dla mnie mogłabym to czytać baaaardzo długo
A przynajmniej tyle, ile zwykle siedzę w wannie ;D
Mam nadzieję, zresztą na cos jeszcze Twojego autorstwa, bo świetnie piszesz.
Ojj odbiegłam od tematu ;D Jak zwykle ^^'
Także, ta część była jak zwykle - perfekcyjna.
Boże, jak mi się podoba jak Ty opisujesz... no, wszystko. Nawet najzwyklejsze sytuacje, tworzysz barwnymi i ciekawymi.
O. Dlatego czekamna neksta.
I pozdrawiam ;**
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Veren
:)
Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior
|
Wysłany:
Śro 16:41, 13 Wrz 2006 |
|
Pół?
O.
Kurczę, z jednej strony nie chcę, żebyś kończyła, ale jednak bardzo chciałabym dowiedzieć się, jak się skończy xD
Kochana, nie trzymaj nas za długo w niepewności.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|