Autor |
Wiadomość |
Vampirek
:-(
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)
|
Wysłany:
Czw 6:43, 28 Wrz 2006 |
|
Ja już naprawdę nie wiem co napisać...
Powiedziałam na temat tego opowiadania mnóstwo rzeczy, same komplementy, ale to nie wystarcza.
Zgadzam się, w tym opowiadaniu jest magia.
Hipnotyzujesz słowami, wciągasz w swój świat.
Było pięknie.
I ciekawe, jak zareaguje matka bliźniaków, jak się dowie
Czekam na ciąg dalszy,
Vampirek
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Beata
:-(
Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pon 19:40, 02 Paź 2006 |
|
Przepraszam Was bardzo, moje drogie, zapomniałam odpowiedzieć na Wasze komentarze, ale Wy przecież wiecie, jak bardzo Wam za nie dziękuję i całuję gorąco Was wszystkie:*
Dziś, postanowiłam zaserwować Wam podkład muzyczny. Jeżeli włączycie od razu, wystarczy Wam do odpowiedniego momentu, uprzedzam jednak, że jest to muzyka poważna, bo zdaję sobie sprawę, że niewiele jest młodych osób, ceniących sobie ten gatunek muzyki. Jednak nie obawiajcie się, jest to utworek lekki i uroczy, raczej powinien się Wam spodobać, powiem więcej, mam nawet maleńką iskierkę nadziei, że zachęcę niektóre, do słuchania. Celowo wybrałam takie wykonanie, gdyż nie jest ono wirtuozowskie, ale bardzo dobre. Dlaczego? Przekonacie sie czytając odcinek. Gdyby były jakieś pytania, to zapraszam na pw, chętnie odpowiem.
A oto muzyka: http://www.youtube.com/watch?v=NAOPwqcAINE
Dedykacja : dla ~ddm - za wyrozumiałość kotku, Ty wiesz o co chodzi.
Część 23.
Niemożliwością było, aby kiedykolwiek mogli się sobą nasycić, a może po prostu kochali się na zapas, nie wiedząc kiedy znowu dane im będzie przeżyć wspólnie miłosne uniesienia. Obdarzali się przy tym najpiękniejszymi słowami, jakby jakaś nadprzyrodzona siła, wlała w ich usta wszystkie cudowne wyznania miłości na świecie. To wszystko brzmiało jak muzyka, stworzona przez najlepszego kompozytora w jego najwspanialszym okresie, jak jakaś miłosna liryka, napisana przez zakochanego z wzajemnością poetę. Kolejne miłosne uniesienie, kolejna ekstaza i rozkosz, tylko która to już tej nocy…? Tak zastał ich świt, oczekujących kolejnego spełnienia w bladym świetle wczesnego dnia. Ich ciała domagały się snu, a zmysły wciąż nienasycone były miłością. W końcu jednak poddali się i kiedy słońce już było na nieboskłonie, razem odpłynęli do krainy sennych fantazji.
Pierwszy obudził się Bill i spojrzał na zegarek. Było późne, upalne popołudnie. Lekki powiew wiatru, który poruszał zwiewną firanką, niósł ze sobą zapach kwiatów rosnących w ogrodzie. Chłopak zastanawiał się przez chwilę czy nie śni, wtulona w niego spała obok kobieta którą kochał, która przedwczoraj wyznała mu wreszcie miłość, i chociaż nie wszystko układało się tak jakby tego chciał, to w tej chwili był naprawdę szczęśliwy. Z czułością pogładził ją po głowie i delikatnie cmoknął w policzek. Poruszyła się, otworzyła oczy i przeciągając się, powitała go:
-Cześć skarbie… Długo już nie śpisz?
-Troszeczkę, patrzę na ciebie i delektuję się moim szczęściem…- uśmiechnął się lekko. Babette spojrzała na zegarek i zdziwiła się:
-Ojej, już ta godzina? Trzeba zamówić coś do jedzenia, przecież niedługo przyjdzie Madlaine.
-No tak…- jęknął z niezadowoleniem chłopak.
-Wiem, że ci to nie pasuje, ale Madlaine jest fajna, zobaczysz spodoba ci się, to tylko jeden wieczór…- przekonywała Babette, zakładając szlafrok i całując go w czoło. Po chwili zniknęła za drzwiami.
Wkrótce już byli gotowi na przyjęcie gościa, a stolik w salonie suto zastawiony różnymi przekąskami.
-Mam wrażenie, że o czymś zapomniałam…- zastanawiała się Babette – Wiem! Wino! Chodź ze mną do piwniczki- zwróciła się do Billa. Na zakurzonych i pokrytych pajęczą siecią regałach, piętrzyły się butelki z różnymi rodzajami francuskiego wina.
-No niezłe zapasy… - chłopak pokręcił ze zdziwieniem głową
-To tata jest miłośnikiem wina – odpowiedziała Babette, próbując odczytać napis na jednej z etykiet – Mam nadzieję, że się nie zdenerwuje, jeśli uszczkniemy co nieco z jego zapasów.
Bill rozglądał się po zapełnionych trunkami półkach.
-Które pijemy? Beaujolais, Chablis, Chardonnay, czy może Château Margaux? – spytała go, podając mu pusty koszyk.
-Nie mam pojęcia, nie znam się na winach… - odpowiedział, kiedy Babette wkładała mu do koszyka kolejną butelkę.
-Dobrze, wezmę jeszcze to – zdmuchnęła kurz z etykiety – Przynajmniej dwa z nich już piłeś, a jedno nawet wczoraj… O! I jeszcze to.
I tak, z kilkoma butelkami różnych rodzajów win wrócili do kuchni.
-Najpierw napijemy się tego – stwierdziła Babette, podając Billowi już obmytą z kurzu butelkę – Otwórz!
Chłopak zręcznie uwolnił szyjkę naczynia od wypełniającego ją korka, po czym wypełnił kieliszki alkoholem. Zamoczyli usta w bordowym trunku, delektując się jego smakiem.
-No i jak? Smakuje? – spytała.
-Mhmmm… - zamruczał. Do wizyty Madlaine, zostało jeszcze sporo czasu, więc póki co, cieszyli się tylko swoim towarzystwem. Nagle Bill przypomniał sobie coś, co mu obiecała jak tylko przyjechali i postanowił teraz, że nie da się zbyć i nie odpuści.
-Babette…
-Tak?
-Pamiętasz co mi obiecałaś kiedy przyjechaliśmy? – spytał z tajemniczą miną. Patrzyła na niego badawczo, poszukując uparcie w pamięci danego słowa, ale nic konkretnego nie przychodziło jej do głowy. Zmarszczyła czoło:
-Jakoś nie pamiętam żadnej obietnicy, której bym nie spełniła…
-A jednak coś jest… - kontynuował – Obiecałaś, że zagrasz dla mnie na fortepianie…
Dziewczyna skrzywiła się:
-Ojej... musiałeś sobie przypomnieć? Ale ja naprawdę nie gram dobrze…- próbowała się wykręcić.
-Obiecałaś…- był stanowczy i nieugięty – Proszę…
-Niech ci będzie – wydęła usta.
Wstała z niechęcią i podeszła do instrumentu. Splotła palce, prostując jednocześnie ręce.
-Ale żebyś tego nie żałował – odgrażała się, co wywołało na ustach chłopaka uśmiech. Jeszcze przez chwilę gimnastykowała palce, przygotowując je do gry. Zaczęła, zabrzmiały pierwsze takty “Sonaty Facile”. Jak urzeczony pochłaniał wzrokiem jej zwinne, tańczące po klawiaturze dłonie, spod których wzlatywały czyste, niemalże krystaliczne dźwięki. Spłynął na niego geniusz muzyki, tak idealnej, choć skromnej i subtelnej, świadomej swoich granic, która nie pragnie być czymś więcej niż jest, bo jest jak głos samego Boga i nie brak w niej przebłysków niebiańskich promieni. W jego oczach była teraz wirtuozem fortepianu, choć grała ledwie dobrze, ale starała się, dla niego chciała zagrać jak najpiękniej to co kochała, cudowną muzykę swojego ulubionego kompozytora, jakim był Mozart. Pozwoliła teraz jego duchowi zawładnąć sobą, wtopić się w jego styl, wypełniła salon paletą dźwięków i wirujących w powietrzu nut, tej cudownej muzyki. Gdy zabrzmiał ostatni akord, jej palce spoczęły na biało-czarnej klawiaturze, a pomieszczenie wypełniła przeszywająca cisza. Babette delikatnie się uśmiechnęła.
-Pięknie grałaś... Co to było? – wydusił z siebie po chwili.
-To mój Mozart, a to co zagrałam, to prosta sonata od której rozpoczyna się nauka gry na fortepianie, dlatego ją zagrałam, bo najlepiej umiem – uśmiechnęła się figlarnie.
-Ale mnie naprawdę się podobało i twoja gra, i ta muzyka...
-Jego muzyka jest cudem, gdybyś usłyszał dwudziesty pierwszy koncert fortepianowy c-dur, dopiero byś się zachwycił!
-To czemu mi go nie zagrałaś?
Babette zaśmiała się:
-Widać że nie znasz się na muzyce klasycznej. Koncerty fortepianowe wykonuje się z orkiestrą symfoniczną, ja mogłabym zagrać zaledwie jakieś fragmenty solówek, ale to dla mnie za trudne. Ach, gdybyś mógł je usłyszeć...- rozmarzyła się, lecz po chwili znów się ożywiła – Ale zaraz! Ja chyba tu mam jakieś płyty...
Podeszła do komody i otworzyła szufladę:
-Beethoven, Vivaldi, Haydn... zaraz... o, jest i Mozart, ale nie to... nie, nie mam tego koncertu, no trudno, to niech będzie dwudziesty trzeci. – włączyła płytę i wzięła do ręki kieliszek z winem.
Rozmawiali, upajali się muzyką i zanim przyszła Madlaine, już jedna butelka wina była pusta, a w ich żyłach krążyła potężna dawka alkoholu. Usłyszeli dzwonek. Babette podniosła się i wyjrzała przez okno:
-Jest i nasz gość.
-Mam nadzieję, że będziesz tłumaczyła mi wszystko co mówi? – upewniał się Bill.
-Nie będzie takiej potrzeby, ona świetnie mówi po niemiecku i angielsku – uśmiechnęła się dziewczyna, naciskając domofon, a po chwili do mieszkania weszła ładna, wysoka szatynka.
-Witaj kochana! – uściskały się serdecznie. Dziewczyna przeniosła wzrok na przyglądającego jej się chłopaka.
-A to jest właśnie Bill – przedstawiła go Babette.
-Jestem Madlaine – uśmiechnęłą się zalotnie podając mu rękę.
-Bill – ponownie się przedstawił, nie spuszczając z niej wzroku. Weszli do pokoju. Chłopak otworzył kolejną butelkę wina i napełnił alkoholem kieliszki, jednak cały czas zerkał na przybyłą.
-Oj Babette, a ty ciągle Mozarta słuchasz? – roześmiała się dźwięcznie.
-Ja zawsze będę mu wierna – odpowiedziała biorąc do ręki kieliszek – I tak naprawdę, to chyba tylko jemu – dodała.
W tym momencie, spostrzegła przeszywające i pełne wyrzutu spojrzenie Billa, zrobiło jej się trochę głupio i zrozumiała, że to było nietaktem z jej strony. Powinna była raczej ugryźć się w język, niż powiedzieć coś tak bezsensownego.
-Wydaje mi się, jakbym cię już gdzieś widziała – zwróciła się Madlaine do Billa. Babette spojrzała na niego porozumiewawczo, nie mówiła jej wcześniej kim on jest.
-Mało prawdopodobne - uśmiechnął się - Pierwszy raz jestem w Marsylii.
-Naprawdę? - zdziwiła się, przyglądając mu się badawczo. Miała duże zielone oczy, ciepły głos i poruszała się z wdziękiem. Na pierwszy rzut oka, wyglądała na młodszą od Babette i miała w sobie coś, co przyciągało jego uwagę. Łapał się na tym, że wykorzystuje każdy moment nieuwagi swojej kobiety, natarczywie lustrując Madlaine. Chwilami ich wzrok spotykał się, za co karcił się w myślach. “Biada mi, jeśli Babette coś zauważy” – myślał –“ Ale zaraz, przecież nie robię nic złego, patrzenie to przecież nie zdrada”- usprawiedliwiał po chwili sam siebie. Babette tymczasem była tak pochłonięta opowiadaniem o swoim programie, że nawet nie zauważyła tej gry spojrzeń.
-A ty Madlaine, czym się zajmujesz? – zapytał Bill.
-Ja? – zdziwiła się, że o to pyta – Skończyłam studia i pomagam trochę ojcu, prowadzi dwa sklepy, nie chciałam iść nigdzie do pracy, sama myśl o tym jak bardzo ograniczoną miałabym wówczas swobodę, przyprawiała mnie o mdłości, a u ojca to jestem na swoim, w każdej chwili mogę wyjść i nikt mnie z czasu nie rozlicza, a ty ? Chyba nie pracujesz już? – uśmiechnęła się.
-Nie… - zawahał się przez chwilę, co ma powiedzieć - …ja się jeszcze uczę…
-Tak myślałam – uśmiechnęła się, nie drążąc dalej tego tematu – Na długo przyjechaliście?- spytała.
-Jesteśmy tylko do wtorku, ja niestety mam w środy program, i tak łaskę mi zrobili, puszczając na te kilka dni, bo wszystko musiała przygotować Ivonne – odparła Babette.
-Wiem, wiem moja gwiazdo, ja się wszystkim chwalę, że jesteś moją kumpelą, chociaż mało kto ogląda tutaj niemieckie stacje, ale galę musieli oglądać wszyscy moi znajomi i…- urwała w pół zdania Madlaine, nie przestając przyglądać się Billowi – Cholera, już wiem skąd cię znam! – zwróciła się do niego, wytykając chłopaka palcem – Tokio Hotel! To ty jesteś ten wymalowany Bill!
Ten roześmiał się i tylko pokiwał głową, teraz już nic innego nie pozostało mu jak się przyznać.
-No wiecie co? Dlaczego mnie oszukaliście? – wydęła usta, z wyrzutem spoglądając na Babette, która próbowała się jakoś wytłumaczyć:
-Nie oszukaliśmy cię, przecież o nic nie pytałaś, a poza tym to wiesz, właściwie to nikt o nas nie wie…
-No chyba nie podejrzewałaś mnie, że zaraz wszystkim rozniosę!?
-Nie, przepraszam cię, nie to miałam na myśli, w końcu przecież i tak byś się dowiedziała.
-Ale beż makijażu też dobrze wyglądasz – Madlaine zwróciła się teraz bezpośrednio do Billa.
-Dzięki – uśmiechnął się.
Dalsza rozmowa potoczyła się na temat świata rozrywki. Sącząc kolejną butelkę wina, opowiadali znajomej o kręgach w jakich się obracają. Byli coraz weselsi i coraz śmielej zachowywali się w stosunku do siebie. Billowi zaczynało coraz bardziej szumieć w głowie, pomimo to czuł się dobrze i na razie nie zamierzał stopować. Dziewczyny zaczęły w swojej rozmowie zbaczać na coraz to ciekawsze tematy. Właśnie Madlaine zaczęła opowiadać o swoim nowym chłopaku i zachowywały się tak, jakby Billa tu wcale nie było, rozmowa zeszła na zwierzenia intymne. Słuchał tego nawet z zaciekawieniem, uśmiechając się pod nosem i sącząc trunek ze swojego kieliszka. Co prawda na razie prezentowała swe wynurzenia tylko Madlaine, ale był bardzo ciekaw, czy Babette też zacznie o czymś mówić przy nim.
-A jak to jest z dużo młodszym? – zapytała w końcu koleżanka, mierząc chłopaka uwodzicielskim wzrokiem – Musi być jak żywioł, co…?
Babette westchnęła tylko i spojrzała na niego rozmarzonym wzrokiem:
-Jest boski ... jest jak tysiąc żywiołów…- jęknęła, gładząc go po policzku, aby po chwili zatopić w nim swe usta.
Madlaine patrzyła z zazdrością na namiętny pocałunek kochanków. Teraz już nie chodziło nawet o plan Babette, sama nabrała ochoty, aby skosztować tych pełnych, chłopięcych warg. Nie czekając, aż się od siebie oderwą, usiadła po jego drugiej stronie. Tymczasem oni, jakby zupełnie jej nie zauważali, wcale nie zamierzali przerywać. W końcu przestali, a Babette wstała, aby zmienić płytę, na nieco bardziej rozrywkową muzykę.
-Chcesz zobaczyć jaką piękną bieliznę kupił mi mój skarb? – zwróciła się do Madlaine, zmysłowo rozpinając bluzkę.
-A wiesz jaką ja mam świetną? Też dostałam w prezencie – odparła koleżanka.
Zanim Bill w swojej spowolnionej wypitym alkoholem reakcji zorientował się co się dzieje, już wykonywały przed nim swój erotyczny taniec, pozbywając się zmysłowo kolejnych części garderoby. Z początku czuł się trochę zażenowany, zupełnie nie wiedział jak się ma zachować. Co innego, jakby rozbierała się przed nim tylko Babette, ale była tu również obca kobieta, co prawda podobała mu się, miała nienaganną figurę i kocie ruchy, ale przecież jej nie znał, w dodatku kochał swoją Babette. Jednak po chwili pozbył się zupełnie tego uczucia, wychylił do dna swój kieliszek i nie był pewien czy to dziewczyny tak tańczą, czy to cały pokój wiruje mu przed oczami z nadmiaru wina. Obydwie zostały już tylko w samej bieliźnie, gdy tymczasem on przenosił swój pożądliwy wzrok z jednej na drugą. Przyłapał się teraz na tym, że to wszystko coraz bardziej zaczyna mu się podobać. Nigdy nie spodziewałby się takiego przedstawienia, uśmiechnął się do siebie w myślach na to, jak bardzo był niechętny spotkaniu z Madlaine.
Babette przysiadła obok niego, ściągając mu koszulkę. Zauważył, że jest już porządnie wstawiona.
-Co ty robisz? – zapytał zdezorientowany.
-Spokojnie… będzie fajnie… - wyszeptała mu zmysłowo do ucha, muskając je swoimi wargami. Poddał się jej pieszczotom, przymykając oczy, gdy poczuł na swoim torsie dotyk kolejnej pary rąk, już chciał coś powiedzieć, kiedy Babette zamknęła mu usta pocałunkiem. Nie skończyli jeszcze, kiedy usłyszał ciche:
-Mogę…?
Wszystko wirowało mu w głowie i poczuł, że traci zupełnie nad tym kontrolę, kiedy zaczęły całować go inne usta. Poruszył się gwałtownie, chcąc się wyrwać, ale dwie pary rąk przytrzymały go na miejscu. Dał jednak za wygraną, rozgrzeszając się w myślach, że to tylko pocałunek, w dodatku na oczach Babette, której się to podoba i która zaczęła właśnie pieścić jego brzuch. Przez ciało chłopaka przebiegła fala podniecenia, jeszcze nigdy nie przeżywał tak ekscytujących doznań, dwie piękne kobiety zajmujące się nim jak jakimś Erosem, to było fascynujące przeżycie. Poczuł jak twardnieje jego najbardziej męska część ciała, co oczywiście nie umknęło uwadze kobiet, które teraz zamieniły się rolami. Uświadomił sobie nagle, że czyjeś dłonie rozpinają mu spodnie i zsuwają je w dół, aby dobrać się po chwili do bokserek. Trzeźwość umysłu jaką mimo wszystko jeszcze posiadał, nakazała mu powstrzymać te ręce. Może gdyby to była Babette, pozwoliłby sobie na te odrobinę szaleństwa na oczach innej dziewczyny, ale to były dłonie Madlaine.
-Nie! – zaprotestował zdecydowanie, przerywając pocałunek i chwytając ją mocno za ręce. Babette spojrzała na niego z wyrzutem:
-Czemu…? Wyluzuj skarbie… - wyszeptała, co sprawiło że zawahał się. Nie wierzył w to co słyszy : “Czy ona naprawdę tego chce?” – zapytał sam siebie, spojrzał na nią ponownie, aby zorientować się jak bardzo jest pijana, ale chyba nie straciła, aż tak bardzo kontaktu z rzeczywistością, aby pozwolić koleżance na coś takiego. Upewnił się jednak, że ona zrobiła to z premedytacją. Razem z szalejącym w jego żyłach alkoholem, wszystko teraz gotowało się w nim. Zerwał się, odtrącając obydwie dziewczyny:
-Ty chyba oszalałaś?! – krzyknął do Babette, która roześmiała się:
-Skarbie, przestań, to tylko zabawa...
-Zabawa?! – teraz wrzał z wściekłości i żalu – Ty to nazywasz zabawą?! Przecież ty chciałaś się mną dzielić, chciałaś nakłonić mnie do czegoś, czego ja nigdy nawet sam bym nie zrobił, a ty chciałaś żebym to robił z nią, na twoich oczach!!!
Czuł jak żyły pulsują mu na skroni, a w głowie kłębią się rozpaczliwe myśli: “Czy ona naprawdę mogłaby na to pozwolić?”. Był już mocno pijany, ale teraz myślał jak najbardziej trzeźwo. Jeszcze chyba nigdy nie czuł się tak podle; “Dlaczego?” – zadawał sobie to pytanie w myślach.
Babette, widząc jego irytację, spoważniała nieco, próbując załagodzić sytuację, wstała i podeszła do niego wyciągając rękę:
-Uspokój się, przecież nic by się nie stało…
-Nic?! Ty to nazywasz niczym? – mówił wzburzony jedną ręką podtrzymując spodnie, a drugą podnosząc z podłogi koszulkę, zdecydowanym ruchem odtrącił jej wyciągniętą dłoń – Nie dotykaj mnie!
-Bill, proszę cię, przestań…to były żarty…
-Żarty!? - roześmiał się szyderczo i zmrużył oczy, które teraz zaszły łzami – I ty mówiłaś że mnie kochasz… - dodał zdławionym, pełnym rozpaczy głosem, po czym szybko wybiegł z domu, zatrzaskując za sobą drzwi.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Beata dnia Pon 20:20, 02 Paź 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
~ddm
:(
Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 314
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w Tobie tyle zła?
|
Wysłany:
Pon 19:50, 02 Paź 2006 |
|
1?
EDIT
Nie no.
Znów fortepian. Wszędzie tylko fortepiany. A gdzie pianino...?
Moje kochane pianinko.
Gładkie, z bukowego drzewa. Z mosiężnymi zawiasami.
Dobra.
Co jak co, ale odcinek bardzo ciekawy.
I bardzo ładny.
Przede wszystkim zmusił mnie do myślenia. Od paru odcinków byłam ciekawa, czy zdarzy się coś, o czym myślałam no i chyba jednak...
Dziękuję za dedykację.
I chyba tylko tyle dziś napiszę. Jakoś nie mam weny na komentarz.
Kocham Cię.
Negai
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ~ddm dnia Pon 20:12, 02 Paź 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Dranisiaa
:-(
Dołączył: 23 Maj 2006
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wiesz, że chcę być szczęśliwa?
|
Wysłany:
Pon 20:07, 02 Paź 2006 |
|
2
Ja...ja... nie wiem co powiedzieć.
Zaskoczyłaś mnie.
Uwielbiam takie zwroty akcji.
Raz dobrze, a później źle.
Uwielbiam, a co tam KOCHAM to opowiadanie.
Przenoszę sie gdzieś tam do Marsyli upajając się twoimi opisami.
Pod wpływem twojego opwiadania zaczynam dostrzegać piękno muzyki klasycznej.
Muszę sobie posłuchać Mozarta.
Zachęciłaś mnie.
Dziękuję za poprawienie humoru.
Pozdrawiam
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Asiulla
:-)
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pon 21:51, 02 Paź 2006 |
|
No w końcu kolejny odcinek.
Już się bałam, że Bill nic nie zrobi.
Babette mnie wkurzyła.
Zrobiło mi się żal Billa.
Jeju, ale mnie teraz ciekawi co dalej.
Odcinek był bardzo fajny.
Dużo się działo.
A ten chłopak tak genialnie grał.
Palcami poruszał się po tym fortepianie jakby znał każdy jego kawałek.
Bardzo pasował do dzisiejszego odcinka.
Czekam na kolejny part.
Dodaj go prędko bo zginę.
Asiulla
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
alex_92
:-(
Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Katowice
|
Wysłany:
Śro 19:25, 04 Paź 2006 |
|
o mamo ale piekna czesc juz niecierpliwie czeakm na nastepna
cos cudownego
ja chce nastepna czesc
ale sie dzialo:)
pozdro
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Maunus
:-(
Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 162
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod Billa... ;P
|
Wysłany:
Śro 20:37, 04 Paź 2006 |
|
To opowiadanie jest boskie... xD Ubóstwiam! ;*
Zaskoczka totalna! Wydaje mi się, że Bill zdał egzamin na sześć xD Buziole;*;**
IJ ŁONT NIUS ;D
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
shira
Moderator
Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 1460
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 18:48, 06 Paź 2006 |
|
W końcu znalazlam czas, zeby nadrobić zaległości...
Jesu! Co ty ze mną zrobiłaś?!
Wiesz, że ja nie pamiętam ostatniej godziny, przez którą czytałam to opowiadanie?
Wciągnęło mnie... Czulam się, jakbym tam była...
Nie mogę myśleć. Głupota...
Wiesz, że ja tez lubie Mozarta? Zwłaszcza Lacrimose...
Nieważne... Pustka w głowie. Totalna próżnia.
Końcówke czytałam i gryzłam ucho mojego ulubionego misia.
I jeszcze słuchałam Evanescence... Matko.
Takiego kopa nie miałam od bardzo dawna.
Niesamowite...
Kłaniam ci się do stóp.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Beata
:-(
Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 20:32, 06 Paź 2006 |
|
~ddm - żebym wiedziała, to bym pianinko tam umieściła, takie jak Ci się podoba. Miło mi, że sie podobał taki kontrowersyjny odcinek. Buziaczki
Dranisiaa - cieszę się, że po tylu odcinkach wciąż zaskakuję, no i miło mi, że zachęciłam Cie do klasyki. Pozdrawiam
Asiulla - wkurzona jak widzę na Babette, no ale postać Billa zyskała na wartości. Pozdrawiam
alex_92 - no, trochę sie działo. Dość tej słodkiej nudy. Pozdrawiam
Maunus - zaskoczyłam Cię? Cieszę się, bo lubie zaskakiwać. Pozdrawiam
shira - aj, aj, z chęcią zabrałabym Cię na ten koncert, ale niestety też nie jadę. A Lacrimosa i Confutatis, to moje ulubione kawałki z Requiem, masz u mnie wielkiego plusa za to. Cieszę się, że przeczytałaś i podobało się, bo juz brakowało mi Twojego komentarza. Cmokasy
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Beata
:-(
Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 20:56, 06 Paź 2006 |
|
Dedykacja dla mojego kotka ~ddm oraz Dranisii, Asiulli, alex_92, shiry, Veren, Vampirka – moich stałych czytelniczek.
Część 24
Zatrzymał się na ulicy, tuż za furtką. Wszystko wirowało mu przed oczami, nie wiedział czy to przez alkohol, czy z nadmiaru wrażeń. Miał ochotę biec przed siebie, dokądkolwiek poniosą go oczy, ale zawahał się. Nie zna przecież miasta, widział zaledwie kilka ulic, które w dodatku przemierzał razem z Babette. Czuł się zagubiony i zrozpaczony, nie chciał jednak wracać do domu, był na nią wściekły. Postanowił pójść do ogrodu. Usiadł pod drzewem, oparł łokcie na kolanach, chwytając się za głowę. Z jego przepełnionych łzami oczu, zaczęły wypływać pojedyncze krople, a rozgoryczenie sięgnęło niemal zenitu. Szukał teraz w swojej głowie odpowiedzi na jedno pytanie: dlaczego? Byłby w stanie to zrozumieć, gdyby łączył ich tylko seks, ale przecież kochali się, czy tak zachowuje się ktoś kto kocha? W dodatku nie była aż tak bardzo pijana, żeby nie kontrolować swoich zachowań! Zacisnął mocno pięści czując, jak paznokcie wbijają mu się w skórę. Chciałby, żeby to co się wydarzyło, było tylko jakimś koszmarem, z którego za chwilę się obudzi. Targał nim ogromny żal. “ Jak mogła...? Dlaczego mi to zrobiła?”- wciąż zadawał sobie pytania, patrząc ze smutkiem w rozświetlone okna salonu.
Babette sądziła, że ochłonie trochę na zewnątrz i zaraz wróci, przecież nie zna miasta więc gdzie może iść, chociaż, kto wie co mu przyjdzie do głowy?
-Chyba trochę przesadziłyśmy... – odezwała się Madlaine, zbierając z podłogi swoje ubrania - On jest taki młody, wrażliwy... i wiesz co...? Trochę ci go zazdroszczę, jest słodki...- uśmiechnęła się.
-Gdzie on może być...? – martwiła się Babette, kiedy nie wracał dobre kilkanaście minut. Sama teraz wiedziała, że posunęły się trochę za daleko i gdyby mogła, chętnie cofnęłaby czas. Podeszła do okna w kuchni i zobaczyła, że furtka jest otwarta, wróciła do salonu i pospiesznie zaczęła się ubierać:
-Boże! Co ja narobiłam!? – pytała głośno sama siebie.
-Co chcesz zrobić? - zapytała Madlaine.
-Muszę go odnaleźć! – krzyknęła wybiegając z domu. Na ulicy było zupełnie pusto i nic w tym dziwnego, było już po północy. Rozejrzała się wokół, w końcu krzyknęła:
-Bill !!!
Odpowiedziała jej cisza, przerwana odgłosami przejeżdżającego samochodu.
-Skarbie, gdzie jesteś...?– dodała już zupełnie cicho.
Słyszał jej wołanie, lecz nie odezwał się, co zrobił z czystą premedytacją. Nie chciał jej teraz widzieć, przepełniał go ogromny żal i nie mógł się pogodzić z tym co zrobiła.
Babette stała jeszcze chwilę przed furtką, rozglądając się po raz kolejny. Była bezradna, zagubiona w tym wszystkim i niemalże zrozpaczona. Znów biegiem wróciła do domu, chwyciła z komody kluczyki do samochodu i popędziła do garażu. Widząc co koleżanka zamierza zrobić, Madlaine wybiegła za nią, podczas gdy ta już zdążyła otworzyć bramę.
-Babette, uspokój się! – krzyczała Madlaine – Jesteś pijana!
-Muszę go znaleźć, muszę go znaleźć... – dziewczyna powtarzała jak w amoku wsiadając do samochodu.
-Nie jedź! Proszę! – błagała koleżanka niemal płacząc. Jednak nic to nie pomogło, z resztą teraz chyba nikt by nie był w stanie ją powstrzymać, no może jedynie Bill, ale ten, niczego nie świadomy, siedział sam na sam ze swoją rozpaczą w ogrodzie. Co prawda słyszał jakieś podniesione głosy, ale myślał, że dziewczyny się kłócą.
-Babette!!! – krzyknęła jeszcze Madlaine, kiedy tamta z piskiem opon wyjechała za bramę. Wybiegła za nią na ulicę, lecz zrezygnowana zawróciła.
Odgłos wyjeżdżającego samochodu usłyszał Bill i dotarło do niego co mogło się wydarzyć. Zerwał się i wybiegł przed dom, gdzie natknął się na przerażoną Madlaine, która złapała go za koszulkę i zaczęła szarpać:
-Gdzie byłeś!? Boże... ona pojechała cię szukać! Ona jest pijana!
Chłopak zamarł w bezruchu, wystraszył się na dobre, a po chwili ogarnęła go już zupełna panika. “Jeżeli przeze mnie jej się coś stanie, nie przeżyję tego” – myślał.
Babette krążyła opustoszałymi ulicami Marsylii, rozglądając się. Co chwilę jej oczy napełniały się łzami, zniekształcając widoczność. Przymykała wówczas powieki, aby mogły swobodnie spłynąć po policzkach, a następnie ocierała je wierzchem dłoni. Cały rozsądek jaki jeszcze posiadała, uśpiła w niej rozpacz. Wcześniej nigdy nie wsiadłaby za kierownicę pod wpływem alkoholu, ale teraz zupełnie o tym nie myślała, teraz miała jeden jedyny cel - odnaleźć go. Chciałaby móc cofnąć czas chociaż o kilka godzin, nie mogła sobie wydarować dlaczego się na to zdobyła, przecież wiedziała, że jest młody, wrażliwy, zdawała sobie sprawę, że może go zranić, a jednak... Jednak zrobiła to, zraniła go, skrzywdziła, a teraz sama czuła z tego powodu ból. “Jestem idiotką...- myślała- ..jestem cholerną idiotką i dziwką... jeśli mnie teraz zostawi, nie będę zaskoczona, sama jestem sobie winna...”
-Gdybym wiedziała gdzie jesteś... Boże, wiem że nie powinieneś mnie wysłuchać, ale błagam tylko o jedno, żeby nic mu się nie stało... – mówiła sama do siebie, modliła się i już sama nie wiedziała co ma robić. Przejechała całe centrum i pobliskie uliczki, ale jego nigdzie nie było. Pomyślała nawet, że się przed nią gdzieś schował i wcale nie chce, aby go odnalazła. Był środek nocy, właściwie straciła już całą nadzieję gdzie go może znaleźć, kiedy przyszło jej do głowy jeszcze jedno miejsce. Zatoka, miejsce gdzie spędzili wczoraj upojne chwile, może tam się skrył przed nią, może siedzi samotnie pośród skał, jak nieopatrznie zranione przez człowieka zwierzę? Nacisnęła na pedał gazu, już nawet nie rozglądała się wokół, coś podpowiadało jej że na pewno go tam znajdzie. Nieważne, że może zatrzymać ją policja, co w jej stanie groziło utratą prawa jazdy, ważne było tylko to żeby go odnaleźć, przeprosić, wytłumaczyć i błagać o przebaczenie, jeśli w ogóle będzie chciał ją wysłuchać. Jechała szybko, łamiąc przepisy i nie patrząc na znaki. W końcu zaparkowała w niedozwolonym miejscu. Nie myślała o tym co robi, myślała tylko o nim, biegła przed siebie do niego, zupełnie nie patrząc pod nogi. Po drodze, zdjęła niewygodne klapki, żeby tylko było szybciej, teraz biegła boso po kamienistej plaży. Niestety, spotkało ją ogromne rozczarowanie, ich zakątek był zupełnie pusty. Poczuła się bezradna i rozgoryczona: - Gdzie jesteś...? – wyszeptała sama do siebie, a jej płacz przerodził się teraz w szloch. Rozejrzała się jeszcze raz wokoło i dla pewności siebie, zdławionym i zapłakanym głosem krzyknęła:
-Bill!!!
Cisza, odpowiedziało jej tylko echo odbijające się od skał.
Zawróciła zrezygnowana, ocierając po drodze zapłakane oczy. Miała obolałe od kamieni stopy, ale nie czuła tego i nie dbała o to, liczył się tylko on, tylko gdzie ma go teraz odnaleźć? Nagle poczuła ogromny, przeszywający ból w prawej nodze. Zrobiło jej się ciemno przed oczami, aż oparła się o pobliską skałę. Z trudem dowlokła się w oświetlone miejsce i spostrzegła tam, że jej stopa krwawi...
***
-Przestań się miotać! Ja też się denerwuję! – krzyknęła w końcu Madlaine do Billa, który jak opętany krążył z kuchni do salonu, to znów wybiegał na ulicę, po czym wracał zrezygnowany. Ukrył twarz w dłoniach:
-Jeśli jej się coś stanie, nigdy sobie tego nie wydaruję... – jęknął, znów patrząc przez okno – Nie, nie będę bezczynnie czekał, idę jej poszukać! – zdecydował, lecz Madlaine chwyciła go za tył koszulki:
-Gdzie? Ona zaraz może tu wrócić i zabije mnie jeśli się dowie, że cię wypuściłam!
-Ale już tyle czasu jej nie ma... – zamartwiał się, ściskając w dłoni komórkę Babette – Jeszcze zostawiła ten cholerny telefon... Madlaine, proszę cię, zadzwoń może na policję, albo na pogotowie, upewnij się że nie było żadnego wypadku, proszę...
-Gdyby się coś stało, już byśmy wiedzieli – starała się go uspokoić.
-Ale ona nie wzięła żadnych dokumentów, zobacz, wszystko leży na komodzie, więc skąd mogą wiedzieć...?
Madlaine patrzyła na jego rozpacz, widziała teraz w jego oczach jak bardzo musi ją kochać.
-Proszę... – powtórzył. Skinęła tylko głową, chciała teraz zrobić to dla niego, bo wiedziała, że jest współwinna tego co się stało. Patrzył na nią wzrokiem, który wyrażał ogromny strach przed tym, czego się może dowiedzieć. Złożył ręce jak do modlitwy, zaciskając je mocno, aż pobielały mu końcówki palców. Wsłuchiwał się w to co mówi, z wielką nadzieją, chociaż tak naprawdę nic z tego nie rozumiał. Madlaine odłożyła słuchawkę.
-Nie było żadnego wypadku – oznajmiła, a w jej głosie dało się odczuć ogromną ulgę. Bill osunął się po ścianie i usiadł na podłodze.
-Boże dzięki ci... – wyszeptał -... tylko gdzie ona jest?
Madlaine bała się cokolwiek powiedzieć, widziała jak Bill bardzo się boi i jak cierpi. Siedział skulony na podłodze, z głową schowaną pomiędzy kolana, które obejmował rękami. Nastała chwila głuchej ciszy, którą nagle przerwał dźwięk komórki Babette, którą Bill położył na komodzie. Rzucił się do niej jak oszalały, w nadziei, że to może ona.
Tymczasem na wyświetlaczu widniał napis: ”Martin dzwoni”. Madlaine spojrzała na niego z nadzieją, ale wyraz jego oczu mówił sam za siebie i już domyśliła się, kto może dzwonić. Miał ochotę cisnąć aparatem o ścianę, ale się powstrzymał i tylko go rozłączył.
-Jeszcze tylko jego brakowało... – syknął – Idiota w środku nocy dzwoni...
-Przecież on jest w Ameryce... – odezwała się cicho Madlaine.
No tak, zupełnie o tym szczególe zapomniał, z wściekłości kopnął w drzwi i złapał się za głowę.
- Ja tego nie wytrzymam! Nie mogę tu tak siedzieć i bezczynnie czekać!
Podszedł do Madlaine, położył jej ręce na ramionach i spojrzał głęboko w oczy:
-Madlaine, ona jest dla mnie wszystkim...
Spostrzegła w jego oczach łzy i zawładnęło nią ogromne współczucie dla tego chłopca. Kochał Babette swoją pierwszą, prawdziwą miłością, bardzo chciała go pocieszyć, ale właściwie brakowało jej już na to pomysłów. Przytuliła go więc tylko w przyjacielskim geście:
-Zobaczysz, wszystko będzie dobrze...
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
~ddm
:(
Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 314
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w Tobie tyle zła?
|
Wysłany:
Pią 20:57, 06 Paź 2006 |
|
Ach...
Dziękuję Ci za dedykację
Kotek się cieszy .
Cudna część. Bardzo mi się podobała.
Cały ten żal Billa i poczucie winy Babette...
Świetnie to rozegrałaś. Idealnie opisałaś. Wyważyłaś tak, że nie mogłam się oderwać.
Przeczytałam jakby... "jednym tchem".
I jeszcze taka smutna piosenka u mnie leciała... Ach.
Bardzo ładnie.
Niech wena będzie z Tobą.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ~ddm dnia Pią 21:09, 06 Paź 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Dranisiaa
:-(
Dołączył: 23 Maj 2006
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wiesz, że chcę być szczęśliwa?
|
Wysłany:
Pią 21:05, 06 Paź 2006 |
|
Piękne...
Nie mam pomysłu na komentarz.
Zamurowało mnie...
Ciekawe co się dalej wydarzy.
Tylko jedno zastrzeżenie
Pochłaniam te świetne odcinki w takim szybkim tępie, że to była dla mnie za krótka część.
Przepraszam, że napisałam tak mało.
Pozdrawiam
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
shira
Moderator
Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 1460
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 21:40, 06 Paź 2006 |
|
Zaklepuję sobie miejsce. Ale przeczytam jak wrócę...
Teraz ide z przyjaciółką na korytarz, z tabliczką czekoladowej czekolady.
Edit:
Po prostu... coraz bardziej kocham to opowiadanie!
Trzymasz nas w niepewności...
A piszesz tak prześlicznie, że brakuje mi już przymiotników.
Kocham Twoje opowidanie...
wybacz, ze tak skromnie. Nie wiem po prostu co mam napisac
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Vampirek
:-(
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)
|
Wysłany:
Sob 15:38, 07 Paź 2006 |
|
Przeczytałam oba ostatnie odcinki...
Dziękuję za dedykację
A co do treści i wykoanania...
Po prostu brak mi słów.
Jest pięknie
Gratuluję
I tyle
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
alex_92
:-(
Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Katowice
|
Wysłany:
Pon 19:12, 09 Paź 2006 |
|
mmm.... cos pieknego
ale sie narobilo ....
czekam na nastepna czwesc
pozdo
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|