Autor |
Wiadomość |
~ddm
:(
Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 314
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w Tobie tyle zła?
|
Wysłany:
Nie 17:46, 17 Gru 2006 |
|
Cieszę się, że mu wybaczyła.
W końcu on ją kocha... tak mocno...
A ona też zrobiła to w imię właśnie tej miłości.
Wiesz, te części stają się coraz piękniejsze, ale zarazem smutniejsze.
Jednak mimo wszystko, ja jestem bardzo zadowolona.
Bo zaczynasz tworzyć zapierająco. Wiesz co to znaczy?
Nie chodzi tu o zapieranie tchu w piersi ani nic z tych rzeczy. Chodzi o to, by sprawić, aby ktoś zaniemówił.
Ja zaniemówiłam, a z reguły lubię gadać.
Twoja zasługa.
Dziękuję za dedykację skarbie Już nie moge się doczekać aż będe mogła skomentować Ci kolejne odcinki, zapowiadające się tak niezwykle...
A niech będzie:
~ddm
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ~ddm dnia Nie 18:33, 17 Gru 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Dranisiaa
:-(
Dołączył: 23 Maj 2006
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wiesz, że chcę być szczęśliwa?
|
Wysłany:
Nie 18:30, 17 Gru 2006 |
|
No kurde, no.
Czemu ja nie mogę nigdy napisac jakiegos sensownego komentarza?
No czemu?
Oczywiście, że mi sie podobało.
Czytałam jednym tchem.
Szczególnie zwróciło moja uwagę to ostatnie zdanie.
Wruszyłam sie na końcu.
Czekam na wiecej.
Dziękuję za dedykację.
Pozdrawiam i zycze weny
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
świrka
:]
Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 441
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Nie 19:54, 17 Gru 2006 |
|
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA trzecia!
edit:
no cóż..ja już nie wiem co powiedzieć. jak Cię chwalić... bo te wszystkie komplementy pewnie są monotonne... ile można w niebogłosy wychwalać...
powiem tylko że jak zawsze podobało mi się. choć akurat akcja była troszeczkę gorsza od innych. przepraszam... oprócz wybaczenia nic się ciekawego nie zdażyło. ale ciekawość mnie zżera co do zakończenia...
ach, bym zapomniała! dziękuję Ci za dedykacje
pozdrawiam, świrka
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Asiulla
:-)
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Nie 20:36, 17 Gru 2006 |
|
Powinna mu była wybaczyć.
Moim zdaniem nawet nie miała prawa tego nie zrobić.
Przecież sama go zdradzała z Martinem.
Mimo, że on wiedział, ze tak jest to go zdradzała.
I wcale nie jest lepsza od niego.
Ba!
Nawet gorsza.
Ciesze się, że się pogodzili.
Teraz ciekawi mnie co będzie dalej.
I jak się wszystko ułoży albo i... nie ułoży.
Tak sobie myślę...
Heh nie ważne
Fajny odcinek, tylko, ze bardzo krótki xD
Asiulla
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
KIKA
:(
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 334
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pon 9:16, 18 Gru 2006 |
|
sweet zakończenie, świetnie napisane, wogóle ubustwiam to opowiadanie, genialne i wszystko naj naj naj
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Beata
:-(
Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 21:52, 23 Gru 2006 |
|
Bardzo Wam wszystkim dziękuję za komentarze, cieszę się, że jesteście wciąż ze mną. Moje opowiadanie po mału zbliża się do końca, no cóż ... nareszcie?
Korzystając z okazji, chciałabym Wam wszystkim złożyć najlepsze życzenia wesołych Świąt, dużo rodzinnego ciepła i miłej atmosfery w tych szczególnych dniach.
Dedykacja jak zawsze dla mojej małej muzy Negai (chyba tak wolisz kotku? )
Część 36.
W końcu Babette dodzwoniła się do Martina, tego samego dnia wieczorem, kiedy pogodziła się z Billem. Wyjaśnił jej, że miał pilny telefon i musiał wracać nagle, a nie chciał jej budzić i niepokoić. Niemożność dodzwonienia się do niego, wytłumaczył rozładowaną komórką. Trochę ją to wszystko zastanowiło, miał dziwny głos, trochę się plątał w wyjaśnieniach, w dodatku niemożliwe było to, że do samego wieczoru nie naładował komórki. Jednak nie wnikała, dała sobie spokój, bo jeśli nawet się czegoś domyślił i zaczął ją podejrzewać, stwierdziła, że będzie mu potem łatwiej zaakceptować rozstanie.
Znowu wszystko było tak jak przedtem. Kolejne koncerty, kolejne podróże z miejsca na miejsce.
Promienieli szczęściem, nikt ich nie nękał i nie przeszkadzał im się kochać. Tylko biedna Dagmar, narobiła sobie niepotrzebnych nadziei, bo Bill nawet już na nią nie spojrzał. Nie zwęszywszy kolejnej sensacji, dziennikarze też dali sobie spokój.
Na bankietach Babette i Bill zachowywali się jak dobrzy przyjaciele, bawili razem z wszystkimi. Cieszyli się swoim towarzystwem w dzień i swoją bliskością w nocy, jednak nieuchronnie nadszedł koniec trasy, uwieńczony wspaniałym koncertem w Berlinie i wielkim przyjęciem, które miało być tuż po nim.
Po raz ostatni wybierała się na nie z Martinem, przedtem wszystko wytłumaczyła Billowi i obiecała, że zaraz po zakończeniu trasy o wszystkim mu powie i rozstanie się z nim. Ustalili wszystkie szczegóły. Zaufał jej i bez wielkiego sprzeciwu na wszystko się zgodził, już nie mógł się doczekać, kiedy będzie tylko jego.
Wróciła do domu. Rozpakowała się, do próby przed koncertem miała jeszcze trzy godziny.
Lodówka świeciła pustkami, więc zamówiła sobie obiad. Po kolejnej niemal nie przespanej nocy, zaserwowała sobie ożywczy prysznic i mocną kawę. Czuła wszechogarniające ją zmęczenie, ale nie miała czasu, aby się zdrzemnąć. Zanim zdążyłaby zasnąć, już trzeba byłoby wstawać.
Październik chłodem i deszczem dawał znać o sobie, wiatr za oknem szalał zrywając bezwolne liście z drzew.
Od dwóch tygodni było naprawdę zimno, a puste przez ten czas mieszkanie, było wychłodzone. Dopiero co włączone ogrzewanie, nie dawało jeszcze przyjemnego i upragnionego ciepła. Babette usiadła na kanapie, marząc o chwili odpoczynku. Przykryła się kocem, a ciepła filiżanka kawy grzała jej dłonie.
Dziś zamknie kolejny, burzliwy rozdział w swoim życiu, a rozpocznie nowy, tylko z Billem. W połowie przyjęcia, poprosi Martina, żeby odwiózł ją do domu, zaprosi go i wszystko mu powie. Potem zadzwoni do Billa, powie, że już po wszystkim, a wtedy on przyjedzie do niej, zostanie z nią, będzie tylko dla niej, a ona dla niego.
Ustalili cały scenariusz dzisiejszego wieczoru, zaplanowali wszystko w każdym calu. Babette trochę obawiała się reakcji Martina, ale miała nadzieję, że zachowa się jak prawdziwy mężczyzna. Nie bała się też, jakiegoś wybuchu furii z jego strony, ani tego, że będzie się na niej mścił. Jednak pomimo wszystko, była zdenerwowana. Obawiała się przyszłości z Billem. Jak to wszystko będzie wyglądało, kiedy nie będą musieli się aż tak bardzo ukrywać ze swoją miłością? Oczywiście, że nie ogłoszą tego, że ze sobą są, na pewno jeszcze nie teraz, ale przynajmniej nie będzie tej trzeciej osoby, skończy się zazdrość Billa i jego ciągłe domysły.
Spojrzała na zegarek, było już późno. “Jeszcze tylko kilka godzin i będę tylko Twoja...” – pomyślała, biorąc do ręki okładkę płyty.
***
-Za moich chłopaków! Za wszystkie udane koncerty! – David dumnie wzniósł toast przy stole. Wszyscy podnieśli kieliszki do góry – Już niedługo cała Europa będzie nasza!
Babette spojrzała na Billa i ruchem warg, wygłosiła swój własny toast: “Za nas” – po czym wychyliła kieliszek do dna. Chłopak nie zważał już na pozory, przymrużył oczy i promiennie się do niej uśmiechnął. Linię spojrzeń kochanków, przecinał co chwilę czujny wzrok Martina, który myślał triumfalnie, planując swoją intrygę: “Jeszcze trochę i ten ironiczny uśmieszek zniknie ci z gęby”. Nie był tak do końca pewien, co ich łączy, ale wiedział, że coś złego się dzieje i chciał to zabić w zalążku. Nie wiedział jednak, że to nie jest już małe ziarenko, a to co kiedyś nim było, urosło już dawno i stało się pięknym, dojrzałym kwiatem miłości.
-Chodź Babette, zatańczymy – wyciągnął do niej rękę Tom.
-Jasne – zgodziła się ochoczo.
-A może mnie byś chłopcze zapytał o zdanie – odezwał się stanowczym tonem Martin.
-Nie jestem twoją niewolnicą i będę tańczyć z kim chcę – odparła dziewczyna, po czym nie oglądając się, ruszyła z Tomem na parkiet.
-Ale mu dowaliłaś – roześmiał się chłopak.
-Jeszcze dwa miesiące temu imponowało mi to, ale teraz po prostu nie mogę tego słuchać.
-Kobieta zmienną jest.
-Nie, no te jego maniery, ja wszystko rozumiem, ale czasem trzeba trochę luzu, zresztą dzisiaj...Sam rozumiesz...
-Rozumiem, rozumiem, odliczacie minuty... Nawet nie wiesz jak się cieszę, bratowo – powiedział chłopak poważnym tonem.
-Ja też – przytuliła go mocno.
Została im jeszcze godzina, wyznaczyli sobie czas, chcieli zapamiętać ten dzień, z dokładnością co do minuty, dla wspomnień, aby potem co roku móc delektować się tą chwilą, kiedy będą już należeć tylko do siebie.
Szampańska zabawa trwała na całego, niektórzy po wypiciu kilku głębszych, dopiero co zaczęli się rozkręć, a niektórzy już porządnie się nakręcili. Babette niby była z Martinem, ale starała się go unikać. Zatańczyła z nim tylko jeden taniec, za to szalała z chłopakami, z kumplami z radia, plotkowała z koleżankami.
Martin obserwował to wszystko. Nie wydawało mu się, aby Babette jakoś specjalnie poświęcała Billowi więcej czasu. Za to wychwycił, że chłopak siedząc przy barze, rzuca jej tęskne spojrzenia. Tylko na to czekał.
-Chodź David postawię ci dobrą wódkę, bo jest wyjątkowa okazja - Martin poklepał kumpla po ramieniu, zapraszając go do baru.
-O, a cóż to takiego sie wydarzyło? - zapytał David, z nieukrywanym zdziwieniem, kiedy już siadał na stołku.
Bill siedział dwa stołki dalej, odwrócony bokiem i wpatrzony w swoją, tańczącą kobietę. Kiedy usłyszał Martina, chciał wstać i odejść, bo już sam ton jego głosu przyprawiał go o mdłości, ale postanowił zostać i podsłuchać, co też on ma Davidowi do powiedzenia. "Jeszcze tylko godzina i nie będzie ci facet tak wesoło"- myślał z radością.
-Dwie duże whisky z lodem - zwrócił się Martin do barmana - Mam do obwieszczenia radosną nowinę.
-No mów że, bo mnie ciekawość spala - roześmiał się David.
-Oświadczyłem się dzisiaj mojej Babette, no i zostałem przyjęty! Ślub na Boże Narodzenie! - wypalił Martin, z triumfalnym uśmiechem.
-Naprawdę? - zapytał David z niedowierzaniem w głosie.
Dalsze słowa wymawiane przez mężczyzn, docierały do chłopaka jako niezrozumiały bełkot. Sala zawirowała mu przed oczami, a po chwili opadła na nie kurtyna ciemności. Czuł, że się dusi, zupełnie tak, jakby ktoś zaciskał niewidzialną pętlę na jego szyi. Z trudem wciągnął w płuca powietrze. Świst w uszach nabierał coraz ostrzejszych tonów, zrobił kilka kroków naprzód, podłoga rozstępowała się przed nim. Z każdym krokiem wpadał coraz głębiej w otchłań rozpaczy, nie wiedział dokąd i po co idzie. W głowie, potężnym echem odbijały się słowa Martina "...oświadczyłem się dzisiaj mojej Babette...".
Biała ściana przed nim jakby wyrosła spod ziemi, był w holu, nie pamiętał, jak się tu znalazł, znów słyszał słowa, te rozrywały mu serce; "...zostałem przyjęty...". Przystanął, poczuł w żołądku niewyobrażalny ból i zrobiło mu się niedobrze, ocknął się zawieszony nad umywalką w łazience. Fragmenty wspomnień przeskakiwały mu przed oczami. Czyżby życie właśnie zażądało zapłaty za te cudowne chwile z Babette? Tak kochał, został oszukany i zdradzony, został sam, wokół niego tańczyły jakieś cienie, powtarzające mu słowa; "...oświadczyłem się... zostałem przyjęty...ślub... ". Niemrawo czołgał się w swoim żalu, który coraz bardziej pochłaniał go jak bagno, wciągając na samo dno, jego osobistej tragedii... Nie ma odwrotu... jest ból i rozpacz, zdrada i kłamstwo, a po środku tego wszystkiego on, taki bezradny i odrzucony. Nie było już wiary. Na jego zawsze błękitnym niebie miłości, teraz błyskawice rozrywały czarne chmury, a zieloną łąkę nadziei trawił żywy ogień. Zawalił się jego piękny świat marzeń i złudzeń. Wszystko stracone...
Chłonął dźwięk swojego krzyku niemocy, objął rękami pulsujące skronie, zatopił palce we włosach. Może uciec, uciec donikąd, gnać na oślep przed siebie, uśpić wszystkie zmysły, zapomnieć...
Nie, nie ucieknie przed swoim uczuciem, potknie się o nie i upadnie, a ono znowu zaciśnie mu na szyi pętlę i głosem potwora rozkaże;"... kochaj, musisz ją kochać, ona pozbawiła cię rozsądku, pozbawi cię też życia..."
Ocknął się w toalecie, podniósł się z jękiem niemocy i rozpaczy. Znów ogarnął go szał.
-Nie!!! - krzyknął uderzając pięścią w ścianę. Nie czuł bólu, tylko ogarniający go, wszechmocny, pełen obłędu żal. Znów słyszał głosy w swojej głowie; "Jesteś idiotą Bill! Jesteś ostatnim głupkiem, że uwierzyłeś w jej czułe, kłamliwe słówka! Oszukała cię, zdradziła, zabawiła się tobą okrutnie!".
Wziął z szatni kurtkę i wyszedł.
Chciał zostawić to wszystko za sobą. Mógł mieć tysiące, wybrał tę jedną. Serce pełne miłości dawał jej na dłoni, wzgardziła nim. Nie mógł powstrzymać bólu, to co usłyszał, doprowadzało go do obłędu.
To miał być przecież wyjątkowy dzień, był pewien, że nigdy go nie zapomni...
***
-Już prawie 23.00 - powiedziała Babette do Toma.
-A no tak, rozumiem - uśmiechnął się chłopak - Ta godzina, rany, jacy wy jesteście romantyczni... - westchnął.
-Muszę powiedzieć Billowi, że już wychodzimy.
-Jasne, tylko trzeba go znaleźć.
-Przecież dopiero co siedział przy barze.
Obeszli całą salę. Nie było go.
-Chodź usiądziemy na chwilę – zaproponował Tom – Może poszedł do toalety, zaraz pewnie wróci.
Mijały kolejne minuty, nie wracał. Babette już na dobre zaczęła się niepokoić. Przecież się umówili, już powinna stąd wyjść, nie wyjdzie bez powiadomienia go, miała mu powiedzieć, że to już nadeszła ta chwila. Gdzie on jest?
-Pójdę go poszukać – zaoferował się Tom – A ty tu zostań.
Została i czekała. W każdej komórce jej ciała, gościł strach. Chodziła po sali, mijała roześmiane ludzkie twarze, a z każdą minutą, jej serce ogarniał coraz większy żal. Co się dzieje?
-Nigdzie go nie ma, przeszukałem toalety, byłem wszędzie gdzie się dało – poinformował ją zdyszany Tom – Próbowałem zadzwonić do niego, ale nie odbiera.
Zbladła i poczuła, że robi jej się słabo.
-Muszę usiąść – powiedziała cicho.
Ruszyli w stronę baru. Kiedy przechodzili obok Davida, mężczyzna zwrócił się do niej słowami:
-Babette, gratuluję, nawet nie wiesz jak się cieszę – po czym uścisnął ją serdecznie. Zdezorientowana dziewczyna nie wiedziała zupełnie o co mu chodzi. Czyżby Bill coś mu powiedział? Nie rozumiała go, przecież był przeciwnikiem tego związku. Zrobiło jej się głupio, jak będzie się czuła, kiedy on dowie się, że nie wyszło...? Postanowiła go zbyć:
-Ach, tak...dziękuję... – uśmiechnęła się sztucznie i szybko odeszła. Tom, który szedł z nią zapytał zdziwiony:
-A o co mu chodziło z tymi gratulacjami?
-No właśnie nie wiem... – wzruszyła ramionami siadając przy barze – Może Bill mu coś powiedział?
-Nie... nie sądzę, Bill by mu nie powiedział o czymś takim, chyba że coś podsłuchał.
-No, ja też mu nic nie mówiłam, w ogóle na ten temat rozmawiałam tylko z Julią.
-Chcesz coś do picia? – zapytał chłopak, kiwnęła tylko głową. Przez dłuższą chwilę nie odzywała się, sącząc drinka. Nie zastanawiała się już nad tym, co miał na myśli David, teraz jej umysł pochłaniało coś zupełnie innego.
-Tom... – zwróciła się do chłopaka, głosem pełnym żalu – Dlaczego on mi to robi...?
Nie wiedział, nie miał pojęcia w co jego brat właśnie gra? Czemu gdzieś uciekł? Przecież tak bardzo chciał być z nią, tak czekał na tę chwilę, był taki szczęśliwy... Czego się bał? Odpowiedzialności, ciężaru miłości? Dlaczego nagle zachował się jak zwykły tchórz?
-Nie wiem... – odpowiedział cicho. Nie widział, jak ma wytłumaczyć jego zachowanie. Sam zastanawiał się, co tak naprawdę mogło się stać, że uciekł i właściwie dokąd? Jak w ogóle tak mógł i dlaczego tak postąpił?
Przez dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu, szukając w swoich głowach odpowiedzi na kolejne pytania.
-Przecież mógł mi po prostu powiedzieć... – Babette nie kryła żalu.
-Posłuchaj, nie wierzę, że się rozmyślił, że zrezygnował, ja wiem jak bardzo cię kocha... Boję się, że coś się stało... – powiedział w końcu Tom, patrząc w jej oczy pełne bólu.
-Ale co by mogło się stać, przecież jeszcze niedawno tu był, kiedy tańczyliśmy, uśmiechał się do mnie, myślisz, że jest o ciebie zazdrosny?
-Nie... nie, to nie to... – pokręcił przecząco głową – A tamten nic nie namieszał? – wskazał głową na siedzącego przy stole Martina.
Babette popatrzyła na niego. Rozmawiał z Davidem i z kilkoma znajomymi.
-Nie, nie sądzę... Przecież oni nawet ze sobą nie zamienili słowa... – odparła.
Było już dawno po północy. Babette stała w oknie hallu, wpatrzona w pustą ulicę, wyglądała jak mała dziewczynka, czekająca na powrót mamy, była smutna i zgaszona. Nie wiedziała, co mogło się stać, ale bała się, że stało się coś strasznego. Przecież nie wyszedłby tak bez słowa, nie zostawiłby jej... Jeszcze dziś rano, tak pięknie sobie wszystko poukładali, mieli tyle wspólnych marzeń i planów, a teraz już tego nie ma, wszystko zniknęło, rozsypało się niczym domek z kart za jednym, małym podmuchem. Jaki był ten podmuch, co nim było i dlaczego? Zadawała sobie dziesiątki pytań bez odpowiedzi...
Kilkadziesiąt razy wybierała na swojej komórce jego numer, bez skutku. Dlaczego nawet nie chciał z nią porozmawiać?
Kiedy Martin odwoził ją do domu była spokojna, pożegnała się z nim grzecznie, nie zrealizowawszy zamierzonego planu. Pomyśłała, że nie teraz. Nie czas, nie pora, nie nastrój... Dopiero otwierając drzwi do mieszkania, znowu puściły nerwy, uwalniając spod powiek kolejne łzy...
-Bill... gdzie jesteś...? - zapytała pustkę...
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Beata dnia Pon 15:27, 25 Gru 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
~ddm
:(
Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 314
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w Tobie tyle zła?
|
Wysłany:
Sob 21:55, 23 Gru 2006 |
|
Dziś Ci już mogę szczerze powiedzieć, że powaliłaś mnie na kolanka.
Czekałam żeby Ci to powiedzieć. Wreszcie miałam okazję...
Roztaczasz taką niezwykłą atmosferę. Idealnie łączysz zdarzenia, zaskakujesz pomysłem.
Można jedynie domyślać się, jaka koncepcja tego opowiadania jest w Twoim umyśle, jednak wątpię, by komuś się to udało.
Wiesz...
Jeszcze troszkę. A nazwę Cię panią M.
Chyba domyślasz się jak?
Pokazujesz, jak bardzo na to zasłużyłaś. Dziękuję, że mogę jeszcze komuś to powiedzieć.
I za to, że jesteś. Po prostu.
Kocham Cię,
Negai
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ~ddm dnia Sob 22:01, 23 Gru 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
świrka
:]
Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 441
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Sob 21:56, 23 Gru 2006 |
|
kurka, gdyby nie to, że edytowałam w Śmietniku, być może byłabym pierwsza xP. ale nie no, dobra, ~ddm to dla Ciebie miejcówka
z Martina to dupek. i jak w ogóle Bill mógł uwierzyć w te jego kłamstwa...Booże...
myślę, że skończy się ślubem. oczywiście Babette i Billa . iiiii..i może trójką dzieci? xP xD ;]
oo taaaaak xP.
świetna część.
pozdrawiam, świrka
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dranisiaa
:-(
Dołączył: 23 Maj 2006
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wiesz, że chcę być szczęśliwa?
|
Wysłany:
Nie 12:07, 24 Gru 2006 |
|
Jeju...
Po prostu mnie zamurowało.
Nie mogę nic z siebie wydusić.
Oczarowałaś mnie, jeszcze bardziej niż zwykle.
Martin to dupek.
Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.
Oj tak Świrka...
Ślub i troje dzieci. To będzie piękne.
Pozdrawiam, życzę Wesołych Świąt i czekam z niecierpliwością na nastepną część.
Ale czemu chcesz jedno z moich ulubionych opowiadań zakończyć .
No dobrze, ale pamiętaj, że zawsze będę wracać do tego opowiadania.
Buźka
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Asiulla
:-)
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Nie 14:04, 24 Gru 2006 |
|
Eee...
Yyy...
Ściana.
Zamurowało mnie za wszystkich stron.
Już myślałam, że będzie ok.
Ale nie, Martin znów się wtrącił.
To kompletny idiota.
A Bill znowu zachował się jak kompletne dziecko.
Na miejscu Babette za tą nie ufność dałabym mu w twarz.
Nie mógł poprostu do niej podejść i spytać?
No nie... on zaczął udawać zranionego księcia
Ech, ale przeżywam.
Ale tyle emocji mną targało podczas tego odcinka...
To był chyba najlepszy ze wszystkich.
Omało co nie weszłam w ten monitor.
Tak na mnie działasz tym opowiadaniem! )
Świetne.
Mam nadzieję, że się pogodzą.
Znaczy Bill i Babette.
Ale w tak sobie w myślach ułożyłam inne zakończenie.
MAm takie wrażenie, że opowiadanie tak się zakończy.
No ale cóż to nie moje opowiadanie więc nic nie mówię.
WESOŁYCH ŚWIĄT**
Asiulla
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Beata
:-(
Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 19:00, 30 Gru 2006 |
|
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, znowu nie odpowiem każdej z osobna, ale przez cały tydzień nie miałam neta w swoim komputerze, a dzisiaj juz po prostu nie mam siły, byłam w pracy i jestem padnięta.
Zapraszam na kolejną część.
Podkład muzyczny do części:
http://www.youtube.com/watch?v=zlggTSe4Dcg
Dla Negai i całuski dla wszystkich
Część 37.
To nie tak miało być, nie taki powrót do domu wymarzyła sobie, nie w takich okolicznościach...
Świtało. Powinna być tu teraz z Billem, była sama. Zrozpaczona i ledwie żywa, po kolejnej nieprzespanej, i pełnej emocji nocy.
Telefon milczał jak zaklęty. Czekała cierpliwie, może chociaż Tom zadzwoni, przecież obiecał... Może jak wrócą, Bill będzie już w hotelu.
Nie płakała, usiadła na parapecie kuchennego okna. Jesienny deszcz padał od godziny. "Zamiast mnie płacze niebo..." - myślała -"Niech płacze, ja już chyba nie mam łez... wypłakałam wszystkie..."
Ulewa stawała się coraz większa, a szarość spowiła budzącą się nieśmiało do życia ulicę. Przypomniała sobie ich pierwszą, wspólną niedzielę tuż po gali. Przymknęła oczy, zatapiając się we wspomnieniach... Jak wspaniale było ją spędzić w jego młodzieńczych ramionach, mieszkanie przesycone było zapachem ich fizycznej miłości, wzniecając jednocześnie płomień tej prawdziwej, duchowej... Lecz gdzie ona teraz jest, co się z nią stało...? Czy zgasła w nim równie szybko jak się narodziła?
Poczuła, jak na nowo rośnie w niej żal i rozpacz. Gdzie on teraz jest? Gdzie jest ten którego pokochała i któremu zaufała? Dlaczego zostawił ją bez słowa i odszedł? Ogromna niemoc ogarnęła całe jej wnętrze, zacisnęła pięści przygryzając je do krwi. Z oczu znów płynęły gorące łzy, po zaciśniętych dłoniach spłynęła niewielka strużka czerwonej krwi. Spojrzała na nią, to nie dłonie teraz krwawiły, to krwawiło jej serce... Dla niego chciała wszystko zostawić za sobą, dla niego odrzuciła wszystko, tylko dla niego... Więc gdzie on teraz jest? Może w ten sposób właśnie odgrywa się na niej, może chce, żeby cierpiała... Wzięła do ręki telefon, może chociaż jakiś sms, czy nie słyszała dzwonka...? Bzdura! Jakby mogła nie usłyszeć, skoro cisza w mieszkaniu, była aż nie do zniesienia.
Dopadła ją wściekłość, jeszcze chyba nigdy nie czuła się tak strasznie. Zastanawiała się jak do tego doszło, że pozwoliła tak sobą zawładnąć, dała mu się tak opętać.
-Kim ty jesteś?! Kim jesteś do cholery!? - pytała, patrząc na jego zdjęcie - Dlaczego mi to robisz?! Dlaczego!? - krzyknęła, rzucając telefonem o ścianę. Ból odrzucenia i rozpaczy władał znów całym jej ciałem, nie rozumiała tego, nie chciała nawet rozumieć.
Wyszła na taras, nieznośny chłód połączony ze strachem sparaliżował jej ciało. Ulewny deszcz chłostał twarz i poranione ręce, kurczowo trzymające się barierki, a gorące łzy łączyły się z zimnymi kroplami deszczu, aby spłynąć po niej, przenikając głęboko do serca, rozdartego rozpaczą. Umierała tam stojąc, chciała krzyczeć, żebrając o śmierć.
Wróciła skostniała z zimna, zamknęła za sobą drzwi tarasu. Znów zagryzła z niemocy palce, tworząc nowe rany, uwalniając z nich nową krew.
-Boże! Dlaczego?! - krzyczała, osuwając się po ścianie - Co ja takiego zrobiłam, że tak mnie doświadczasz?! Ja nie chcę już żyć, pozwól mi umrzeć!
Wiedziała, że nie będzie to łatwa miłość, ale nie zdawała sobie sprawy z tego, że będzie aż tak trudna i sprawi tyle cierpienia.
Znów podniosła się, przyklejając krwawiące ręce do szyby, gdzie z drugiej strony krople deszczu tworzyły pojedyncze ścieżki. Niewyobrażalny ból wypalał ją od wewnątrz, wypalał piętno na sercu, znaczył je jak swoje, już nigdy się go nie pozbędzie, a jeśli nawet ból zniknie, zostanie po nim głęboka blizna... Czuła, że rozpada się na małe kawałki, że już za chwilę jej nie będzie, że zniknie w nicości tego dnia i swojego cierpienia. Nie ma jego, nie będzie jej, zostanie pustka. Może ta miłość była zbyt wielka, wypaliła ich, pochłonęła żywym ogniem, zostawiając za sobą zgliszcza cierpienia, a może oni ją po prostu sobie wymyślili, może była tylko senną marą...? Wiedziała jedno, jego już nie było, nie chciała istnieć bez niego...
Nie chciała żyć, nie mogła umrzeć... Żeby choć zabić w sobie ten ból, który bezlitośnie wyrywa jej po kawałku serce i duszę... Słyszała przyspieszone bicie swego serca, każde jego uderzenie pulsowało ze zdwojoną siłą w jej głowie... Opadła bezsilnie na kanapę, zmęczona żalem i rozpaczą, bezwładnie zsuwała się po zboczu wulkanu swojej miłości, z którego nie wypływała już gorąca lawa uczucia, a wraz z każdym jej stąpnięciem, wzbijał się popiół smutku i goryczy porzucenia...
***
Mokry, deszczowy poranek, nie zapowiadał się lepiej niż noc. Bill nadal nie wrócił do hotelu i wszyscy bardzo się o niego niepokoili. Tom chciał zadzwonić do niej, ale teraz nie było sensu, bo co jej powie? Nie miał przecież dobrych wiadomości. Najpierw wszyscy jeździli po mieście, bezskutecznie wypatrując jego postaci, ale to było jak szukanie igły w stogu siana. Nie wiedzieli przecież, gdzie jest i co tak naprawdę się stało.
Do pokoju wszedł David, który przed chwilą właśnie telefonował na policję i pogotowie. Wszyscy spojrzeli na niego wyczekująco:
-I co? – zapytał, chyba najbardziej z nich wszystkich, przerażony Tom.
-Na szczęście nic, nie było wypadku, policja też nic nie wie.
Odetchnęli poniekąd z ulgą, bo tak naprawdę te niby dobre wiadomości, mogły się okazać za chwilę złymi.
-Ale wiecie co...? – zamyślił się David – Zupełnie o czymś zapomniałem... Ja chyba wiem, co jest przyczyną jego zniknięcia...
-Co? – zapytali niemal równocześnie.
-Nie będę na razie nic mówił, jak wróci to go spytacie... w sumie, nie jestem nawet pewien, ale tak mi się wydaje... Jakby się pokazał dajcie mi znać – powiedział David zamykając za sobą drzwi.
Po chwili namysłu, Tom wybiegł za nim na korytarz i krzyknął:
-David zaczekaj!
Mężczyzna zatrzymał się.
-Co miałeś na myśli? O co chodzi? – zapytał Tom podchodząc.
-Nie chcę na razie nic mówić, w dodatku nie jestem pewien, czy to prawda. Wróci, to sam go spytasz.
-Ale czy to coś poważnego? – nie ustępował chłopak.
-No nie będę nic mówił, to nie ma sensu, może to tylko moje domysły, daj spokój.
Zrezygnowany Tom, wrócił do pokoju. W tym trudnym oczekiwaniu, minuty stawały się wiecznością i ta jedna, wielka niewiadoma. Gdzie on jest i czemu zniknął?
Było już dobrze po 10.00, kiedy zziębnięty i przemoczony Bill wszedł do pokoju. Wyglądał strasznie, prawie spłukany przez deszcz makijaż, tworzył pokaźnych rozmiarów sine plamy pod zapuchniętymi oczami.
-Gdzie byłeś? Co się stało? – pytali, jeden przez drugiego, jednak Bill nie był skory do odpowiedzi. Posłał im tylko mętne spojrzenie i rzucił się na łóżko.
-Coś ty najlepszego narobił?! - krzyknął Tom, któremu w tej chwili puściły nerwy - No powiedz coś, człowieku, mów! -pochwycił za mokrą kurtkę Billa i zaczął go szarpać.
-Daj spokój, Tom, nie widzisz co się z nim dzieje? - próbował odciągnąć go Georg.
-Mam to w dupie! A ty się nie wpieprzaj, w ogóle idźcie stąd! - Tom popchnął Georga - Gadaj! Gdzieś ty był?! - znowu darł się do Billa.
-Dobra, idziemy powiedzieć Davidowi, że wrócił - powiedział Georg, kiwając do Gustava, po czym wyszli, zostawiając bliźniaków.
-Daj mi spokój... - wymamrotał ledwie dosłyszalnie Bill. Tom patrzył w jego oczy, wzrok miał dziwny, jakby obłąkany. Jak przed chwilą gwałtownie chwycił go za kurtkę, tak teraz równie gwałtownie, jakby z obrzydzeniem odepchnął go od siebie, skutkiem czego chłopak opadł bezwładnie na łóżko.
-Kurwa ! Ty się naćpałeś! - krzyknął z przerażeniem - Jezu... coś ty najlepszego narobił...?
Tom był naprawdę przestraszony, patrzył na leżącego bez życia brata i zadawał sobie w myśli pytanie: " Dlaczego? Co się takiego wydarzyło, że tak postąpił? "
-Nie ćpałem, jarałem trawę i to parę godzin temu... daj mi spokój... - jęknął Bill.
-Ale co się właściwie stało? Powiedz mi, dlaczego tak nagle zniknąłeś? Ona czekała, tak się cieszyła na tę waszą godzinę...
Na te słowa Toma, Bill poderwał się nagle i krzyknął:
-Ani słowa o niej!
To już zupełnie był zdezorientowany, nic z tego nie rozumiał.
-Ale przecież wy...
-Nie ma nas! Rozumiesz?! I ani słowa na ten temat! - znowu podniósł głos, a w oczach miał łzy .
-Bill, powiedz mi, co się stało?
-Nie chcę o tym rozmawiać! - rzucił, zdejmując mokre ciuchy.
Nastała chwila milczenia. Tom krążył po pokoju, zastanawiając się, jak ma wyciągnąć z brata przyczynę jego zachowania. Wiedział, że w końcu mu powie, ale chciał to wiedzieć już, teraz, chociażby po to, żeby zadzwonić do Babette. Właśnie! Przecież ona tam pewnie umiera ze strachu. Wyszedł na korytarz, wybierając po drodze jej numer w swoim telefonie. Ale co jej powie? Że on nawet nie chce o niej słyszeć?
Jednak jej komórka nie odpowiadała, spróbował jeszcze kilka razy i wpadł w panikę. A jeśli ona sobie coś zrobiła? Jak się rozstawali, była w fatalnym stanie. Musi tam jechać, tylko gdzie ona mieszka?
-David! Gdzie mieszka Babette? - zawołał, otwierając z impetem drzwi do jego pokoju. Mężczyzna spojrzał na niego zdziwiony.
-A po co ci to?
-Nie odbiera telefonu, chciałem powiedzieć, że Bill wrócił, trochę się o nią martwię... - odparł Tom.
-No wiesz, nie wiem czy słusznie... - David uśmiechnął się znacząco.
-Co masz na myśli? - dopytywał się Tom.
-Nie, nic... jak chcesz to jedź, ale żebyś się nie rozczarował. Mat wie, gdzie ona mieszka, niech cię zawiezie.
Tom już nie pytał o nic, czuł, że David faktycznie zna przyczynę tego zamieszania, ale nawet nie próbował od niego nic wyciągać. Liczyła się każda minuta, więc zanim upłynęło ich trzydzieści, stał u jej drzwi, dobijając się natarczywie. W końcu po długiej chwili otworzyła mu. Też wyglądała fatalnie; rozmazana, potargana, w wymiętej sukience z podpuchniętymi oczami
-Dzięki Bogu jesteś... - powitał ją z ulgą w głosie i nie czekając na zaproszenie, wszedł do mieszkania - Dlaczego nie odbierasz komórki?
-Rozwaliłam ją o ścianę - odpowiedziała cicho, patrząc mu wyczekująco w oczy - Co z nim...?
-Jest, znalazł się, ale coś się stało, tylko nie wiem co - powiedział Tom z nadzieją, że od niej dowie się czegoś konkretnego - Czy wy nie pokłóciliście się?
Babette zamurowało.
-Kiedy? Jak? Przecież było wszystko ustalone, ja miałam o wszystkim powiedzieć Martinowi, on przecież tak czekał na tę chwilę, nie, no co ty... - powiedziała cicho. Widział po niej, że przeżyła koszmar i pewnie nawet nie spała w ogóle, na co wskazywał jej wygląd. Zrobiło mu się jej żal, zresztą obydwojga. Przytulił ją mocno i westchnął:
-Nic z tego nie rozumiem... on nawet nie chce o tobie słyszeć, w ogóle nic nie chce mówić...
Na te słowa odskoczyła jak oparzona.
-Jak to nie chce o mnie słyszeć?! - zapytała przerażonym, łamiącym się głosem - Tom, co się dzieje...? Przecież... - rozpłakała się nie kończąc.
-Ja nie wiem, ale nie płacz, to na pewno jakieś nieporozumienie, może ktoś mu jakichś głupot nagadał... - znów ją przytulił. Szlochała, a on nie potrafił jej uspokoić.
-Najlepiej będzie, jak pojedziesz ze mną - powiedział w końcu - Trzeba to raz na zawsze wyjaśnić!
-Dobrze, pojadę - odparła przez łzy, z całą stanowczością w głosie. Choćby teraz miała się dowiedzieć o czymś najgorszym, chciała to wiedzieć od niego, a nie snuć jakieś swoje głupie domysły - Daj mi chwilę, doprowadzę się do porządku, zaczekaj w salonie...
Tom posłusznie skinął głową, a ona zniknęła za drzwiami łazienki. Po kilkunastu minutach, przebrana i z nowym makijażem wyglądała już lepiej, jednak z jej zmęczonej twarzy, można było wyczytać ból, niepewność, całe to piętno minionej nieprzespanej, nocy.
Jechali w milczeniu, zawsze mający sobie coś do powiedzenia przyjaciele, teraz nie potrafili wydusić z siebie słowa. Tuż przed drzwiami pokoju, Babette zatrzymała się na chwilę, łapiąc chłopaka za rękę.
-Tom... boję się... - powiedziała cicho.
-Wiem, ale ja sam nic z niego nie wyciągnę, a jestem pewien, że przy tobie pęknie - odparł chłopak, otwierając drzwi.
Bill leżał na łóżku tyłem do drzwi. W międzyczasie zdążył się przebrać, a mokre ubrania leżały na podłodze.
-Bill - powiedział łagodnym tonem brat - Przywiozłem Babette, myślę, że jesteś jej winny wyjaśnienie...
Na dźwięk jej imienia, chłopak drgnął, ale nie odwrócił się, zdławionym głosem jęknął tylko:
-Nie chcę jej widzieć...
Zdezorientowana dziewczyna cofnęła się, kładąc rękę na klamce. Zupełnie nie wiedziała, co było przyczyną jego zachowania, co tak nagle się zmieniło, że teraz nawet nie chciał na nią spojrzeć. Poirytowany Tom, chwycił ją za rękę, już sam miał dosyć tej sytuacji. Widział jak obydwoje cierpią i nie rozumiał dlaczego tak się dzieje, postanowił sobie, że doprowadzi do jej wyjaśnienia. Podszedł do jego łóżka, ciągnąc za sobą Babette.
-Albo natychmiast wyjaśnisz wszystko, albo nie ręczę za siebie! - krzyknął - Ja mam już tego wszystkiego dość!
Bill odwrócił się i usiadł, rzucając im wściekłe spojrzenie:
-Niech ona ci wyjaśni! - wskazał ręką na stojącą w milczeniu dziewczynę, której po policzkach już zaczęły ściekać pojedyncze łzy.
-Ale co ja mam wyjaśniać?! Przecież to ty uciekłeś! - wzburzyła się teraz jego zarzutem. Wstał, na jego twarzy malowała się wściekłość. Stanął naprzeciw niej, wymachując wskazującym palcem:
-Uciekłem, bo po tym co usłyszałem, wszystko runęło, zawalił się cały mój świat, zniknęły wszystkie moje marzenia, a ty cały czas oszukiwałaś mnie! - wyrecytował jednym tchem, z pasją oratora. Stała osłupiała, nie wiedząc co ma odpowiedzieć. O czym on mówi? Co takiego usłyszał?
-Ale o czym ty mówisz, powiedz wreszcie do cholery o co ci chodzi?! - teraz ona krzyknęła, nie mogąc już znieść jego słów.
Uśmiechnął się ironicznie i odparł już nieco spokojniej:
-A ślub? Przecież twój ukochany oświadczył ci się i został przyjęty, nie wmawiaj więc mi teraz, że nie wiesz o co chodzi! - ostatnie słowa wypowiedział już głośniej i z większym naciskiem.
W tej chwili, Babette i Tom wypowiedzieli niemal równocześnie i podobnym tonem głosu:
-Co?!
-O czym ty w ogóle mówisz?! Kto ci takich bzdur naopowiadał?! - krzyknęła dziewczyna - I w dodatku tak po prostu w to uwierzyłeś?!
-A ty byś nie uwierzyła? Ja to usłyszałem przypadkiem, on to mówił do Davida, więc dlaczego miałem w to nie wierzyć?
-Martin... - powiedziała cicho, jakby zaczynając wszystko układać w jedną całość - Ja bym nie uwierzyła, gdybym nie usłyszała czegoś takiego od ciebie... - odpowiedziała stanowczo, cofając się w kierunku drzwi - Ja, zanim cokolwiek bym zrobiła, zapytałabym najpierw ciebie, a ty we mnie zwątpiłeś...
Stał przez chwilę osłupiały. Już chwytała za klamkę, kiedy podbiegł do niej i chwycił ją za rękę:
-Więc... więc to nieprawda? - zapytał ze łzami w oczach.
-To najpodlejsze kłamstwo jakie słyszałam i największe świństwo jakie mi zrobił... - wyszeptała cicho, płacząc.
Patrzył na nią bezradnie, nie pozwalając otworzyć drzwi. Pokój ogarnęła martwa cisza.
-Mój skarbie... - powiedział w końcu cicho, biorąc w dłonie jej zapłakaną twarz - Nawet nie wiesz co ja przeżyłem, umierałem z rozpaczy...
-A ja? Myślałam, że coś ci się stało... że mnie zostawiłeś...to był jakiś koszmar...
Objął ją i przytulił mocno. Tom uśmiechnął się do siebie zadowolony i westchnął:
-Jeszcze jeden taki numer i wyląduję przez was w domu wariatów – skwitował, wychodząc z pokoju.
Roześmieli się tylko przez łzy, szczęśliwi jak nigdy dotąd.
-Jak mogłeś w to uwierzyć? – zapytała z wyrzutem, patrząc mu w oczy – Tylko zastanawiam się, dlaczego on to zrobił...? Mam wrażenie, że czegoś się domyśla...
-Ale on mnie przecież nie widział, mówił to do Davida, ja podsłuchałem przypadkiem...
-Tak ci się tylko wydaje, po co miałby Davida faszerować kłamstwami? No, chyba że podejrzewa jego... – zastanowiła się - Chyba już rozumiem...
-Co rozumiesz?
-Kiedy z Tomem cię szukaliśmy, David zaczepił mnie i mi gratulował, zastanawiałam się czy może ty mu coś powiedziałeś? Teraz już wiem o co chodziło...- pokiwała głową - Bill, ja jeszcze mu nie powiedziałam, że odchodzę, jak zniknąłeś myślałam tylko o tym gdzie jesteś, nie miałam do tego głowy... Ale już jadę, porozmawiam z nim, wygarnę mu wszystko! – gorączkowała się i już chciała wychodzić, ale Bill zatrzymał ją.
-Nie, zostań... Powiesz mu jutro, dzisiaj cię nigdzie nie puszczę, jeden dzień nic nie zmieni... – powiedział, zdejmując jej kurtkę. Uśmiechnęła się, a po chwili gładząc jego twarz, wyszeptała czule:
-Kocham cię...
-Ja też – znów ją objął – Teraz już nic nas nie rozdzieli...
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
świrka
:]
Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 441
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Sob 20:19, 30 Gru 2006 |
|
[yyy, coś tu nie tak.. ~ddm miała zaklepane miejsce..]
Wreszcie mamy nową częęść .
No wiedziałam. wiedziałam, że właśnie dziś dodasz tą część. ja to normalnie wiedziałam. dosłownie. przeczucie jakieś...
tak fantastycznie opisałaś wydarzenia, że wszystko przed oczami miałam. wszystko. o Boże.
ja to tak przeżywam..
ufff...dobrze, że całe zamieszanie się wyjaśniło. kamień z serca.
nooo oczyywiście odcinek mi się baardzo podobał .
PS: a tak z innej beczki;
wiesz, jak sobie Ciebie wyobrażam? . taką Amy Lee, jaką masz w avatarze. jeszcze to imię, Beata, tak wspaniale pasuje do jej twarzy...mmmhh
pozdrawiam, świrka
EDIT:
Posty, które mają służyć ' zaklepywaniu ' będą usuwane bo równie dobrze można napisać posta po przeczytaniu opowiadania. Takie coś jest po prostu nabijaniem i nie będzie tolerowane. heidi
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
~ddm
:(
Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 314
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w Tobie tyle zła?
|
Wysłany:
Sob 21:37, 30 Gru 2006 |
|
Nie będę komentować tego, co tu się dzieje...
Przykro mi, jak nigdy. WY wiecie dlaczego.
A Tobie Beatko, nareszcie powiem to, na co tak długo czekałam.
Jesteś mistrzynią.
Mistrzynią w swoim fachu. W pisaniu o wszelkich przeszkodach w miłośći.
O towarzyszącym jej bólu i łzach.
I na ten moment bardzo długo czekałam, ale wiedziałam, że nastąpi.
Widzisz...
Czy to nie ironia losu, że piszę Ci to w ostatnim poście na tym forum...?
Bardzo Cię kocham. Za Ciebie i za to, co tworzysz.
I za to, że się tu poznałyśmy. Nigdy tego miejsca nie zapomnę.
Dziękuję.
Negai
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dranisiaa
:-(
Dołączył: 23 Maj 2006
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wiesz, że chcę być szczęśliwa?
|
Wysłany:
Sob 22:05, 30 Gru 2006 |
|
Beata to jest... tego się nie da opisać.
Ta część wstrzasnęła mną doszczętnie.
Z początku ból i łzy, a potem piekne zakończenie.
Te wszystkie emocje, które kumulowały się we mnie od kilku odcinków dzisiaj wszystkie opadły...
Tak, płakałam, bo wszystko było ułożone i opisane tak realnie, że... nie mam słów.
Nie będę sie powtarzać, powiem tylko, że piękne.
Nic więcej nie powiem.
Nisko się kłaniam.
Dziękuję.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
shira
Moderator
Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 1460
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Wto 22:15, 02 Sty 2007 |
|
Cholera jasna... Naprawdę nie wiem co powiedzieć.
Tak mi to wszystko uciekło, że dopiero dziś zorientowałam sie jak wiele przegapiłam. Nie mogłam dłużej czekać i przeczytalam wszystko na jednym oddechu.
Jestem pod ogromnym wrażeniem.
Cała akcja, którą tak doskonale przeprowadziłaś, wszystkie opisy które tak idealnie wplatałaś, uczucia... To wszystko było jednym. Zupełnie zapomniałam o wszystkim co się wokół mnie działo. Nie mogłam oderwać się od monitora... To było jak obłęd.
Twoje opowiadanie jest rewelacynje. Dałaś mu dusze, której wielu tekstom brakuje. A ja się tym upijam do nieprzytomności...
W niektórych momentach po prostu przestawałam oddychać i czytałam to z wielkimi oczami, zeby po chwili przypomnieć sobie, że potrzebuję troche tlenu.
Znowu w innych nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który wszystkimi siłami wkradał mi się na usta.
Naprawde kocham to opowiadanie
Pozdrawiam ;*
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|