Autor |
Wiadomość |
alex_92
:-(
Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Katowice
|
Wysłany:
Sob 11:39, 09 Wrz 2006 |
|
cudowne to ja dzis dopiero przeczytalam wszystkie czesci i stwierdzam ze jest to cudowne i czekam na kolejne czesci pozdrawiam caluski papapapa
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Beata
:-(
Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Nie 15:23, 10 Wrz 2006 |
|
Bardzo, bardzo, bardzo Wam dziekuję za wszystkie komentarze.
Wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna, a każdy nawet najkrótszy komentarz dodaje mi ochoty do pisania, chociaż z weną u mnie ostatnio krucho.
Witam też serdecznie nową czytelniczkę Alex_92.
Jeszcze raz dziękuje i pozdrawiam Was wszystkie:*
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Beata
:-(
Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Nie 15:37, 10 Wrz 2006 |
|
Dla ~ddm.
Część 20.
Obydwaj z Tomem, przekonali matkę, ze ma ważne lekcje śpiewu. No bo co mogliby wymyśleć, jako pretekst wyrwania się z domu na pięć dni tylko dla niego?
Odlot mieli w piątek o 11.00, zatem musiał wyjechać wczesnym rankiem i jeszcze po drodze odebrać z hotelu bilety na samolot, które mu zostawiła. Ubrał się bardzo zwyczajnie, dżinsy, koszulka, cienka kurtka z wysoką stójką, żeby mógł schować pod nią włosy związane w kucyk. Czapka z daszkiem i ciemne okulary, no i oczywiście tak jak kazała, żadnych gadżetów i zero makijażu.
W hali odlotów było dość dużo ludzi, ale nie miał najmniejszego problemu z dostrzeżeniem jej w tym tłumie. Na jej widok lekko zadrżał i poczuł, że robi mu się gorąco. Stała troszkę z boku i dyskretnie się rozglądała. Miała na sobie białą sukienkę, z jednego boku dużo krótszą, spod której fantazyjnie wymykała się druga, przezroczysta warstwa o nierównomiernym zakończeniu . Kiedy delikatnie przekręcała głowę, jej długie, falowane włosy lekko przesypywały się z jednego ramienia na drugie. Robiła wrażenie jakby odrobinkę zniecierpliwionej, chociaż jeszcze nawet nie zaświecił się nad terminalem napis "Paryż".
Bill pożegnał się ze swoim ochroniarzem, który zapewnił go o swojej dyskrecji i stał przyglądając się jej dłuższą chwilę. Widział, jak oglądają się za nią obcy mężczyźni, chwilami czuł dumę, a chwilami zazdrość. Te kilka dni, które spędzili z dala od siebie, wypełniły im ciągłe rozmowy telefoniczne i wysyłane bez opamiętania sms-y. Kiedy z nią rozmawiał, tęsknił za jej widokiem i jej dotykiem, już nie mógł się doczekać, kiedy ją wreszcie przytuli i poczuje jej bliskość. Teraz na nią patrzył wiedział, że jeszcze tylko kilka godzin i będzie cała jego, ale dla odmiany tęsknił za jej głosem, za jej słodkim szeptem, kiedy zapewniała go jaki jest dla niej ważny i jak bardzo jej go brakuje.
-Pasażerowie odlatujący do Paryża, proszeni są o kierowanie się do terminalu numer dwa - usłyszeli głos spikera. Babette już nie kryła zniecierpliwienia i nerwowo się wokół rozglądała, podszedł więc bliżej, żeby nie niepokoiła się dłużej. Wreszcie go spostrzegła, a na jej twarzy zajaśniał delikatny uśmiech i widać było, jaką ulgę sprawił jej ten widok.
Miejsca w samolocie mieli daleko od siebie, zadbała o to, żeby przypadkiem ktoś spostrzegawczy nie skojarzył ich twarzy. Gdyby siedzieli obok siebie, niemożliwością byłoby całą drogę milczeć, a dwie nawet tylko rozmawiające ze sobą osoby, wzbudzają większe zainteresowanie, niż siedzący cicho, samotni pasażerowie. Dopiero przesiadka w Paryżu, na samolot do Marsylii, umożliwiła im inny rodzaj kontaktu, niż wizualny. Jednakże jeszcze nie afiszowali się z tym, co ich łączy. W poczekalni usiedli obok siebie i rozmawiali dyskretnie. Babette była czujna i bacznie, aczkolwiek ostrożnie rozglądała się wokoło. Przecież lotnisko w Paryżu, nie było jakąś pipidówką i też mogli tu spotkać kogoś znajomego. Rozluźnili się zupełnie już w samolocie do Marsylii, tym bardziej że tu mieli siedzenia obok siebie.
-Nareszcie... - westchnęła dziewczyna z ulgą, rozpierając się wygodnie w lotniczym fotelu i odpinając pasy, kiedy samolot wzbił się w powietrze. Bill też wyswobodził się z ograniczającego swobodne ruchy sprzętu i natychmiast pochylił się nad nią:
-Wiesz jak tęskniłem...? - popatrzył jej w oczy.
-Wiem...- odparła - ... przecież codziennie mi o tym mówiłeś...
Uśmiechnął się delikatnie i wpatrywał się w nią, omiatał wzrokiem jej twarz, jakby kodował w swojej podświadomości każdą jej cząstkę, przenosząc wolno wzrok z oczu na usta i odwrotnie. Czuła znów jego elektryzującą bliskość i gorący oddech, pachnący cytrynową miętą, zmieszany z nutą żądzy i podniecenia, i te jego wargi, takie krwiste, które dopiero co wyślizgnęły się spomiędzy białych, przygryzających je zębów. Zmysłowo oblizała swoje, przeciągnęła po nich powolnym ruchem języka, zabłyszczały w promieniach słońca, które wkradło się przez okrągłe okienko.
-Ja też tęskniłam...bardzo... - dokończyła po chwili. Nie chcieli spłoszyć tej magicznej chwili niepotrzebnym ruchem ani gestem, wiedzieli, że jeszcze zdążą się sobą nacieszyć, mają na to całe pięć dni, chociaż może już tylko cztery i pół...?. Teraz sycili swoje zmysły, patrząc, dotykając, czując. Gładził leciutko swoją dłonią jej policzek, jakby chcąc upewnić się, że to nie jest wymysł jego wyobraźni, że to naprawdę ona, z krwi i kości siedzi obok niego. Jak niewidomy wodził palcami po całej jej twarzy, chcąc poznać każdy jej zakamarek, jakby opuszki jego palców, były jego oczami. Kiedy zbliżył je do jej ust, złożyła na kciuku ledwie odczuwalny pocałunek. Patrząc na jej poczynania zamglonymi oczami, wykonał dokładnie te same ruchy drugą ręką. Przybliżył twarz na minimalną odległość, leciutko dotykając nosem jej policzka. Westchnęła cicho, kiedy podrażnił ją jego gorący oddech i poczuła jak dotykają ją jego mokre usta. Słyszała jak wdycha jej zapach, jak w jego zmysły wchodzi woń cytrusowo - orientalnych aromatów neroli, ambry, piżma i paczuli wydobywająca się z jej perfum, jak wchłania ją całą, przy czym unosi się do góry cały jego wątły tors.
Przesunął swe usta i delikatnie dotknął jej warg, nie korzystał jeszcze przecież dzisiaj ze zmysłu smaku, tak istotnego w odbieraniu wszelakich bodźców. Połączyli usta w delikatnym, pełnym namiętności pocałunku. Rozkoszowała się chłodną świeżością jego subtelnie poruszającego się języka, której przyczyną był smak mięty, wdzierający się teraz i do jej ust. Ten niezwykły pocałunek, miał posmak miłości, łączącego ich uczucia, które sprawiło, że poczuli się tak, jakby ich dusze oderwały się od ciał. Jeszcze i jeszcze, zatracając się w szczęściu spijali miłość ze swoich gorących namiętnością ust. Na pewno nie był taki jak wszystkie inne przed nim, tym pocałunkiem powiedzieli sobie jak bardzo są dla siebie ważni i jak głębokie jest ich uczucie, ponieważ nie był przepełniony tylko żądzą, lecz zawierał w sobie właśnie miłość. Z wielką niechęcią, po dłuższej chwili odkleił od niej swoje usta, by znów delektować się widokiem koloru gorzkiej czekolady w jej oczach. Kochał te cudne oczy i sposób, w jaki na niego patrzyła. Chociaż nigdy nie zapewniła go o swoim uczuciu, teraz widział w jej oczach pełnię miłości i on to czuł, wiedział, że wkrótce mu to wyjawi i pragnął tego całym sercem.
-Mamy te dni tylko dla siebie...- powiedziała cicho Babette -...ty będziesz tylko mój, a ja tylko twoja...
Posłusznie skinął głową:
-Co tylko zechcesz, ale ja już od dawna jestem cały twój, tylko twój...- odrzekł i posmutniał nagle. Przypomniało mu się to, co powiedział mu brat i to zadźwięczało w jego głowie ze zdwojoną siłą:" Nie dziel się nią!". Teraz na pewno z nikim się nią nie podzieli, ale co będzie kiedy już sielanka się skończy i wrócą do Berlina? Czy będzie mógł już wtedy tego od niej wymagać? Teraz przysiągł sobie, że wykorzysta te dni, aby rozkochać ją w sobie do granic możliwości, żeby już nie chciała wracać do tamtego, żeby już zawsze była tylko jego, żeby nie musiał się nią dzielić...
-Co jest kotku...?- wyrwał go z zadumy delikatny głos Babette. Spojrzał na nią, już nieco przytomniejszym wzrokiem i uśmiechnął się.
-Nic, zastanawiałem się tylko, jak bardzo cię kocham .
Dotknęła delikatnie jego dłoni, po czym pocałowała obydwie od wewnętrznej strony. Też chciała zapewnić go o swoim uczuciu, ale uznała że jeszcze nie teraz, zrobi to na pewno, ale poczeka na odpowiedni moment.
-Mam nadzieję, że bardzo... - odpowiedziała tylko. "Czy ona wogóle mnie kocha...?"- pomyślał teraz, wciąż jej się przyglądając, bo chociaż to czuło jego serce, umysł podpowiadał pewne wątpliwości -"...ale przecież lecę z nią do jej rodzinnego domu... chyba nie zaprasza tam kogokolwiek..."- swoimi myślami próbował przegonić pesymizm, jaki wkradł się w jego serce i za wszelką cenę próbował rozgościć się w nim na dobre. Pomyślał teraz o cudownej perspektywie czekających go chwil, które mieli ze sobą spędzić tylko we dwoje i rozpierająca go z tego powodu radość, już zupełnie przegoniła ciemne chmury obawy, a w zamian jego serce rozgrzały promienie optymizmu i szczęścia. Już po chwili nie było śladu po frasunku. Razem z Babette wyglądał przez małe okienko podziwiając piękne widoki.
Kiedy wysiadali z samolotu, Bill zachwycił się lazurowym niebem Prowansji.
-Nigdy nie widziałem takiego nieba u nas... - zwrócił się do partnerki.
-Prawda że piękne? - przyznała mu rację Babette - Tu wszystko jest piękne, zobaczysz... - uśmiechnęła się promiennie i objęła go w pasie.
Jadąc taksówką z lotniska pokazywała mu zabytki i osobliwe miejsca, które mijali, on słuchał jej uważnie i rozglądał się ciekawie. Podczas swoich tras koncertowych, też był w wielu interesujących miejscach, ale nigdy nie było czasu, żeby coś swobodnie zwiedzić. Teraz odkrył w sobie chęć zobaczenia czegoś niezwykłego i ciekawego, ale może po prostu dlatego, że to ona miała mu wszystko pokazać? Dojechali w końcu na Pointe Rouge, gdzie był jej dom. Bill chciał zapłacić za taksówkę, ale mu nie pozwoliła, szarpali się o to przez dłuższą chwilę, w końcu dziewczyna przekonując go licznymi argumentami, dopięła swego.
-Merci bien! - uśmiechnęła się zalotnie, podając taksówkarzowi pieniądze. Byli na miejscu. Oczom chłopaka ukazał się niezbyt duży, stary dom z dość nowym żelaznym ogrodzeniem na podmurówce z piaskowca. Wokół domu rosło kilka starych, rozłożystych drzew i duże tuje, stanowiące swego rodzaju żywopłot przy ogrodzeniu oddzielającym posesję od sąsiadów. Jednak domy znajdujące się w najbliższym sąsiedztwie, zdecydowanie różniły się od tego. Niektóre z nich były stare i wyremontowane stylowo, a niektóre zupełnie nowoczesne, ale każdy z nich cechowało bogactwo właścicieli. Babette właśnie przeszukiwała torebkę, w celu odnalezienia w niej kluczy do furtki i samego domu, kiedy spojrzała, z jaką uwagą Bill rozgląda się po tych posesjach.
-Nasz w porównaniu z tymi to kiepski, co? - uśmiechnęła się.
-Nie, dlaczego, jest bardzo ładny.
-Ładny, ale mały i domaga się solidnego remontu, to dom który wybudował chyba jeszcze pradziadek, a kiedyś Ponte Rouge, nie była jakąś szczególną dzielnicą - wyjaśniła Babette.
-A teraz jest? - zapytał ciekawy.
-To nie wiesz?- zdziwiła się - No tak, niby skąd masz wiedzieć? To najbogatsza dzielnica w Marsylii, tu jest port i prawie każdy ma swój jacht, chyba oprócz mojego ojca! - zaśmiała się, otwierając furtkę. Bill jeszcze raz rozejrzał się wokół z zainteresowaniem, po czym wziął torby i ruszył za Babette. Spostrzegł, że zza domu wyłoniła się kobieta w średnim wieku, która zmierzała z uśmiechem w ich kierunku.
-Bonjour Babette!
-Bonjour Valerie!
Kobiety serdecznie się uściskały:
-Tu n'étais pas la dépuis longtemps! Tu es venue pour combien de temps? *- zapytała Valerie.
-Pour cinqes jours. Si mon pere téléphone tu lui dis que je suis venue toute seule *- odpowiedziała z tajemniczą miną Babette, na co kobieta figlarnie się uśmiechnęła i spojrzawszy na chłopaka skinęła głową. Chociaż Bill nic a nic z tego nie zrozumiał, jednak z uwagą przysłuchiwał się rozmowie, po minach rozmówczyń wnioskował, że ta wymiana zdań po części dotyczy też i jego. Babette przedstawiła ich sobie, po czym otworzyła drzwi i weszli, już bez kuzynki do jej domu.
-Myślę, że najpierw się odświeżymy, co? - spojrzała na Billa i figlarnie puściła mu oczko. Postawił torby i objął ją:
-Co tylko rozkażesz - odpowiedział tonem poddanego i delikatnie cmoknął ją w usta.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zechciałeś tu ze mną przyjechać...-objęła go za szyję i popatrzyła mu w oczy.
-Z tobą, choćby na koniec świata! - pochwycił ją teraz na ręce i okręcił wokół siebie. Roześmiała się głośno:
-Postaw mnie wariacie!
-Wariacie? - zrobił groźną minę - Ja dopiero będę wariatem, bo przy tobie zwariuję ze szczęścia!
Uśmiechnęła się tylko przytulając do niego, ona też była teraz pijana szczęściem, swoim i jego, chciała żeby to wiedział:
-Ja też jestem szczęśliwa, nawet nie wiesz jak bardzo... - pogładziła go dłonią po twarzy. Przyglądał jej się z uwielbieniem, czuł w tej chwili, że już chyba bardziej kochać nie można. Ale dlaczego właśnie teraz, kiedy tak stali w holu, tak zwyczajnie uzmysłowił sobie wielkość swojej miłości? Sam się sobie dziwił, czemu akurat w tej chwili.
-Chodź, pokażę ci wszystko i rozpakujemy się potem! - odezwała się w końcu Babette. Pociągnęła go za rękę prowadząc do dużego pomieszczenia:
-To jest salon.
Bill rozejrzał się zaciekawiony. Na środku stały dwie kanapy złączone pod kątem prostym bokami, kilka puf, a pomiędzy nimi mały okolicznościowy stolik, na wprost tego wypoczynku stał telewizor, a po prawej stronie piękny, duży fortepian, który najbardziej przykuł jego uwagę. Podszedł do instrumentu i przesunął po nim ręką.
-Zakurzony pewnie!- roześmiała się Babette.
-Faktycznie... - popatrzył na swoją dłoń i otrzepał o drugą - Kto gra? - zapytał.
-Wszyscy po trochu.
-Ty też? - zdziwił się.
-Trochę, ale w domu nie mam nawet pianina, więc już dawno nie grałam - wytłumaczyła Babette.
-Zagrasz mi coś...? - spytał nieśmiało.
Babette skrzywiła się nieco. Nie grała za dobrze, a on przecież znał się na muzyce, więc wolałaby się nie zbłaźnić.
-Proszę... - nalegał.
-No może później, ale na pewno nie teraz - zgodziła się dla spokoju, bo miała nadzieję, że później zapomni.
Na dużej, starej komodzie stała niezliczona ilość zdjęć, spośród których zainteresowało go jedno, które wziął do ręki:
-Czy to ty? - zapytał. Z fotografii w drewnianej oprawce, spoglądała na niego już nie taka mała, roześmiana dziewczynka.
-Tak - roześmiała się Babette - Miałam 12 lat i oczywiście spędzałam tu wakacje.
-Już wtedy ładna byłaś - stwierdził.
-Nie uważam się za ładną, z całego mojego wyglądu, tylko nogi mam ładne! - odpowiedziała unosząc do góry sukienkę, aby pokazać je w całej okazałości.
-Nogi są rewelacyjne! - zachwycił się Bill, klękając przed nią i całując w obydwa kolana - Ale dla mnie cała jesteś piękna!
-Dobra, dobra! Wstawaj głuptasie! - roześmiała się - Idziemy dalej!
Na wprost salonu była duża i nowocześnie urządzona kuchnia, obok spiżarnia i garderoba. Pomiędzy schodami a wejściem do salonu, znajdowała się duża łazienka z wielką wanną, na której widok Billowi roześmiały się oczy.
-Marzę o kąpieli... - wyszeptał i obejmując dziewczynę, dodał - ...ale z tobą...
-Dzisiaj spełnię wszystkie twoje marzenia... - odpowiedziała nie spuszczając z niego wzroku.
-Trzymam cię za słowo! - uśmiechnął się zawadiacko - Chcę Porsche!
-No nie! Bez przesady! Ja nie miałam na myśli materialnych marzeń! - teraz obydwoje zaczęli się śmiać.
Poprowadziła go na górę, gdzie znajdował się jej, a teraz ich pokój, w sąsiedztwie sypialni rodziców, trzech gościnnych pokoi i małej łazienki z natryskiem. Głównym meblem pomieszczenia było duże, kute łóżko, na co chłopak zwrócił szczególną uwagę. Z uśmiechem niewiniątka usiadł na nim i podskoczył kilka razy:
-Miękkie i dobrze, że nie skrzypi - stwierdził, puszczając jej oczko.
-No wiesz co? - żartobliwie oburzyła się Babette - Tobie tylko jedno w głowie!
Zerwał się i pociągnął ją tak, że obydwoje upadli na miękki i nieskrzypiący, jak go określił przed chwilą, mebel. Przygniótł dziewczynę swoim wątłym ciałem i skwitował:
-A żebyś wiedziała że jedno! Jestem niewyżyty, wyposzczony i będę cię męczył cały czas...
-Wyposzczony? - zdziwiła się - Przecież nie upłynął nawet tydzień jak się kochaliśmy!
-Tydzień? Przecież to cała wieczność! - patrzył na nią wzrokiem pełnym ciepła, nadal leżąc na niej - Bez ciebie godzina to wieczność... - dodał już poważnym tonem. Teraz wtulił się w nią jak bezbronne dziecko, potrzebujące miłości i zrozumienia. Objęła rękami jego szyję, gładząc po włosach i całując w czoło. Znowu rozpalał jej zmysły leżąc na niej i drażniąc swoim gorącym oddechem, ale teraz dla odmiany rozbudził też ukrytą gdzieś w głębi serca, cząstkę matczynych uczuć. Chciała się nim opiekować, bo przecież był taki wątły i bezbronny, chciała go już nigdy nie skrzywdzić, bo w końcu przecież go kochała. "Może mu teraz powiedzieć?" - zastanowiła się przez chwilę, ale szybko rozpędziła te myśli -"Jeszcze nie teraz..."
-Wypakuj się w garderobie, a ja naleję wody do wanny, dobrze?
Skinął głową, uśmiechając się lekko. Babette wyswobodziwszy się z jego uścisku, zbiegła po schodach na dół, aby zająć się tym o czym mówiła. Szybko przemyła wannę i poustawiała na obrzeżach kilka zapachowych świec. W łazience było małe okienko, ale nie chciała żeby wpadało tu teraz światło dzienne, zasunęła więc roletę, dzięki czemu zapanował półmrok. Odkręciła kurek z ciepłą wodą, nalała płynu i zapaliła świece. Patrzyła jak wpadająca do wanny woda tworzy białą pianę i zamyśliła się:
"Za chwilę znów będziesz mój... całym sercem i ciałem, a ja będę twoja...a gdzieś tam za oceanem Martin siedzi na jakiejś konferencji... och Martin gdyby cię nie było, wszystko wydawałoby się proste..."
-Jestem gotowy, a ty skarbie? - wyrwał ją z zadumy głos Billa.
-Ja rozpakuję się później... - odpowiedziała podchodząc do niego wolnym krokiem. Po drodze zsuwała ramiączka od sukienki, która już po chwili opadła na zimną posadzkę.
Poczuł na swoich ustach lekkie muśnięcie jej warg, tak delikatne, jak powiew wiatru. Ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją pełniej. Podczas gdy w pośpiechu pozbywał się swojej garderoby, powolnym ruchem zdjęła ostatnią rzecz jaka jej pozostała. Pochwycił ją na ręce i ostrożnie, tak jakby trzymał coś bardzo kruchego, położył w wannie, zanurzając się po chwili obok niej. Powolnym ruchem pociągnęła go na siebie. Znów byli razem, jednością ciał i dusz. Pomarańczowe świece dawały nikły blask, a ich aromatyczna woń rozchodziła się po całym pomieszczeniu. Biała piana pokryła rozedrgane namiętnością ciała zakochanych w sobie ludzi, a wprawiona w ruch woda, jak tryskający ze źródła strumień, rytmicznie wypływała na posadzkę. Jędrne piersi dziewczyny, jak dwa wzgórki wyłaniały się z wody i zanurzały się w niej. Upajali się ulotną chwilą szczęścia, cudownej miłości fizycznej, która daje ukojenie i rozkosz. Nagle zamarł w bezruchu, obserwując jej twarz, na której malowało się uczucie niezwykłej błogości, patrzyła w jego źrenice lekko rozchylając usta i poruszając nimi. Wydawało mu się jakby coś bezdźwięcznie do niego powiedziała, jakby to słowo... “Nie, to niemożliwe” – skarcił się w myślach. Nie chciał robić sobie zbytniej nadziei, która mogłaby się okazać złudna. Znów drgnął w niej leciutko, westchnęła, a jej oczy zaszły mgłą. Subtelnie chwycił jej stopy i uniósł do góry, pieścił je, całował, ssał palce, nie przestając się przy tym poruszać. Zanurzyli się głębiej, woda falowała bardziej, biała piana wypływała szybciej, ich spełnienie było bliżej. Szybkie, namiętne oddechy mieszały się z pluskiem wody. Zsunęła nogi z jego ramion, żeby mógł przylgnąć do jej piersi całym ciałem. Chwila, to tylko ułamki sekund, ale jakaż rozkosz ogarnęła ich zmysły... Coraz mniej wody wylewało się z wanny, ruchy stawały się coraz wolniejsze, uspokajały się rozpalone serca. Błogość, szczęście, dwa spełnione nagie ciała przykryte białym puchem piany, a w powietrzu aromat waniliowej miłości.
- Kocham cię... – szepnął Bill, którego głowa spoczywała na nagich piersiach dziewczyny. Już prawie też mu to wyznała, kilka minut temu, co prawda nie wydobywając z siebie głosu, ale czy zrozumiał w ferworze miłosnego uniesienia? "Czy w końcu zdobędę się na odwagę, aby to powiedzieć?" - pomyślała. Może właśnie teraz jest ten odpowiedni moment, bo przecież na taką chwilę czekała, romantyczną i pełną ciepła. Milczała jednak. W zamian za niewypowiedziane słowa pogładziła go tylko po mokrych włosach, wtulając w nie twarz i przymykając oczy.
Nie oczekiwał teraz niczego w zamian, cieszył się magią tej chwili, dotykiem jej dłoni, bliskością ciał.
Wstali dopiero wtedy, kiedy woda zupełnie wystygła i dokuczył im chłód. Babette rozejrzała się po zalanej posadzce:
-Będziesz to sprzątał! - uśmiechnęła się figlarnie. Bez słowa, pokręcił przecząco głową:
-Nie zgadzam się, sam tego nie zrobiłem!
-Dobra! Pół na pół! - Babette przyniosła mop, którym zaczęła zbierać porozlewaną wodę. Bill podszedł do niej, wyciągając jej z ręki narzędzie pracy:
-Żartowałem, daj! - nie musiał jej przekonywać, chętnie przystała na to co powiedział.
-Jak skończysz to się ubierz, pojedziemy kupić coś do jedzenia! - pocałowała go w policzek i zniknęła za drzwiami łazienki…
*-Dawno cię tu nie było, na ile przyjechałaś?
-Na pięć dni. Jakby dzwonił mój tata, to powiedz, że przyjechałam sama.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Beata dnia Nie 15:43, 10 Wrz 2006, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
~ddm
:(
Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 314
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w Tobie tyle zła?
|
Wysłany:
Nie 15:41, 10 Wrz 2006 |
|
1?
EDIT
Cytat: |
Babette już nie kryła zniecierpliwienia i nerwowo się wokół rozglądała |
Szyk zdania nie ten, co trzeba. Lepiej brzmiałoby " i nerwowo rozglądała się wokół".
Cóż.
Zaczęłam czytać dokładnie wtedy, gdy w głośnikach usłyszałam "Akuro no oka". Długa część i długa piosenka, bo trwa ponad 8 i pół minuty.
Akurat zdążyłam sobie przeczytać.
Potem długo myślałam.
Zastanawiałam się, jak ułożyć ten komentarz, jak Ci przekazać to, co czuję.
Jesteś z tej części bardzo dumna. I powiem, że jest z czego.
Opisy - świetne. Jak mgła opadająca na tekst. Po prostu przylegają do słów, jak taka urokliwa otoczka. To bardzo przyjemne, gdy się czyta.
Bardzo mi się podobało.
I powiem, że rozpiera mnie duma. Tak, dlatego, że coś tak pięknego zadedykowałaś właśnie mi.
Dziękuję.
I za tę część, która na pewno przyczyni się do poprawienia mojego dzisiejszego samopoczucia.
Ale powiem coś jeszcze. Czuję mimo wszystko niedosyt.
Mimo całego piękna.
Wymagam być może za dużo, ale... wymagam, gdy widzę możliwości.
Powiem, że to ideał, ale najpierw nasyć mnie do końca.
Pozdrawiam, Twoja:
~ddm
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Dranisiaa
:-(
Dołączył: 23 Maj 2006
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wiesz, że chcę być szczęśliwa?
|
Wysłany:
Nie 16:43, 10 Wrz 2006 |
|
Jak zwykle mi się podobało.
To za mało powedziane- cudnie...
Już było tak blisko...
Nie mogę się doczekać kiedy ona mu powie to wielkie słowo.
KOCHAM
Ale ja już mogę powiedzieć, że:
Kocham to opowiadanie
Piękne opisy, świetne dialogi.
Dziękuję za nastepną część.
Już czekam na new parta.
Więcej nie mogę z siebie wydusić.
Pozdrawiam
P.S.:Jestem 2
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Vampirek
:-(
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)
|
Wysłany:
Pon 8:40, 11 Wrz 2006 |
|
Muszę chwilę ochłonąć... To było niesamowite.
Trzeba Ci przyznać, ze słowem operujesz po mistrzowsku.
Pięknie napisane, wciągajace jak choroba ( przepraszam, ale chwilowo brak innych porównań ), i fabuła niespotykana nigdzie wcześniej.
Stworzyłas tutaj prawdziwe dzieło sztuki
A w tym odcinku był jeszcze taki przyjemny nastrój, delikatny, romantyczny...
Wspaniale
Gratuluję i czekam na ciag dalszy
Vampirek
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Veren
:)
Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior
|
Wysłany:
Pon 14:49, 11 Wrz 2006 |
|
Łał... xD
Nie, no, to było poprostu boskie.
Takie... śliczne?
Opisujesz swietnie, potrafisz sprawic, ze czytelnik przenosi sie w swiat bohaterow.
No i...
Musze ochlanac.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Olcia
Dołączył: 01 Lip 2006
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: *LuBLInEk*
|
Wysłany:
Pon 16:34, 11 Wrz 2006 |
|
To było takie... romantyczne. Tylko takie słowo mogę znaleźć w moim słowniku xD na opisanie tego rozdziału.
Wspaniale to opisałaś. Wsztystko to było takie... hmmm.., zgrane? Sprawiłaś, że razem z bohaterami znalazłam się w Marsylii, w tamtym domu, tamtej w łazience.
To było niesamowite!
Wszystko to było takie delikatne, takie... ulotne? Tak jakby to co się tam wydarzyło już nigdy nie miało się powtórzyć, bo było zbyt piękne... Tak pomyślałam, kiedy przeczytałam ten part.
Czyż to dzieło nie było wspaniałe???;D
Teraz przeszłaś samą siebie. To była najlepsza część, jak dotąd, oczywiście według mnie.
Naprawdę bardzo fajna część;D
Nie mogę się już doczekać co będzie dalej!!!!!!!!
Czekam na dalszy ciąg!
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Asiulla
:-)
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Wto 12:00, 12 Wrz 2006 |
|
Czekałam.
Czekałam, na ten moment.
Chciałam, żeby mu powiedziała.
"Kocham Cię..." - wyszeptała.
A ona, jak na złość, dalej to przesówa na plan drugi.
Dalej się powstrzymuje.
Wie, że kocha to CO jest przeszkodą?
Ty Beatko xD
Na początku zaczynając 20 częśc leciała mi piosenka "O Ela Ela".
Musiałam ją zmienić na jakąś smutniejszą.
Magia opowiadania nie pozwala na to.
Ono mówi, że trzeba w to opowiadanie się wczuć, trzeba być.
Wszystko takie romantyczne...
Świece, łazienka, wanna.
I oni.
Cudownie...
Świetny odcinek.
Pozdrawiam!
Asiulla.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
alex_92
:-(
Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Katowice
|
Wysłany:
Czw 19:37, 14 Wrz 2006 |
|
mmmm..... kolejna czwesc cudowna czekam na nastepna pozdro caluski
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Beata
:-(
Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 21:52, 15 Wrz 2006 |
|
~ddm - bardzo Ci dziekuję, ale wiesz że jesteś dla mnie zbyt wymagająca. Fakt, że to mnie mobilizuje, ale znasz to przysłowie:"Nie pomogą szczere chęci..." - dalej dopowiedz sobie sama . Buziaczki i pozdrawiam
Dranisiaa - kocham, można powiedzieć szybko, ale wtedy nie ma już odwrotu, pozostają jedynie zobowiązania, jakie niesie ze sobą takie wyznanie.I Ty też sie zobowiązałaś swoim wyznaniem Dziękuję Ci i pozdrawiam
Vampirek - tak naprawdę, to żadne z tego dzieło sztuki, ale jest mi bardzo miło, że tak Ci sie podoba. Dziękuję Ci i pozdrawiam
Veren - dziekuję, za miły komentarz, cieszę się, że tak to odbierasz. Dziękuję Ci i pozdrawiam
Olcia - właśnie tak chciałam ten początek ich wyjazdu przedstawić, żeby było dużo ciepła, uczuć. Cieszę się, że właśnie tak to odebrałaś. A ta część według mnie, też była najlepsza ze wszystkich i wiesz co Ci powiem? Chyba lepiej już nie potrafię. Dziekuję Ci i pozdrawiam
Asiulla - widzę, że z niecierpliwością czekasz na wyznanie miłości, w odpowiedzi Dranisii już wyjaśniłam dlaczego Babette zwleka. Śmiało możesz słuchać Evanescence. Dziękuję Ci i pozdrawiam
alex_92 - dziekuję i cieszę się, że się podoba, pozdrawiam
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
cookierek
:)
Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 651
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Katowice
|
Wysłany:
Sob 9:49, 16 Wrz 2006 |
|
Enoo w koncu mam czas i moge poczytac:D juz dwie nowe czescie:))
i to jakie!! piekne!! i opis sytuacji w samolocie - te napiecie i takie romantyczne.. i w wannie rowniez... wogole to jest sliczne:)
Wczuwam sie w to opowiadanie, jak czytam to znikam i nikt nie ma do mnie dostepu.. tylko magia chwili slow, ktorymi opisujesz... potrafie sobie doskonale wyobrazic kazdy szczegol, kazdy moemnt, ktory sie tam dzieje...
cudowne... i za kazdym razem jak czytam ostatnie slowo mysle 'to juz koniec?' chce wecej i wiecej:D
Pieknie Beatko, pieknie;-) dziekuje Ci za to... i za to, ze potrafisz oderwac mnie od rzeczywistosci na te pare chwil!
Pozdrawiam, caluje:*
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Beata
:-(
Dołączył: 26 Kwi 2006
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 18:58, 16 Wrz 2006 |
|
cookierek - cieszę się, że tak to odbierasz, własnie o to mi chodzi, aby przenieść czytelnika w tamtą rzeczywistość. Dziękuję
Dla ~ddm i wszystkich wiernych czytelniczek.
Część 21
Słońce Prowansji przypiekało niemiłosiernie. Babette w krótkich spodenkach, bluzce na ramiączka i dużym, słomkowym kapeluszu, który przystosowany do tutejszych upałów, od kilku lat wiernie na nią czekał, otwierała drzwi garażu, kiedy Bill wyszedł z domu.
-Macie tu samochód? - zapytał podchodząc do niej .
-Pewnie, a jak byśmy się poruszali?
Stanął na wprost wyjazdu, a jego oczom ukazał się wspaniały, czarny Renault Coupe Cabrio 2,0 Dynamique Luxe.
-No niezła fura... - zagwizdał.
-Ojciec lubi dobre bryki, otworzysz mi bramę? - spytała, rzucając mu klucze - Niestety, jako nieliczni tutaj, nie mamy automatycznej!
Kiedy już usiadł na miejscu pasażera, spojrzała na niego z uśmiechem, zdejmując kapelusz:
-No i po co męczyłeś się nad tą fryzurą? Po przejażdżce w kabriolecie nie będzie z niej ani śladu!
-Nie wiedziałem, że masz tu kabriolet - odparł z udawanym wyrzutem.
Zrobili zakupy w pobliskim Leclercu. Pakując zapasy do bagażnika, Babette zaproponowała:
-Masz ochotę na przejażdżkę po wybrzeżu? Pokażę ci moją ulubioną zatokę, gdzie zawsze chodzę się opalać!
-Pewnie. To jedziemy - zgodził się ochoczo.
Odpaliła silnik, włączyła muzykę.
-Radzę zapiąć pasy – roześmiała się i ruszyła z piskiem opon. Lubiła szybką jazdę nawet po mieście, co kosztowało ją już kilka mandatów.
-Podziwiaj widoki! – niemal krzyczała do Billa, chcąc przebić się przez głośną muzykę i odgłosy ulicy – Nigdzie takich nie zobaczysz, Marsylia to port ludzi różnych narodowości!
Chłopak z zaciekawieniem przyglądał się okolicy, faktycznie widoki były fascynujące, szczególnie kiedy jechali już wzdłuż wybrzeża.
-Zaparkujemy tutaj, bo bliżej dojechać nie można – oznajmiła mu, gdy skręcali na parking.
Skaliste wybrzeże, kamienista plaża w zatokach i lazurowe niebo, odcinające się od szmaragdowego morza, taki widok ukazał się jego wrażliwym na piękno oczom.
-Cudnie... – zachwycił się obejmując czule Babette.
-Tam po północnej stronie, jest Fort świętego Jana, a naprzeciw niego, od strony południowej Fort świętego Mikołaja, za nim są pięknie ogrody Jardin du Pharo, pojedziemy tam może jutro... – opowiadała.
-A ta wysepka na środku?
-To jest wyspa If, a na niej stoi zamek, który był kiedyś więzieniem, jak nam starczy czasu, możemy tam popłynąć, bo co godzinę z portu odpływa statek!
-Fajnie by było...- ucieszył się chłopak.
-Czytałeś Dumasa?
-Nie, w ogóle mało czytam, brak czasu... – jakby zawstydził się Bill.
-Ale na pewno wiesz, kto to był hrabia Monte Christo?
-Wiem, kiedyś film oglądałem.
-No to właśnie z więzienia na tej wyspie uciekał – wyjaśniła dziewczyna.
-Tak? – Bill nie krył ciekawości. Słuchał jej uważnie i fascynowało go to, o czym opowiadała mu Babette. Poczuł ogromną wdzięczność, że to właśnie ona pokazuje i objaśnia mu te wszystkie cuda.
-Dziękuję...
-Za co? – zdziwiła się.
-Że mnie tu przywiozłaś i że mogę to wszystko z Tobą oglądać...
Wtuliła się w niego, szczęśliwa jak nigdy, podczas gdy dłonie chłopaka gładziły jej włosy. Było jej tak dobrze, taka błogość ogarnęła jej serce, chciała, aby ta chwila nigdy się nie skończyła. Pewna myśl przemknęła jej teraz przez głowę:
-Bill...
-Tak kochanie...
-Chciałabym ci coś powiedzieć...- popatrzyła mu głęboko w oczy. Zobaczyła w nich jakby iskierkę nadziei i... zawahała się; “Jeszcze nie... powiem mu na pewno, ale jeszcze nie teraz...”-pomyślała i żeby nie być gołosłowną, dokończyła:
-Dobrze mi z tobą, wiesz...?
Uśmiechnął się i jeszcze mocniej ją przytulił. “Rozkocham cię Babette, będziesz tylko moja...” – pomyślał teraz. Wiatr od morza targał im włosy i stali tak, zakochani w sobie , nieprzytomni ze szczęścia wtopieni w lazur bezchmurnego nieba Marsylii ...
***
Obiad zjedli w eleganckiej, leżącej w pobliżu plaży, restauracji “Chez Fonfon”. Wspaniały widok na morze, jaki mogli teraz podziwiać, był doskonałym uzupełnieniem narastającego w nich, romantycznego nastroju. Radowała ich każda wspólnie spędzona chwila i nawet najmniejszy, ale jakże ciepły dotyk. Kiedy już zjedli i pili wino, trzymali się cały czas za ręce, szepcząc sobie czułe słówka. Nie musieli się przed nikim kryć, nie musieli się nikogo obawiać, nigdzie się nie spieszyli. To był cudowny czas tylko dla nich i chcieli go wykorzystać jak najpełniej. Było im ze sobą tak dobrze, jak nigdy dotąd, może po części dlatego, że nie czuli wokół siebie tej presji, jaka towarzyszyła im w Berlinie, gdzie na pewno nigdy nie odważyliby się w publicznym miejscu trzymać za ręce. Tutaj byli sobą, nikt ich nie rozpoznawał, nikt nie zwracał na nich uwagi, mogli czuć się swobodnie. Potem spacerowali promenadą, objęci jak prawdziwie zakochana para, prawie do samego zmierzchu. Bill jeszcze nigdy nie czuł się taki szczęśliwy, miał przy sobie ukochaną kobietę, a atmosfera Marsylii dodatkowo potęgowała to uczucie.
Wrócili do domu, kiedy zaczynało się już zmierzchać.
-Jemy coś? – zapytała Babette, kiedy wypakowywała z toreb zakupy.
-Ja bym coś zjadł – uśmiechnął się chłopak, całując ją w policzek.
-A na co masz ochotę?
-Na ciebie...
-Oj, to wiem – roześmiała się – Pytam poważnie.
-Ja przecież jak najbardziej poważnie odpowiadam... – wymruczał, przytulając i ocierając się nosem o jej policzek.
-Łaskoczesz mnie... – udawała, że próbuje się wyswobodzić z jego uścisku, ale tak naprawdę tego nie chciała. Uwielbiała jego czułe żarty, subtelne pieszczoty, delikatny dotyk.
-Może owoce... – zaproponowała cichym głosem, podczas gdy on całował ją po szyi.
-Obojętne... – jęknął, nie odrywając się ani na chwilę od swojego, pasjonującego zajęcia.
-Bill, przestań... – próbowała go powstrzymać – Nie chcesz chyba kochać się w kuchni?
-A czemu nie... byłoby fajnie na tym dużym stole... Nie, no dobra, niech ci będzie, pójdziemy na górę, twoje łóżko jest pewnie o wiele wygodniejsze! – roześmiał się – No to daj te owoce!
Kolorowe i soczyste owoce, wylądowały po umyciu na przezroczystej paterze. Zabrali ją ze sobą na górę, nie byli głodni po tak obfitym obiedzie, a zwłaszcza, że jedli go po siedemnastej.
-Zadzwonię do koleżanki, dobrze? – zapytała Babette, ale zamiast usłyszeć odpowiedź, zobaczyła jego zdziwioną minę, wytłumaczyła więc co nieco: - No chodzi, o moją koleżankę z Marsylii, zawsze jak tu przyjeżdżam to się spotykamy.
Bill skrzywił się z dezaprobatą, tak jakby był niezadowolony, że jakaś panna odbierze mu kilka godzin, które mógłby spędzić z ukochaną.
-Ale spotkamy się razem, wszyscy…- próbowała załagodzić sytuację Babette. Widziała, że ten pomysł zupełnie mu się nie spodobał.
-No dobrze, to zadzwoń…- przystał na to zrezygnowany - … ja pójdę w tym czasie pod prysznic.
Poszedł, a Babette wykręciła numer do Madlaine. Zawsze kiedy przyjeżdżała na wakacje do Marsylii, spotykały się. Od czasów dzieciństwa, spędzały razem większą część wakacji. Nawet kiedy stały się dorosłe i podjęły pracę, kiedy tylko Babette przyjeżdżała, musiały się zobaczyć, choćby jeden dzień, czy kilka godzin. Miały jeszcze jeden zwyczaj, o którym Bill nie wiedział, ale miał go już wkrótce doświadczyć na własnej skórze…
-No cześć, to ja – odezwała się, kiedy usłyszała w słuchawce głos Madlaine.
-Babette! – ucieszyła się koleżanka – Nie mów, że przyjechałaś?!
-No pewnie że przyjechałam, dzisiaj – roześmiała się.
-A mówiłaś nie tak dawno, że chyba do nas nie zawitasz.
-Ale wiele się zmieniło, Martin poleciał do Stanów, a ja tu przyjechałam nie sama… - tajemniczym głosem odpowiedziała Babette.
-Nie no, gadaj szybko! Masz nowego kochasia?
-Trudno to tak nazwać, to raczej ktoś ważny, ale są pewne przeszkody…- starała się wyjaśnić Babette.
-Jak to? Żonaty? – próbowała zrozumieć Madlaine.
-Nie, wolny… - tłumaczyła Babette cicho i co jakiś czas wyglądała z pokoju, czy Bill aby na pewno jest jeszcze pod prysznicem - … wolny, ale dużo młodszy, a ja go kocham…
-O cholerka… to z naszego testowania nici…?
-Nie, no… będzie jak zwykle, ale do pewnego stopnia, wiesz…no sama rozumiesz, więcej bym nie zniosła, ale chcę zobaczyć jak on się zachowa i czy naprawdę mnie kocha… - odpowiedziała Babette – To przyjdziesz jutro?
-Nie, niestety jutro nie mogę, ale może w niedzielę, będę około 20.00, może być? – zaproponowała Madlaine.
-W porządku, to jesteśmy umówione.
Babette odłożyła słuchawkę, zastanawiając się czy dobrze robi. Kiedy przyjeżdżała tu z różnymi swoimi facetami, zawsze było ciekawie, to jak na nich eksperymentowały z Madlaine sprawiało jej wiele satysfakcji. Dzięki temu mogła się dowiedzieć co do niej czują, czy im na niej zależy i jacy w ogóle są. Najlepiej zadał egzamin Martin, i choć bardzo bała się poddać temu testowi Billa, nie ze względu na siebie, ale ze względu na jego wrażliwość, to jednak bardzo ciekawiło ją, jak on na to zareaguje i jak się zachowa w takiej sytuacji.
-Jestem – odezwał się Bill, stając w drzwiach z ręcznikiem okręconym wokół bioder.
-Hmmm… - zamruczała na jego widok, przymrużając oczy. Uśmiechnął się z zadowoleniem.
-Mogę przynieść te świece z łazienki? – zapytał.
-Ma być romantycznie? – Babette podeszła do niego wolno, kładąc swoje ręce na owiniętych w ręcznik biodrach chłopaka. Wplótł swoje dłonie w jej włosy, masując przy tym delikatnie tył głowy:
-Ma być bardzo romantycznie… - odpowiedział.
-To weź nowe, są w szafce w kuchni, po lewej stronie na dole, znajdziesz na pewno, a teraz ja idę pod prysznic!
Już jak byli nad morzem, kiedy podziwiali piękne widoki, wszystko dokładnie obmyślał. Jak pająk misternie tka swoją sieć, tak on skrzętnie kodował w myślach swoje wyobrażenie, jak zorganizuje ten wieczór, układał wszystko w jedną całość, jak jakieś arcytrudne puzzle. Minuta po minucie, wszystko dokładnie obmyślił, chciał ją czymś zaskoczyć, zrobić na niej jak najlepsze wrażenie. Kiedy wyszła spod prysznica i otworzyła drzwi na korytarz, z wrażenia nie mogła zrobić kroku. Drogę do jej pokoju, rozświetlało pomarańczowe światło świec. Wolno, bosymi stopami, które tonęły w puszystym chodniku, oświetloną świecami jak dla zbłąkanego wędrowca drogą, zmierzała wprost w jego ramiona. Czuła ciepło nie tylko od jego fizycznego źródła, ale też poczuła je w sercu, bo właśnie do jej serca ta droga zmierzała. Na samą myśl o nim, już czuła dreszcz podniecenia, ale nie wiedziała jak bardzo ją jeszcze dziś zaskoczy. Stanęła w drzwiach pokoju, który także tonął w delikatnym świetle świec, rozstawionych w różnych punktach pomieszczenia. W powietrzu unosił się aromat wanilii i pomarańczy.
Bill stał przy oknie tyłem do drzwi, kiedy usłyszał że wchodzi, odwrócił się i podszedł do niej. Trzymał w ręku jedwabną apaszkę. Zawiązał ją na jej oczach, w których zobaczył niemałe zdziwienie.
-Zaufaj mi…- wyszeptał. Znów poddała się jego woli, bezgranicznie zaufała jego poczynaniom, pozwalając się poprowadzić gdzie chciał. Zdjął z niej szlafrok, powolnym ruchem przechylił ją do tyłu i położył na łóżku. Chwycił jej obydwie ręce i drugą apaszką, przywiązał do okucia łóżka znajdującego się u wezgłowia.
-Otwórz swój umysł, poddaj się zmysłom… - mówił niemalże bezgłośnie - …i kochaj…
Gorące usta, wilgotne i kochające stroiły ciało dziewczyny, które prężyło się pod wpływem ich dotyku, przygotowywały je do wielkiego koncertu, jaki miały za chwilę zagrać jego ręce. Teraz była dla tych dłoni cudownym erotycznym instrumentem, który wzdłuż przemierzały swoimi delikatnymi opuszkami palców. Pod ich wpływem, jak struny napinała się każda cząstka jej mięśni. Grał na niej, jak wirtuoz na najcenniejszym stradiwariusie, poddając wyrafinowanym pieszczotom swych dłoni i języka, każdą cząstkę jej atłasowej skóry. Była teraz skrzypcami, po strunach których pociągał smyczek, a one wydawały najpiękniejsze dźwięki miłości, a wszystko tylko za sprawą dotyku, najdelikatniejszej, czułej pieszczoty. Wygięła ciało w łuk. To tylko jego ręce i usta, muskające łagodnie, wędrujące po każdym fragmencie jej skóry, to tylko ledwie odczuwalne ruchy sprawiały, że zatracała się w erotycznym uwielbieniu. Ubóstwiał pieścić jej ciało, chciał być niewysychającym źródłem przyjemności. Przesuwał mokrym językiem po gładkich plecach dziewczyny, gładził pośladki, słuchał jak wzdycha z podniecenia, jak bardzo to przeżywa i jak jest jej dobrze.
-Myśl o tym co czujesz, myśl o mnie…- szeptał uwodzicielsko - …nasze myśli spotykają się, są jednością, na zawsze…
Jego erotyczny szept sprawiał, że wszystko w niej wrzało z podniecenia. Chwytał ustami wewnętrzną stronę jej ud, lekko dotykając dłońmi brzucha, celowo omijając miejsce, gdzie jego dotyk sprawiłby, że natychmiast odczułaby spełnienie.
Znów dawał jej coś, czego jeszcze nie dane jej było przeżyć, czuła jak wypływa na ocean rozkoszy, nie mogąc unieść się na jego powierzchni, wiedziała że za chwilę w nim zatonie, czuła się cudownie i nie zamierzała się wcale ratować. Spadała wolno w otchłań dzikiej ekstazy swojej wyobraźni, połączonej z iluzją niewidzialnego dotyku najsubtelniejszych pieszczot, wydając dźwięki świadczące o niewypowiedzianym upojeniu. Wiedział, że już jest blisko, że jedno jego muśnięcie sprawi, że odleci do krainy największej, cielesnej przyjemności. Oddychała coraz głośniej i ciężej. Odwiązał opaskę z jej oczu, by zatonąć w nich swoim spojrzeniem, kiedy będzie to przeżywała.
-Kocham cię… -wyszeptał, gdy była w stanie największego szczytu. Widział wyraz jej zaszłych łzami szczęścia oczu, tę wdzięczność jaką wyrażały i błogą ekstazę, gładził nie mogące uspokoić się ciało. Czuł ogromną radość i czekał, miał nadzieję, że może teraz to usłyszy. Chciała, bardzo chciała wreszcie wyrzucić z siebie ten ciężar miłości, jaki w sobie tłumiła, ale jakaś niewidzialna siła nie pozwalała jej tego powiedzieć, nie potrafiła tego z siebie wydusić. Rozwiązał jej ręce, a ona mocno się do niego przytuliła i rozpłakała się na dobre. Uśmiechnął się z satysfakcją i pogłaskał ją po głowie. Wiedział, że powodem jej łez jest to, co przed chwilą się stało, nie przypuszczał jednak, że właśnie tak zareaguje.
-Nie płacz, skarbie, proszę… - próbował ją uspokoić, ale na nic, płakała jeszcze bardziej.
-Tak mi z tobą dobrze, nie chcę cię stracić… - wydusiła z siebie przez łzy.
-Nie stracisz, przecież cię kocham, zawsze będę cię kochał… - zapewniał ją. Czuł jak jego tors robi się coraz bardziej mokry od jej łez. Nie wiedział już, co ma zrobić żeby przestała. Uniósł delikatnie jej twarz do góry i pocałował te płaczące oczy:
-Bo ta gorzka czekolada, stanie się mleczną – stwierdził żartobliwie. Patrzyła zaborczo w jego tęczówki i nagle zaczęła się bać. Ogarnął ją niewypowiedziany strach, że ktoś go jej odbierze, że go może stracić, teraz czuła, że kocha go tak bardzo jak nigdy nikogo nie kochała, chciała zatrzymać tę chwilę, tę jego miłość i zostać tu, albo uciec na zawsze gdzieś daleko, bez dokonywania jakichkolwiek wyborów. “Teraz jest mój i tylko to się liczy, nic więcej” – pomyślała z desperacją. Chwytała tę chwilę szczęścia, bo kto wie co będzie za kilka dni?
-Nie zostawisz mnie? – zapytała. Zdziwiło go takie zdanie z jej ust, tymbardziej, że nie miał zamiaru tego zrobić, kochał ją całym sercem i znosił nawet to, że musiał się nią dzielić.
-Co ci przychodzi do głowy? – zapytał zdezorientowany - Nigdy tego nie zrobię!
Przestała płakać, wbiła w niego swój wzrok i niemal zażądała:
-Teraz kochaj się ze mną i okaż mi całą swoją miłość!
I rzeczywiście okazał jej swą miłość najsubtelniej jak tylko potrafił. Wszedł w nią delikatnie, z największą czułością. Kiedy objęła go mocno nogami, westchnął głęboko. W tym co robili nie było ani krztyny seksu, teraz naprawdę się kochali, ciałem i duszą. Nawet najmniejszy ruch był źródłem ich emocjonalnych uniesień. To głęboka miłość jaka była w nich, pozwalała im przeżywać wszystko w pełni, czerpali z tej rozkoszy wszystkimi swoimi zmysłami. To było kolejne dla Babette zanurzenie w erotycznym morzu fantazji i miłości.
-Moja słodka, moja cudowna…- szeptał jej do ucha, kiedy spełniała się po raz drugi.
-Jeszcze, jeszcze… tak jak teraz… tak dobrze… - odpowiadała mu zmysłowo - … tak mnie kochaj…
I znów ekstaza, tonęli razem, bez koła ratunkowego, tonęli na dobre, upajając się swoim szczęściem i swoją miłością. Długo uspokajały się rozkochane ciała, leżeli spokojnie obdarowując się zmysłową pieszczotą swoich warg, nie chcieli przestać, chcieli tak trwać wiecznie, stworzeni tylko dla siebie i dla swojej miłości. “Powiem mu…” – pomyślała z czułością – “…teraz mu powiem”.
-Bill… - odezwała się po dłuższej chwili.
-Tak skarbie … - uniósł się teraz na łokciu, żeby na nią spojrzeć. Zupełnie jakby wyczuł, że chce mu powiedzieć coś bardzo ważnego. Nikłe światło pomarańczowych świec, padało na wpatrzone w nią oczy, te oczy które tak bardzo pokochała. Patrzyła w nie, nic nie mówiąc. Wyczekiwał, a w jego sercu zrodziła się znów nadzieja, rozchodząca się przyjemnym dreszczem po rozgrzanym ciele chłopaka.
-Kocham cię… - wyszeptała, a jej oczy znów zaszkliły się od łez - … kocham cię tak bardzo, że aż się tego boję…
Poczuł, jak jego serce zatrzymuje się na chwilę, aby znów zacząć bić jak oszalałe, jeszcze nigdy nie doświadczył czegoś takiego, euforia jaka go teraz ogarnęła, była jak wulkan który właśnie wyrzucił z siebie lawę, a było nią ogromne szczęście.
-Boże… - jęknął zdławionym głosem i poczuł jak tym razem do jego oczu napływają łzy radości – Moja kochana, najdroższa! – krzyknął porywając dziewczynę w ramiona.- Tyle na to czekałem, skarbie mój, tak bardzo cię kocham…Ludzie, słyszycie mnie?! Ona mnie kocha!!! – krzyczał teraz i śmiał się przez łzy. Babette udzieliła się jego euforia, śmiała się razem z nim i była taka szczęśliwa, nie spodziewała się, że zareaguje tak spontanicznie. To było cudowne uczucie, móc dać temu chłopcu takie szczęście. Przypomniała sobie teraz dzień, kiedy po raz pierwszy się spotkali w hallu telewizji, gdyby wtedy ktoś jej powiedział jak się to wszystko potoczy, nie uwierzyłaby mu.
Bill upajał się swoim szczęściem, obsypując ją teraz niezliczoną ilością pocałunków.
-Przestań wariacie, zacałujesz mnie! – śmiejąc się próbowała protestować Babette.
-Będę cię nosił na rękach i będę cię kochał do końca życia… - wyznał chłopak już poważnie.
-Nie mów tak… - odparła, bo nie chciała od niego żadnych deklaracji.
-Wiem co mówię Babette, ja to czuję…
-Teraz może to czujesz, ale za jakiś czas może być zupełnie inaczej – mówiła poważnie – Poznasz młodszą, którą pokochasz, a ja zrozumiem…
Spojrzał na nią z wyrzutem i pokręcił przecząco głową:
-Nie, nie będzie żadnej innej, znam siebie, pokochałem cię już wtedy, kiedy potrąciłem cię na korytarzu, to spadło na mnie jak grom z jasnego nieba, już od tamtej chwili, nie mogłem przestać o tobie myśleć…
Uśmiechnęła się do niego czule, bo właśnie przed chwilą wspominała to zdarzenie, chociaż nie poczuła wtedy tego co on, to przyznała w duchu, że już wtedy zaintrygował ją.
-Cokolwiek się jednak zdarzy, chcę żebyś coś wiedział… - popatrzyła mu prosto w oczy, a on słuchał jej z uwagą – Jeżeli kiedyś nasze drogi rozejdą się, w moim sercu zawsze będziesz nieśmiertelny…
-Ja wiem jedno; że nigdy nie przestanę cię kochać… – odpowiedział -… jesteś moją pierwszą, prawdziwą i jedyną miłością, nie umiałbym już bez ciebie żyć…
Zastanowił się przez chwilę, co teraz będzie, co będzie z nimi i czy już jest odpowiedni moment, żeby od niej tego zażądać. Zawahał się, ale zapytał:
-Co z nami będzie?
Wiedziała, po prostu czuła to instynktownie, że w końcu o to zapyta, postanowiła szczerze mu wszystko wytłumaczyć.
-Wiem co chciałbyś usłyszeć, ale nie mogę ci tego obiecać… - spuściła wzrok.
-Dlaczego? – zapytał zdziwiony – Przecież powiedziałaś, że mnie kochasz…
-Bo cię kocham, i to bardzo… ale to wszystko nie jest takie proste…- kontynuowała - … nie mogę go teraz zostawić…nie mogę…
Bill nie krył zdziwienia i nic z tego nie rozumiał. Przecież jeśli go kochała, to dlaczego nie chciała z nim być? To było takie oczywiste! Posmutniał i zamilkł. Po krótkiej chwili jednak zapytał, leżąc na wznak ze wzrokiem wbitym w sufit:
-A kiedy?
-Nie wiem kiedy, ale spróbuj mnie zrozumieć, jesteś jeszcze taki młody, w dodatku niepełnoletni...
-No i co z tego? To tylko rok, za rok skończę osiemnaście lat...
-A ja wtedy będę miała dwadzieścia dziewięć, a wkrótce trzydzieści...
-Ale mnie to nic nie obchodzi, rozumiesz?! – niemalże krzyknął – Babette, ja cię kocham!
-Cholera, Bill! To nie jest jakieś dwa lata, dzieli nas przepaść, to jest pieprzone jedenaście lat! – teraz ona się zdenerwowała. Wstała, założyła szlafrok i bez słowa zeszła na dół, do kuchni. Czuła, że jej wyznanie będzie miało taki skutek, teraz będą żądania i warunki, i zawsze ten sam argument: ”Przecież mnie kochasz!”. Wiedziała, że taka rozmowa będzie nieunikniona i wyprowadzi ją z równowagi, ale tego co czuje, nie mogła już dłużej kryć.
Nerwowo przeglądała szuflady i szafki w poszukiwaniu papierosów, chociaż nigdy nie była nałogową palaczką, czasem zdarzało jej się jednak zapalić, w trudnych, pełnych napięcia sytuacjach, takich jak ta. Kiedy już znalazła to czego szukała, wyszła do ogrodu i usiadła na leżaku, wciągając w płuca potężną dawkę białego dymu. “ Jest pięknie... nie ma co...” – pomyślała, zerkając w okno swojego pokoju, w którym go zostawiła. Myślała, że ciągle tam jest, podczas gdy usłyszała za sobą jego głos:
-Nie wiedziałem, że palisz...
-Nie palę, tylko czasami... – odpowiedziała oschłym tonem.
-Dlaczego przed tym uciekasz? - zapytał – Wiesz, że nie odpuszczę, uparty jestem...
-Bill, ja nie uciekam, ja po prostu nie umiem cię przekonać... – odpowiedziała spokojnym tonem.
-Ale do czego ty chcesz mnie przekonać? – zapytał, podniesionym głosem.
-Proszę cię, ciszej! – zganiła go.
-Czy to takie dziwne? Skoro się kochamy, to dlaczego nie chcesz być ze mną? – kontynuował.
-Chcę być z tobą, przecież jestem i będę, ale nie mogę być z tobą jawnie...
-Jak to nie możesz? – kucnął przy leżaku, patrząc na nią wyczekująco – Dlaczego?
Zbliżyła do niego swoją twarz, starając się wytłumaczyć mu to wszystko najdelikatniej jak potrafiła:
-Posłuchaj mnie teraz, ale nie przerywaj... Przede wszystkim nie możemy się ujawnić, że coś nas łączy, chyba to rozumiesz, prasa, telewizja, twoje fanki... druga sprawa; czułam, że będziesz oczekiwał ode mnie, że odejdę od Martina i liczyłam się z tym, ale zrozum, nie mogę teraz od niego odejść, jestem mu taka zobowiązana, dzięki niemu awansowałam, mogłam się rozwijać i dostałam program, a poza tym to na razie tak będzie lepiej... – zakończyła.
-Dla kogo będzie lepiej Babette, dla kogo? – zapytał z wyrzutem – Czy ty się w ogóle słyszysz?
-Bill, proszę cię, zakończmy ten temat, bo to nie ma sensu, ty nie potrafisz mnie zrozumieć, widzisz tylko siebie!
-Ja widzę siebie?! – zirytował się chłopak – To ty widzisz siebie! Dokąd zamierzasz tak go oszukiwać z tej twojej wdzięczności? Uważasz że to jest w porządku?
Spojrzała na niego wzrokiem pełnym zaskoczenia, zdawała sobie sprawę z tego, że użyła złych argumentów, ale jak mogła mu powiedzieć, że Martin daje jej poczucie bezpieczeństwa i że wciąż go... kocha? Czy to co czuje do Martina, to w ogóle jeszcze jest miłość? Zastanowiła się teraz nad tym, o czym pomyślała. Przecież wiedziała, że jedyną przeszkodą, przez którą nie mogła być z Billem, jest ta nieszczęsna różnica wieku. Gdyby nie to, pewnie nie zastanawiałaby się ani chwili, a poza tym, tak naprawdę, nie chciała zostać sama, bo przecież z Billem, zupełnie jawnie nie mogła być.
-Muszę z nim zostać, przynajmniej na razie, bo gdy od niego odejdę i nie zwiążę się z nikim, ludzie zaczną spekulować dlaczego jestem sama, zaczną się domysły i podejrzenia, zaczną mnie baczniej obserwować, a wtedy łatwiej będzie im dostrzec co nas łączy, powiedzą że cię uwiodłam, i cała wina spadnie na mnie, naprawdę tego chcesz...?
Popatrzył na nią niepewnym wzrokiem, chociaż było mu bardzo trudno, starał się teraz ją zrozumieć. Ta presja, ta cholerna presja otoczenia... “No tak, miała rację, przecież wszyscy za ten romans rozszarpaliby ją!” – pomyślał teraz.
Babette odetchnęła z ulgą, czuła, że chociaż po części udało się jej go tym przekonać.
-Ale ja nie chcę się tobą z nim dzielić... chcę być częścią twojego życia... – wyszeptał czule, całując jej rękę.
-Nie będziesz się mną dzielił, obiecuję...a częścią mojego życia już jesteś, przecież się spotykamy, wyjedziemy na koncerty, zobaczysz, będzie wspaniale... – próbowała mu tłumaczyć. Nie zapytał czy kocha Martina, nie czuł takiej potrzeby, przecież przed godziną wyznała miłość jemu, więc to było dla niego oczywiste, że kocha tylko jego. Jednak, pomimo iż w pewnym sensie zrozumiał ją, to wszystko nie dawało mu spokoju.
-Ile to będzie trwało? – zapytał w końcu.
-Na pewno jakiś czas... – odpowiedziała wymijająco.
-Jakiś czas... – powtórzył jak echo – Chcę wiedzieć konkretnie!
-Bill, nie żądaj ode mnie takich deklaracji, obiecuję, że kiedyś odejdę od niego, ale nie powiem ci teraz kiedy to nastąpi... – odpowiedziała, bez chwili wahania.
-Dobrze, poczekam, ale nie będę cierpliwy…ta myśl, że z nim sypiasz, że cię dotyka…- zawahał się -…wcześniej, to było co innego, ale teraz…nie wiem jak ja to zniosę…- rozważał. W jego głosie dało się wyczuć nutkę goryczy i żalu, nie będzie mu łatwo żyć z tą świadomością, zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Będąc z dala od niej, będzie zasypiał i budził się z tą myślą.
-Zniesiesz, bo będziesz wiedział, że bardzo cię kocham…- uśmiechnęła się lekko – Chodźmy do domu, zmarzłam…
Pomógł jej podnieść się z leżaka, a gdy już wstała, objął ją czule i podążyli w stronę domu. Wiedział, że dla niej jest w stanie znieść wiele, ale czy zniesie naprawdę wszystko…? Wkrótce miał się o tym przekonać…
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Beata dnia Sob 19:50, 16 Wrz 2006, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
~ddm
:(
Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 314
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w Tobie tyle zła?
|
Wysłany:
Sob 18:58, 16 Wrz 2006 |
|
1?
EDIT
Wiedziałam, byłam pewna.
Powtarzałam Ci za każdym razem, gdy zaczynałyśmy ten temat.
Nie ma granic. Nie ma. Bo to Ty tworzysz tę barierę, której podobno nie można przebić.
A ja powiedziałam - będzie jeszcze lepiej i...
Jest.
Najpiękniejsza scena łóżkowa w tym opowiadaniu - to na pewno. Najlepsze opisy, szczególnie te, gdy porównywałaś ciało Babette do instrumentu. Fragment był fenomenalny.
I chociaż przyznam, że początek tej części zbytnio mi się nie podobał... potem wszystko prysło. Wprowadziłaś mnie w długi korytarz, a potem za rączkę, do upragnionego celu.
Cytat: |
Wiatr od morza targał im włosy i stali tak, zakochani w sobie , nieprzytomni ze szczęścia wtopieni w lazur bezchmurnego nieba Marsylii ... |
I jeszcze to zdanie. Nie mogłam się powstrzymać, by nie zacytować!
Wreszcie Babette powiedziała mu co czuje.
Wydaje się, że to nie była najlepsza decyzja, ale po co to w sobie tłumić w nieskończoność?
Dobrze jest.
A jeśli chodzi o opowiadanie - jest wspaniale.
Gratuluję Ci z całego serduszka. I dziękuję za dedykację
Pozdrawiam, Twoja:
~ddm
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ~ddm dnia Sob 19:55, 16 Wrz 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Veren
:)
Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior
|
Wysłany:
Sob 19:11, 16 Wrz 2006 |
|
2? xD
W końcu to powiedziała ! xD
Kochana, poprostu cudo
Oryginalne komplementy już mi się skończyły.
Kocham to opowiadanie.
Uzależniłam się.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Veren dnia Sob 19:29, 16 Wrz 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|