Autor |
Wiadomość |
stove
Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 94
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina gumy balonowej.
|
Wysłany:
Sob 12:29, 04 Mar 2006 |
|
jestem tu nowa... i jeszcze nie bardzo się w tym obeznałam ;D
Ale obiecuję, że się poprawię i będę wiedziała jak się tym forum obsługiwać ;P
No więc pierwszą część dedykuję admince MeDi... ;]
(mam nadzieję, że zapamiętam twój nick ;P )
1.
Delikatnie zanurzyłam pędzel w farbie i spojrzałam na smukłą kobietę o prostej postawie, wpatrującą się we mnie z zawadiackim uśmiechem.
Zostawiła mnie na pastwę losu. Samą. Tak bez żadnego ostrzeżenia znikła z mojego życia.
A ja, mimo iż czułam, że coś się stanie, mimo, iż dręczyły mnie koszmary zapowiadające jej śmierć, śmiałam się ze swoich głupich myśli, ukazujących mi ją w małej trumnie.
Myślałam, że tak się nie może skończyć, że jest jeszcze za młoda, żeby mnie zostawiać... Jednak mimo wszystko, odeszła…
A ja teraz siedziałam w jej pracowni i malowałam jej portret.
Tak smutny, lecz przepiękny.
Każde spojrzenie, które rzucałam w jego kierunku, było pełne żalu, bólu, łez…
A te bez najmniejszego skrępowania spływały mi po zarumienionych od zmęczenia policzkach. Siedziałam już tam drugi dzień, drugą noc, bez jedzenia, picia, odpoczynku i malowałam jej portret, żeby nigdy nie zapomnieć tych delikatnych rysów twarzy, mocno czerwonych ust, ciepłych oczu…
Położyłam rękę na płótnie, przejeżdżając opuszkami palców po jej policzku.
-Mamo… nie zostawiaj mnie… - szepnęłam i po raz kolejny pędzel wypadł mi z rąk spadając na ziemię, a ja włożyłam twarz w ręce i zaczęłam gorzko płakać.
Wstałam z wysokiego krzesła, ustawionego przed sztalugą i zaczęłam kończyć jej portret na stojąco. Wszystko już mnie bolało. Czułam się tragicznie… Nie mogłam już dalej siedzieć.
Wymieszałam róż z żółcią, brązem oraz bielą, spojrzałam na mamę i kolejny raz przejechałam pędzlem po jej smukłym policzku, uwydatniając jej kości policzkowe.
W końcu, gdy po trzech godzinach każdy nawet najmniejszy kawałek płótna był zamalowany, spojrzałam na małą kopertę leżącą na stole obok palety z farbami.
Była lekko zżółkniała z małymi kwiatuszkami narysowanymi przez mamę, a na niej widniał tekst napisany czarnym atramentem wprost z jej ulubionego pióra… „Dla Amelii”.
Poczułam lekkie ukłucie w sercu.
Dlaczego nie powiedziała mi o tym wcześniej?
Czemu wciąż okłamywała mnie, że ojciec zginął?
Że wyszedł z domu i już nie wrócił?
Dlaczego nie powiedziała mi, że ten mieszka na drugim końcu Niemiec?
Rozpłakałam się jeszcze głośniej. Czułam się taka samotna… puste ściany, które i tak będę musiała niedługo opuścić. Dlaczego? Ze względu na długi…
Malarstwo nie przyniosło mamie większych zysków, a wciąż przychodziły rachunki za prąd, wodę, gaz, mieszkanie…
Napisała w liście, że rozmawiała z ojcem przed jego wyprowadzką i powiedziała mu o swojej chorobie… Poprosiła go o zaopiekowanie się mną, gdy jej już na tym świecie zabraknie.
Nie chciałam sprzeciwiać się ostatniej woli matki, więc postanowiłam, że posłucham jej i udam się do Magdeburga, żeby poznać tego, który mnie tak bezczelnie zostawił…
Poznać go i uprzykrzyć mu życie…
Rzuciłam się na łóżko. Tym razem już nie płakałam. Czułam w sobie tylko coś, co ja określiłabym pustką… Zero uczuć… Tak jakbym nie leżała w domu gapiąc się w sufit, lecz latała w obłokach, czując jednak smutek, zamiast niepohamowanej radości.
To był ostatni dzień pobytu w tym domu… Chciałam go zapamiętać…
Wszystkie wspomnienia wiązały się właśnie z nim, a ja go musiałam po prostu opuścić…
Gdyby ktoś mi o tym powiedział jakiś miesiąc temu, roześmiałabym się mu w twarz.
A teraz… Teraz nie było mi do śmiechu.
Wyrzuciłam z plecaka wszystkie książki i postanowiłam je sprzedać, żeby mieć więcej
pieniędzy na pociąg. Właściwie to matka zostawiła mi tylko 50€, a to mało jak na podróż na drugi koniec kraju.
Myślałam, że dzięki sprzedaży książek, będę miała trochę więcej pieniędzy, żeby bez żadnych problemów dostać się do domu ojca.
Tylko, kto w środku roku szkolnego kupiłby ode mnie takie szmatławce?
Nie byłam bogata, więc większość rzeczy miałam kupione od innych, a te były przeważnie już używane, więc mało która osoba chciała zapłacić mi za coś, co rozleci się w pół miesiąca.
I rozumiałam ich… rozumiałam ich dokładnie… Ale, co ja miałam teraz zrobić, gdy starczało mi na tylko jedną przesiadkę?
Razem były dwie. Czyli potrzebowałam trzech biletów, z których każdy kosztował połowę tego, co miałam. I na dodatek musiałam coś jeść, gdzieś spać…
W końcu nie znałam nawet adresu ojca, więc mogłam tygodniami błąkać się po tym mieście…
Postanowiłam jednak nie marnować czasu i spakowałam do plecaka szkolnego potrzebne rzeczy oraz coś, co mogłabym sprzedać.
Wiele tego nie było…
Łańcuszka po matce nie oddałabym nikomu.
Został tylko pozłacany zegarek, który nie działał już, kiedy miałam osiem lat.
Czy ktoś będzie chciał takie coś ode mnie kupić?
Mimo wszystko, wyszłam z pokoju z plecakiem i przywiązanym do niego obrazem, po czym ruszyłam w stronę oddawania makulatury, by wzbogacić się choć trochę.
Dostałam ledwo, co 4 €.
U jubilera, sprzedawca roześmiał się na widok zegarka i wyrzucił mnie ze sklepu, głośno przeklinając.
Minęły dwie godziny, a ja czekałam na pociąg siedząc na stacji kolejowej z biletem w ręce.
W oddali zobaczyłam dwóch chłopaków z chytrym uśmieszkiem zwróconych w moją stronę.
Odruchowo złapałam za plecak, mając złe przeczucie, że oni chcą mi coś ukraść, albo może zgwałcić i zostawić bez niczego na dworcu.
Poczułam lęk, gdy obaj nagle podeszli do mnie, siadając obok na ławce.
-Cześć mała… - szatyn z krótkimi włosami postawionymi na żel i z czarną koszulką, wyszczerzył zęby w moją stronę.
-Czego? – Burknęłam w odpowiedzi kładąc plecak na kolana i nie patrząc w ogóle w ich stronę. Nagle poczułam rękę na swoim policzku i momentalnie odwróciłam się do nich.
-Mała księżniczka ucieka z domu? – Roześmiał się drugi, blondyn ze szparą w zębach.
Poczułam, że jednak mimo wszystko nie jestem tam bezpieczna, więc wstałam i odrzekłam w ich stronę:
-Nie jestem małą księżniczką, więc nie kładź swoich brudnych łap na moim policzku… I nie mam zamiaru z wami rozmawiać… Do widzenia… - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie, zostawiając ich w tyle.
Był kwiecień, miesiąc, który wywoływał w moich rudych włosach blask… A na twarzy zawsze wtedy gościł uśmiech… Lecz nie teraz…
Tym razem nie uśmiechnęłam się ani razu… W oczach nie było już tego błysku, a ja cała, byłam przygnębiona i… bezradna.
Teraz liczyło się tylko to, żeby wsiąść do tego durnego pociągu i jak najszybciej znaleźć się u ojca… wiedziałam, że jeśli już tam będę, on mimo wszystkich moich chamskich odzywek nie wyrzuci mnie z domu… Więc czułam się jeszcze pewniejsza jeśli chodzi o poważną rozmowę o nas i tym co stało się szesnaście lat temu.
Usłyszałam cichy stukot i odwróciłam się w drugą stronę. Zza zakrętu wyjeżdżał pociąg, którym za chwilę miałam pojechać w stronę Magdeburga…
Wręcz pociąg do przyszłości…
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez stove dnia Wto 12:18, 10 Paź 2006, w całości zmieniany 16 razy
|
|
|
|
|
|
MeDi
Administrator
Dołączył: 24 Sty 2006
Posty: 898
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 12:31, 04 Mar 2006 |
|
Stooove, kochaaam Cię.
Ludzie, to jest jedno z najlepszych opowiadań, jakie będziecie mieli okazję kiedykolwiek przeczytać!
A teraz wszyscy razem dziękujemy Stove:
DZIĘ-KU-JE-MY!
;D
Za dedykację Ci dziękuję również .
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez MeDi dnia Sob 13:09, 04 Mar 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Kama
Administrator
Dołączył: 24 Sty 2006
Posty: 1374
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Przemyśl
|
Wysłany:
Sob 12:48, 04 Mar 2006 |
|
Swietne to opwiadanie, naprawde. Czkeam na więcej.
A o ile się nie myle więcej jest na tamtym forum?
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mavis
:-(
Dołączył: 01 Lut 2006
Posty: 227
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 13:58, 04 Mar 2006 |
|
Ah Stove czytałam to opowiadanie na drugim forum.
Naprawdę jesteś kochan, nie dość, że tam powróciło to tutaj jeszcze się pojawiło...
Medi mówi prawdę, to jest jedno z najlepszych opowiadań na tamtym forum.
Ja od razu cię kochaneczko akceptuję i STO LAT Znaczy wszystkigo najlepszego z okazji urodzin...
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kasiula
:]
Dołączył: 30 Sty 2006
Posty: 403
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Przemyśl:P
|
Wysłany:
Sob 14:21, 04 Mar 2006 |
|
Świetne opowiadanie! Nie mogę się doczekać kolejnej części bo nie czytała i nie będę czytać aż pojawi się na TYM forum
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mavis
:-(
Dołączył: 01 Lut 2006
Posty: 227
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 15:24, 04 Mar 2006 |
|
Ja też się przyłączam do czekania na następną część, choć fanką tego opowiadania jestem od dawna....
Chętnie zobacze to wszystko tutaj
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
KIKA
:(
Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 334
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Nie 7:46, 05 Mar 2006 |
|
nie no spoko, ale już nie potrzebuje cierpliwie czzekać ;D ale potwierdzam słowa opowiadanko jest BOMBOWE myślałam że nie odlepie oczu od kompa teraz innym radze cierpliwe czekanie bo się opłaca
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
stove
Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 94
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina gumy balonowej.
|
Wysłany:
Nie 17:49, 05 Mar 2006 |
|
Nie no.... MeDi... ty to masz przeczucie ;D
Weszłam do środka. Zapach papierosów unoszący się w ciemnym dymie krążącym po przedziałach… Odgłos gwaru, ludzie zajęci sobą, obojętni na innych…
Postanowiłam zlekceważyć to i poszukać przedziału, którego numer widniał na bilecie. Omijałam zupełnie mi obce osoby, co chwilę przypadkiem szturchając którąś w ramię, albo nadeptując jej na nogę, a w tłumie dało się słyszeć tylko poszczególne ciche jęki, lub błagalne ‘przepraszam’ powtarzane w nieskończoność.
Przymknęłam oczy w bólu słuchając tych wymian słów, aż dotarłam do pożądanego przedziału.
Siedziała tam grubsza około sześćdziesięcioletnia kobieta w różanym kapelusiku na głowie, obdarzonym małym, za pewnie sztucznym, żółtym kwiatuszkiem.
Na jej twarzy nie było widać szczęścia, a wręcz przeciwnie, naburmuszona wpatrywała się w jakiś punkt nad oknem, ściskając małą torebkę w lewej ręce.
Obok niej siedziała szczupła brunetka o morderczym spojrzeniu, które momentalnie padło w moją stronę, świdrując mi dziurę w brzuchu, co spowodowało nagłe spuszczenie wzroku na dziewczynkę siedzącą na jej kolanach. Ta była równie mroczna jak jej opiekunka. Wzdrygnęłam się na myśl o wychowywaniu dzieci w ich domu i zajęłam miejsce naprzeciw nich.
-Dzień dobry się mówi panienko! – Odrzekła czarnowłosa poprawiając okulary na nosie i ze złością wlepiła swoje ciemne oczy w moją osobę.
-Zapamiętam… - warknęłam cicho w odpowiedzi, a ona zmrużyła powieki i znów spojrzała w gazetę udając, że kompletnie jej nie obchodzę.
Więcej w przedziale nikogo nie było, a mimo to czułam się tak, jakbym wśród tłoku nie mogła nawet ruszyć ręką. Tylko wykonałam choćby malutki gest, czarnowłosa momentalnie podnosiła wzrok znad prasy, by tylko przyjrzeć się dokładniej moim ruchom.
Westchnęłam głośno i położyłam się na siedzeniu, opierając głowę o plecak.
Zamknęłam oczy, myśląc, że skoro do tej pory nie zasnęłam, już nic nie zachęci mnie do snu, lecz niewiadomo kiedy, nieświadomie przeniosłam się do ciemności, otaczającej moją głowę, gdzie każda godzina wydaje się być ułamkiem sekundy.
Nie śniło mi się nic. Czarna pustka, która tylko koiła moje zmysły i doprowadzała mnie do właściwego stanu…
Obudziłam się następnego dnia rano.
W przedziale już nie było kobiet, z którymi zdążyłam zapoznać się wzrokowo poprzedniego dnia, jednak nie byłam tam sama. W drugim rogu pomieszczenia siedział wysoki mężczyzna przyglądający mi się z uwagą. Podniosłam się z pozycji leżącej i wolno spuściłam nogi na ziemię, zasłaniając usta w głębokim ziewnięciu.
-Czemu pan tak na mnie patrzy? – Zwróciłam się do mężczyzny, a ten wstał i podał mi swoją rękę zupełnie zmieniając temat:
-Jakiś dwóch chłopaków wybiegło na ostatnim przystanku z pieniędzmi w rękach, zobacz, czy nic ci nie zabrali… - spojrzałam na niego z dziwnym wyrazem twarzy, tak jakbym nie była pewna, czy to byli ‘jacyś chłopacy’, czy dziwnym przypadkiem on.
-Czemu pan myśli, że akurat MI mieliby coś zabrać? – Spytałam z lekką drwiną w głosie, patrząc z uwagą, na jego wciąż mocno zaciśniętą dłoń na moich palcach.
Momentalnie mnie puścił i siadając powrotem na swoim miejscu, wyjął paczkę papierosów z teczki, zapalił jednego i bezczelnie wypuszczając dym prosto w moją twarz, odrzekł:
-Ponieważ leżałaś tu sama, na dodatek śpiąc… czemu nie miałyby być to Twoje pieniądze? – Założył nogę na nogę, przyglądając się z zadowoleniem nowo wypastowanym zamszowym butom, zupełnie ignorując moją obecność.
-Skoro tak się pan o mnie martwi, dlaczego pan nie zrobił niczego, żeby odzyskać te pieniądze? – Parsknęłam śmiechem jednocześnie dla własnego bezpieczeństwa, odpinając plecak, żeby sprawdzić czy banknoty są na swoim miejscu.
-Kochanie… - zaczął, kolejny raz zaciągając się dymem… co sprawiło, że przeszłam ze zdziwienia przez złość, do wręcz stracenia panowania nad sobą.
-Tylko nie kochanie… - mój głos stał się twardy i niemiły, lecz nic dziwnego, skoro nie pałałam do niego sympatią…
-No dobrze… słonko… - ‘poprawił się’ a ja walnęłam pięścią w fotel i posłałam mu mordercze spojrzenie, mając nadzieję, że zrozumiał. Jednak chyba nie mógł chwalić się ilorazem inteligencji, bo kontynuował. – Ponieważ nie interesuje mnie niesienie pomocy ludziom, takim jak ty… - zmarszczyłam brwi i spojrzałam do plecaka.
Rzeczywiście, biletów nie było! –Jeśli zrobisz mi mały numerek, opłacę Ci dojazd do domu… - odrzekł spokojnie, a ja podeszłam do niego, walnęłam go w twarz, zostawiając na jego policzku czerwoną smugę i warknęłam:
-Marzy pan… - po czym wyszłam głośno szurając zniszczonymi już trampkami po podłodze.
*
-Którędy do Magdeburga? – Spytałam wysokiej kobiety podlewającej ogródek.
Piętnaście minut wcześniej opuściłam dworzec, bez żadnego nawet najmniejszego centa i starałam się wbić w siebie myśl, że uda mi się samej dotrzeć do celu.
Ale czy to było prawdopodobne? Ani trochę.
Gdyby nie ukradli mi tych pieniędzy, teraz jechałabym drugim pociągiem i za trzecim razem łatwiej by mi było przejść krótki odcinek pieszo, a tak? Dwa razy dłuższa droga do pokonania. Setki kilometrów, których nawet nie byłam w stanie przejść.
Kobieta wybuchła śmiechem.
-Idź w tą stronę, może za dwa lata dojdziesz… -to mnie jeszcze bardziej zdołowało.
Czy każdy człowiek, którego spotkam, musi mi się bezczelnie śmiać w twarz?
Minęło pięć godzin, a ja wręcz doczołgałam się do autostrady.
Rozejrzałam się dookoła i widząc, że chwilowo nikt nie jedzie, usiadłam na poboczu, wyczekując jakiegoś samochodu, który w tym momencie uratowałby mi życie.
Chłodny wiaterek muskał delikatnie moją twarz, a słońce raziło mnie, zupełnie nie pozwalając skupić się na żadnej myśli. Wreszcie odpoczywałam, po długiej, męczącej, pieszej wędrówce. Zamknęłam oczy i znów zobaczyłam przed sobą matkę, uśmiechającą się promiennie w moją stronę.
-Mamo… czemu muszę tak cierpieć? Jesteś pewna, że dobrze robię? Nie lepiej byłoby, gdybym popracowała najpierw dla Państwa spłacając długi, a potem wylądowała w domu dziecka? – Szepnęłam do siebie, wciąż nie mając pojęcia, co robić…
Wreszcie usłyszałam warkot silnika. Poderwałam się na nogi, łapiąc torbę i widząc z lewej strony nadjeżdżający samochód wystawiłam rękę machając nią błagalnie.
Samochód zwolnił i stanął przy mnie, a zza przyciemnianej szyby, wyłoniła się głowa jakiejś kobiety, o jasnej cerze, mocnych rysach twarzy i ciemnych włosach.
-A gdzie to panienka się wybiera? – Spytała zakładając sobie kosmyk włosów za ucho.
Przyjrzałam się jej i widząc po jej minie, że nie ma chyba złych zamiarów, odparłam:
-Do Magdeburga… -Kobieta uśmiechnęła się z troską i odwracając się do tyłu, otworzyła mi tylne drzwi.
-To wsiadaj, ale podwiozę Cię tylko do połowy drogi… - skinęłam głową i posłusznie wsiadłam do środka. Na siedzeniu obok mnie zobaczyłam dziewczynę, odwróconą do mnie tyłem, która wpatrywała się w jakiś punkt za oknem, widocznie nie bardzo zadowolona z mojego pobytu.
Nie przejęłam się tym, bo przecież nie chciałam zdobywać tu przyjaciół, ale dotrzeć do ojca… I oby tak się stało…
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mavis
:-(
Dołączył: 01 Lut 2006
Posty: 227
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Nie 18:04, 05 Mar 2006 |
|
Stove złotko to jest cudowne....
Genialne
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
mardzia
:)
Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 751
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Gliwice
|
Wysłany:
Nie 19:31, 05 Mar 2006 |
|
hejj
opowiadanie exxxtra! suuper i w ogóle
Medi- masz racje, opowiadanie suuper
powtarzam sie, ale cooo tam Czekam na dalsze czesci
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
stove
Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 94
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina gumy balonowej.
|
Wysłany:
Wto 11:14, 07 Mar 2006 |
|
Jechaliśmy trzy godziny…
Ja, pochłonięta w rozmyślaniu o przyszłości…
Kobieta za kierownicą, spokojnie prowadząca samochód, lecz niespokojna na fakt, iż wiezie osobę, o której nic nie wie…
I dziewczyna, zapewne córka kierowcy, nadal zapatrzona w jakiś punkt za oknem.
Może to było niebo, może kawałek wciąż uciekającej drogi, a może trawy, drzewa, łąki…
Nie miałam najmniejszego pojęcia.
Zignorowałam je i dalej rozmyślałam o matce, ojcu, Magdeburgu… Co ja tam będę robić? Zapisze mnie do szkoły, wyśle na zakupy, da osobny pokój i co? Będzie mnie kochał? Roześmiałam się drwiąco w myślach.
Kochał…
A czy on w ogóle wie, co to słowo znaczy?! Zostawił nas… Gdybym wywoływała u niego jakieś głębsze uczucia, zostałby ze mną… Opiekowałby się nami… A teraz nie jechałabym autostopem, żeby go znaleźć… Tak bardzo nienawidziłam go za ten brak jakiegokolwiek przywiązania do mamy… Brak szacunku wobec rodziny… Brak miłości… a bez niej był nikim… Pustym człowiekiem bez najmniejszej wartości, zapatrzonym tylko i wyłącznie w swoje męskie ego.
W końcu dotarliśmy do jakiegoś małego miasteczka, skąd miałam już sama wyruszyć dalej.
Pożegnałam się z kobietą, nie zwracając uwagi na dziewczynę i podążyłam we wskazanym kierunku. Plecak ciążący na moich ramionach, coraz bardziej przeszkadzał mi w swobodnym poruszaniu się. Co jakiś czas na drodze pojawiał się samochód, na co już instynktownie reagowałam wystawiając rękę i z nadzieją czekając na reakcje kierowcy. Niestety bez skutku. Widocznie tylko raz ma się szczęście, a potem przychodzą chwilę zwątpienia. Taka też właśnie zagościła w moim sercu.
Załamałam się, płacząc po raz kolejny tego tygodnia i przeklinając wszystko, co się tylko da, jednak wciąż idąc dalej…
Teraz już nie było sensu się cofać…
Głód… od przedwczoraj nie miałam nic w ustach…
Zmęczenie… Tyle drogi już przeszłam…
Chęć poddania się… W końcu nie miałam pewności, czy ojciec nadal tam będzie mieszkał… I to mnie martwiło najbardziej. Jeśli okaże się, że przeniósł się w inne miejsce, będę zmuszona do podzielenia losu wielu bezdomnych, głodnych i opuszczonych…
Niedawno jeszcze z obrzydzeniem patrzyłam na ludzi śpiących na dworcach, od których czuć było jedynie alkohol… a teraz… mogłam się stać jedną z nich…
Znalazłam się w kolejnym małym mieście. Okazało się, że był tam ‘dzień targowy’, co ucieszyło mnie niezmiernie.
Ludzie zbierali się ze wszystkich pobliskich wsi, żeby móc trochę zarobić na owocach, własnych wyrobach, ubraniach…
Zobaczyłam ogrodzony plac, pełen osób kupujących, sprzedawców, gapiów…
A gdy przechodziłam obok wypolerowanych starannie jabłek, soczystych gruszek, krwistoczerwonych wiśni, mój głód stał się jeszcze potężniejszy.
Poczułam, że nie wytrzymam ani chwili bez czegoś w ustach, więc zagadując sprzedawczynię, chwyciłam jedno jabłko i chowając je do kieszeni, uciekłam jak najdalej, żeby móc nacieszyć się boskim smakiem zwykłego owocu.
Zachłannie odgryzałam coraz to nowy kawałek, ciesząc się tą chwilą jak żadną inną.
W końcu wyrzuciłam za siebie ogryzek i znów wyruszyłam w poszukiwaniu nowych ‘zdobyczy’.
Godzinę później w kieszeniach miałam już paczkę dropsów, pomidora, gruszkę, garść rodzynek i pomarańczę.
A gdy opuściłam miasteczko, wszystko wylądowało w plecaku, który przez to stał się jeszcze cięższy. Z każdym krokiem wydawałam z siebie ciche jęki, żaląc się swoim myślom z własnego niepowodzenia, lecz jednocześnie ciesząc się, że będę miała co jeść.
Nastał wieczór, zrobiło się ciemno… Moje ciało zaczął ponosić strach.
Każdy szelest liści, każde skrzypnięcie czy trzask wywoływało u mnie panikę.
Jak ja bardzo chciałam być w domu… Wejść do wanny i zanurzyć się w gorącej wodzie pełnej piany… Albo położyć się do łóżka i nie wstawać do południa…
Marzyłam o tym, żeby wszystko było tak jak kiedyś, żebym mogła przytulić się do mamy i uśmiechnąć się na widok jej rozpromienionej twarzy.
Samochód.
Reflektory rozświetlające drogę… Co mi szkodzi?
Nie jechał zbyt szybko, więc mogłam spokojnie wykorzystać swój nie do końca mądry spryt.
Wyszłam na drogę. Pisk opon, głośny trzask, ja leżąca na jezdni, udając zupełnie nieprzytomną.
A jednak mimo wszystko, czułam ból, który coraz mocniej dawał o sobie znać od głowy po zmęczone stopy.
Byłam ranna, ale nic poważnego się nie stało.
Trzask otwieranych drzwi i głośny jęk jakiegoś mężczyzny, który ze strachem podbiegł do mnie.
Otworzyłam oczy i wykrzywiłam usta w grymasie, oznajmiającym mu, że wszystko mnie boli.
-Ni Ci nie jest? – Spytał niskim głosem, klękając tuż obok mnie.
Zmrużyłam oczy i przekręciłam się na bok.
-Nie, jasne czuje się świetnie, nic mnie nie boli, a to uderzenie to był tylko debilny żart, pacanie… Oczywiście, że coś mi jest! – Wybuchłam i powoli starałam się podnieść z asfaltu, ale on złapał mnie za ramiona i odrzekł:
-Chodź, w samochodzie mam apteczkę, opatrzę Cię… - podniósł mnie i zaniósł do samochodu, po czym położył na tylnym siedzeniu i zaczął przemywać wodą utlenioną moje rany. Głośno syknęłam, przymykając oczy, żeby nie patrzeć na krew swobodnie spływającą po łokciu.
Jeśli chłopak okaże się być dobrodusznym, zabierze mnie do domu i pozwoli zasnąć w swojej sypialni…
Błagałam żeby tak było.
-No, już… - odezwał się czule, a ja udałam, że zasnęłam. –Och… No dobrze, skoro tak… - jego głos nabrał nutę ironii i po chwili słychać było ponowne zatrzaśnięcie drzwi, a samochód ruszył.
Odetchnęłam z ulgą i tym razem naprawdę przeniosłam się do krainy snów.
Obudziłam się w małym zagraconym pokoju, gdzie każda rzecz wydawała się być starociem przyniesionym ze strychu babci, a mimo to, było tam bardzo przytulnie…
Przetarłam oczy, wstałam z łóżka i powoli wyszłam z pokoju. Trafiłam na uśmiechniętą twarz około trzydziestoletniego mężczyzny, która przybrała chytrego wyrazu widząc mnie.
-Co ja tu robię, hę? –Wytrzeszczyłam oczy, patrząc prosto w jego zielone tęczówki.
-A skąd ja mogę wiedzieć?! To ty mi wpadłaś pod samochód!
-Przepraszam bardzo, ale nie ja wpadałam pod samochód, tylko samochód wpadł na mnie… Do widzenia… - odrzekłam, w myślach dumna z siebie i chwytając plecak, leżący na starej, lakierowanej komodzie z mosiężnymi klamkami, otworzyłam pierwsze lepsze drzwi. Łazienka. Za sobą usłyszałam głupkowaty śmiech, należący z pewnością do mojego „wybawcy”.
Zmarszczyłam brwi.
-Gdzie tu się wychodzi?! –Ten uśmiechnął się jeszcze szerzej i wskazał dużą klamkę umieszczoną w materiale opinającym drzwi wyjściowe.
Posłałam mu mordercze spojrzenie i wyszłam, a gdy drzwi za mną się zamknęły, zorientowałam się, że buty i bluza zostały w środku…
Chwyciłam za klamkę, szarpiąc nią. Nic. Zadzwoniłam dzwonkiem. Nic. Zapukałam. Nic… W końcu zaczęłam walić pięściami w drzwi, żeby tylko mi otworzył…
…Na próżno…
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
mardzia
:)
Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 751
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Gliwice
|
Wysłany:
Wto 14:21, 07 Mar 2006 |
|
hejj:)
super ze dodalas kolejna czesc
jak ja sie ciesze
aaa!
bomba:D
czekam na ciag dalszy
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kama
Administrator
Dołączył: 24 Sty 2006
Posty: 1374
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Przemyśl
|
Wysłany:
Śro 10:53, 08 Mar 2006 |
|
Wreszcie przeczytałam dwie nowe części
Są boskie naprawde, teraz czekam na kolejne
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
~Princess~
:(
Dołączył: 30 Sty 2006
Posty: 342
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Przemyśl;)
|
Wysłany:
Pią 21:37, 10 Mar 2006 |
|
Stove ja czekam... ;D napisz cos!!
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
stove
Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 94
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina gumy balonowej.
|
Wysłany:
Pią 21:59, 10 Mar 2006 |
|
-Ty pieprzony padalcu, otwieraj!! – Wrzasnęłam nie przerywając uderzania pięściami w drzwi, co miało spowodować zachęcenie go do oddania mi moich własności. Na próżno.
Czy byłam świadoma, że on to zrobił ze względu na moje niezbyt miłe zachowanie wobec niego? Oczywiście, ale fakt ten doprowadzał mnie do jeszcze większego szału…
Czemu facetem w tym samochodzie musiał się okazać taki bezuczuciowy drań?
A czy ja byłam ‘uczuciowa’?
Nie… Lecz mimo wszystko miałam do niego pretensje…
Po piętnastu minutach odpuściłam, widząc jego roześmianą minę w jednym z okien.
-Bawi cię to… - warknęłam i usiadłam na schodkach prowadzących do jego jednorodzinnego domku.
Zapach soczystej trawy, woń kwitnących kwiatów, chamski śmiech dochodzący zza okna… Bajka… Tylko, czemu musiałam być Czerwonym Kapturkiem trawionym właśnie przez najedzonego mną wilka?
Drzwi się otworzyły, a Brunet usiadł koło mnie. Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona ze złości, tak, że w zupełności mogłam zostać tym Kapturkiem.
-Coś za coś… - odparł spokojnie –Dasz mi buziaka, a ja dam ci buty i bluzę… - Parsknęłam śmiechem pokazując mu wyrazem twarzy, że totalnie zwariował.
Po chwili jednak, spojrzałam na swoje skarpetki i już zrezygnowana przymierzałam się do pocałunku w policzek, gdy ten wypalił:
-Nie-e… tak by było za prosto… - Wstałam i poszłam do furtki, otwierając ją wściekła i nie zważając na to, że nie mam butów wyszłam z ogródka kierując się w lewo. –A ty, chociaż wiesz, gdzie idziesz? – Odezwał się, mówiąc do moich pleców.
-NIE I NIE WIEM CZY W OGÓLE DOJDĘ, BO MOŻE JESZCZE NIE ZAUWAŻYŁEŚ, ALE NIE MAM BUTÓW!!! – Wrzasnęłam, kopiąc z całej siły puszkę leżącą na chodniku.
Myślałam, że zaraz rozerwę się na strzępy, rozwalę pierwsze, co stanie mi na drodze, albo jeszcze lepiej, zatłukę wałkiem głupiego chłopaka, śmiejącego się ze mnie do łez…
-Zauważyłem… - jego ton był zdecydowanie bardziej opanowany, co doprowadziło mnie do jeszcze większego napadu furii. W pewnym momencie zastanowiłam się, czy on przypadkiem nie jest narkomanem, skoro w przeciwności do mnie jest taki opanowany i spokojny. –To, co? – Spojrzał na mnie z cwanym uśmieszkiem.
Wróciłam do ogródka, podeszłam do niego i gdy już miałam zbliżyć się, żeby go pocałować w usta, chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi do domu, wchodząc do środka.
Teraz to ja byłam górą i to ja mogłam mu się śmiać w twarz.
*
-Żegnaj… - powiedziałam beztrosko, machając mu przed nosem swoją bluzą. Włożyłam buty i posyłając brunetowi buziaka wyszłam z ogrodu idąc w stronę mocno grzejącego już słońca.
Południe. Żar lejący się z nieba w połowie kwietnia. Przecież to jest nienormalne.
Kolejny raz przetarłam rękawem czoło, głośno wzdychając.
Jeśli przez następne kilka dni będzie tak samo, nie zdołam dojść do ojca żywa.
Upiekę się, jak jajko sadzone na patelni.
Po pół godzinie wyjęłam z plecaka pomarańczę i obdzierając ją ze skórki, zanurzyłam zęby w soczystym lekko kwaskowatym miąższu. Tym sposobem zaspokoiłam swoje pragnienie na jakiś niedługi czas… Ciesząc się, że w ogóle miałam jakiś płyn w ustach.
Wreszcie stanęłam przy jakiejś autostradzie. Teraz mogłam iść w stronę Magdeburga, z nadzieją, że weźmie mnie ktoś do swojego samochodu… A nadzieja ta była tak duża ze względu na plecak, ciążący mi na barkach…
Co chwilę wystawiałam rękę w stronę jezdni.
Tylko dlaczego wszyscy kierowcy zachowywali się tak jakby mnie w ogóle tam nie było?
Czemu ignorowali moje ‘wołanie o pomoc’?
Wielka niebieska tablica z nazwami miast, które pojawią się niedługo…
Magdeburg… Magdeburg… Magdeburg… JEST!
Czekało mnie jeszcze kilkaset kilometrów i wreszcie dojdę tam, gdzie nikt o mnie nie pamięta, gdzie ludzie będą z pogardą patrzyli na takiego rudzielca idącego ulicą w poszukiwaniu własnego miejsca na Ziemi, a ja byłam wręcz pewna, że go tam nie znajdę…
Ojciec w końcu musiał mnie przygarnąć, ale co będzie, jeśli mnie nie zaakceptuje?
Pewnie dawno już znalazł sobie inną partnerkę, ma dzieci i duży dom z ogrodem, psa…
Tylko czy wśród tego ciepła ogniska rodzinnego, znajdzie się miejsce dla mnie?
A nawet, jeśli… On mnie przecież nie zna! Nie wie, co lubię jeść, pić, w co się ubieram, czego słucham, jak żyję, jak myślę, co czuję… Nie będzie mógł być moim OJCEM, jeśli nie będzie nawet wiedział jak mam na imię… A może jednak… Może zapamiętał? Może mama mówiła mu o mnie?
-Hej! Zawiozę Cię gdzie tylko chcesz, jak sprzedasz mi ten obraz, który masz przymocowany do plecaka – Obróciłam głowę w lewo i zobaczyłam samochód, ( który najwidoczniej musiałam przeoczyć, w tym zamyśleniu) a w otwartym oknie kobietę uśmiechającą się do mnie promiennie. Parsknęłam śmiechem.
-Nie… przykro mi… - spuściłam głowę, dalej idąc przed siebie.
Słyszałam tylko warkot silnika, wiatr obijający mi się o uszy i cichy jęk kobiety, która z zawodem na twarzy dalej prowadziła samochód tuż obok mnie.
-A gdzie idziesz? – Spytała jakby nigdy nic, mając nadzieję, że jednak skuszę się, wiedząc, jaka odległość jest jeszcze do pokonania…
-Szukać swojego miejsca na świecie… - odparłam patrząc przed siebie i idąc dalej.
Chciałam ją jak najszybciej spławić, lecz ta nieugięta, widocznie bardzo zainteresowała się moją ‘twórczością’, bo dalej nie ustępowała.
-Podwiozę Cię tam… wskakuj… - powiedziała rozpromieniona, a ja po raz kolejny spojrzałam w jej kocie oczy, szukając w nich, choć odrobinę wyższości. Nic.
-Nie… sama trafię… ale dziękuję… -uśmiechnęłam się z przymusem i poprawiłam plecak na ramieniu.
Bordowy pojazd odjechał, a ja ze złością wlepiłam w niego oczy, odprowadzając go aż do zakrętu, za którym zniknął. Odetchnęłam.
Za nic w świecie nie oddałabym niczego związanego z mamą.
To była jedyna osoba na świecie, do której tak bardzo się przywiązałam.
Nie mogłam sprzedać największej pamiątki, w którą wsączone były moje łzy…
*
Wieczór.
Zapadał zmrok, a ja wciąż szłam przed siebie, widząc już miasto, które było moim celem. Małe światełka, delikatnie mrugające do mnie z takim uczuciem… Blaskiem…
Przymknęłam oczy, a te białe plamki rozszerzyły się tworząc długie smugi światła, rozpraszające się przez rzęsy.
Zapach spalin, chłód powodujący drżenie mojego ciała, wiatr, zachodzące słońce… No i ból w psychice, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej dokuczliwy.
Ojciec, matka, ja…
To wszystko teraz kłębiło mi się w głowie, nie pozwalając mi normalnie myśleć.
Minęła godzina. Ciemność zalała wszystkie pola znajdujące się naokoło mnie… Gdyby nie autobus przejeżdżający drogą i kobieta, która zapłaciła za mój bilet, teraz byłabym jeszcze daleko, daleko w tyle…
Cieszyłam się jak małe dziecko, gdy miła staruszka, powiedziała, że ma dziś urodziny i stawia mi bilet, bo tak bardzo przypominam jej ją, jak była młoda…
Nierealne? A jednak…
-Witamy w Magdeburgu… -szepnęłam do siebie, przecierając rękawem łzy sączące mi się po policzkach. –W pieprzonym Magdeburgu…
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|