Autor |
Wiadomość |
Vampirek
:-(
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)
|
Wysłany:
Śro 11:30, 13 Wrz 2006 |
|
No cóż, Vampirek powraca z nowym opowiadaniem
Już na początku ostrzegam, żę jest ono BEZ TH, tak więc jeśli według was nie powinno się tu znajdować, po prostu powiedzcie.
Jest trochę dziwne, ostrzegam od razu. Ale chętnych zapraszam do przeczytania I skomentowania oczywiście, konstruktywna krytyka mile widziana
Tak więc nie tracąc czasu, kochane czytelniczki, przed wami "Days of the Phoenix":
PROLOG
-Jesteś Alfą i Omegą, początkiem i końcem, dobrem i złem. Przeznaczeniem, bo spotkanie z tobą jest nieuniknione. Śmiercią, gdyż niesiesz ją każdemu, kto się do ciebie zbliży…- metaliczny, donośny głos wypełniał przestrzeń. Nie było tu ścian, ani podłogi, tylko dziwna, zielonkawa mgła spowijająca wszystko dookoła. Wśród fluoryzujących oparów widać było dwie postacie. Klęczącą na jednym kolanie dziewczynę, wspierającą czoło o rękojeść stojącego pionowo miecza. Ubraną w obcisłe spodnie, wysokie buty z miękkiej skórki i wiśniową kamizelkę na czarnej koszuli. O długich, granatowych włosach, spływających kaskadami na plecy i skutecznie zasłaniających twarz. I stojącego nad nią mężczyznę.
-Jestem Alfą i Omegą…- wyszeptała dziewczyna, nadal nie podnosząc głowy. Zadrżała, palce na rękojeści miecza zacisnęły się konwulsyjnie. Ale pozycji nie zmieniła. Mężczyzna powoli uniósł własny miecz, delikatnie dotknął najpierw jej lewego ramienia, potem prawego. Podniósł miecz jeszcze wyżej. Światło promieniujące z jasnej klingi odbiło się we włosach dziewczyny.
Uniosła głowę. Wielkie oczy o nieokreślonej w ciemnościach barwie napotkały spojrzenie mężczyzny. Jego tęczówki wydawały się świecić wewnętrznym światłem. Duże, żółtozielone. Nienaturalne. Przez dłuższą chwilę widziała tylko te oczy. Potem zaczęła dostrzegać resztę. Długie, białe włosy. Potężną sylwetkę. I brzydka bliznę na policzku ciągnącą się półkolem od skroni aż do podbródka.
Patrzyli na siebie w milczeniu. Napięcie wibrowało w powietrzu…
Ruszyła pierwsza. Błyskawicznie uniosła się z kolan, zawirowała w piruecie niczym tancerka, miecz wznosząc wysoko nad głowę. I zaatakowała. Sparował jej cios, nawet się nie wysilając. Rozzłoszczona, zaczęła krążyć wokół niego, mamiąc i zwodząc delikatnymi ruchami klingi. Obracał się, trzymając własny miecz gotowy do obrony.
Znowu skoczyła. Natarła na niego zwinnie niczym kot. Zadzwoniła złowieszczo stal o stal. Zastawił jej cios, ale nie odbił. Nie mógł? Stali teraz twarzą twarz, skrzyżowane miecze między nimi. Patrzył na jej wykrzywione wściekłością usta, płonące gniewem oczy. Czekał.
-A kto powiedział, że ja wierzę w przeznaczenie?- wysyczała przez zaciśnięte zęby. Roześmiał się.
-A kto powiedział, że musisz wierzyć?- napiął mięsnie, odepchnął ją od siebie jednym ruchem miecza. Odskoczyła, lądując w przyklęku z bronią wysoko nad głową. –Jesteś Śmiercią, jesteś Przeznaczeniem. Nie zmienisz tego.- obrócił się z zamiarem odejścia. -Jeszcze się spotkamy.
-Nieprawda, nieprawda!- oddalał się. Chciała się podnieść, iść za nim, ale nie mogła. Była jak sparaliżowana. –Nieeeee…
Wszystko pochłonęła zielona mgła…
***
Obudziła się, zlana zimnym potem. Zaczynało się rozjaśniać. Przez dłuższą chwilę siedziała na łóżku, dysząc jak po ciężkim biegu. Na szczęście to był sen. Dziwne, niezwykle realistyczny, ale mimo wszystko tylko sen. Spojrzała na drugi koniec pokoju. Tam, na stoliku, leżał miecz. Ten sam, który miał we śnie. Odrzuciła kołdrę i powoli podeszła do stolika. Wyciągnęła rękę, pieszczotliwie gładząc ciemną klingę. Był piękny. Kupiła go zaledwie wczoraj, na pchlim targu, za grosze. Ale trafiła na prawdziwy klejnot. Cofnęła się wspomnieniami do momentu, gdy pierwszy raz go ujrzała.
Wystarczyło jedno spojrzenie, żeby wiedziała, że chce go mieć. Dziwna klinga, bardzo wąska, ku górze rozszerzająca się na kształt skrzydeł, zakończonych kolcami. Ciemna, prawie czarna stal. Rękojeść też czarna, pokryta okładziną z obsydianu. Ażurowy jelec i głownia z wielkiego, kulistego klejnotu. No właśnie, pomyślała, sprzedawca był tak bardzo pewien, że to tylko bezwartościowy kamyczek. Zwykłe, kolorowe szkiełko. Dlatego cena miecza ją zaskoczyła. W oczach wykwalifikowanego jubilera, jakim była, to ze sztucznym kamieniem nie miało nic wspólnego. Ona widziała olbrzymi, krwistoczerwony rubin. I była tego pewna. Ale do miecza przyciągnęła ją jeszcze jedna rzecz. Na ostrzu wygrawerowane były dwie splecione ze sobą litery. M i V. Jej inicjały. A pod nimi przepiękny feniks.
Jeszcze raz pogłaskała zimny metal, przesuwając opuszki wzdłuż linii tworzących litery, po czym oderwała wzrok od miecza. Spojrzała na zegarek. Dochodziła czwarta. Wzdychając lekko po raz ostatni musnęła wzrokiem leżącą na stoliku broń. Klinga lśniła delikatnie w mdłym świetle poranka, kusząc i zachęcając do wzięcia do ręki. Ale ona odepchnęła od siebie tą myśl i wróciła do łóżka. Chciał ukraść jeszcze kilka godzin snu.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vampirek dnia Nie 11:55, 08 Paź 2006, w całości zmieniany 5 razy
|
|
|
|
|
|
reinigen
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Śro 14:39, 13 Wrz 2006 |
|
Wreszcie mnie coś mile zaskoczyło na tym forum:)
Masz wspaniałą narrację Vampirku, naprawdę niesamowitą. Bardzo profesjonalną, dodam. I dlatego tak się zaczęłam zastanawiać: ile Ty masz lat? Napisz mi proszę, jeśli nie na forum, to przynajmniej w prywatnej wiadomości.
A opowiadanie? No cóż, zapowiada się bardzo ciekawie, ale to dopiero tylko liźnięcie akcji, ciągle nic nie wiadomo. Ogólnie mi się podobało, kiedyś tworzyłam takie rzeczy pasjami, a teraz kojarzą mi się z mangą i anime, których po prostu nie lubię. Mam nadzieję, że pociągniesz to dalej i szybko dodasz nowe części.
Pozdrawiam i gratuluję talentu narracyjnego!
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Veren
:)
Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior
|
Wysłany:
Śro 16:10, 13 Wrz 2006 |
|
Widzę, że zaczynasz pisać kolejne świetne opowiadanie.
No cóż, pozostaje mi czekać na więcej
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ville :]
Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Śro 17:11, 13 Wrz 2006 |
|
witam tu twoj wierny czytelnik
juz czytalam i powtarzam, ze super
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Vampirek
:-(
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)
|
Wysłany:
Pią 15:54, 15 Wrz 2006 |
|
reinigen: naprawde dziękuję za komplementy Od takiego talentu pisarskiego są podwójnie cenne Niech zgadnę co Cię tak zaskoczyło mile... Może brak zespołu ? I jeszcze jedno, skojarzenie z mangą jest błędne. Raczej z Wiedźminem, który był częściowo inspiracją do tego.
Veren: czy ono bedzie świetne to się jeszcze zobaczy Ale mam nadzieje, że Ci się spodoba
ville :]: witam wiernego czytelnika Zobaczymy co powiesz jak dojdzie do części, których jeszcze nie widziałaś
Cóż, myslałam, że to wzbudzi trochę większy odzew, ale trudno.
Jeszcze jedno, nie ma tu żadnych sław, ale główni bohaterowie płci męskiej sa zapożyczeni z dwóch znanych zespołów. Nie musicie sobie ich wyobrażać, tu sa fotki :
Billy: [link widoczny dla zalogowanych]
Jade: [link widoczny dla zalogowanych]
Enjoy
ROZDZIAŁ 1
-Nan?- drobna blondynka zastukała do drzwi pokoju. –Już jest po ósmej, powinnaś wstawać…- nasłuchiwała. Ale z drugiej strony było cicho. Westchnęła i nacisnęła klamkę. To, co ujrzała nie było dla niej żadną nowością. W końcu Nan często miała problemy ze wstawaniem. Weszła do środka, bezbłędnie kierując się w stronę wielkiego lóżka stojącego w rogu pokoju. Na nim, wśród srebrzystoszarej pościeli, leżała dziewczyna. Blondynka podeszła do niej, pochyliła się i bezceremonialnie wrzasnęła śpiącej do ucha. –Pobudka!- coś łupnęło.
-Powaliło cię?- szczupła dziewczyna podniosła się z podłogi. W długich, granatowych włosach odbijało się refleksami poranne słońce. Popatrzyła na blondynkę z niesmakiem.
-Wolisz się na mnie wściekać, czy zdążyć do pracy?
-Spać…- wymamrotała ciemnowłosa. Druga dziewczyna tylko uśmiechnęła się lekko.
-Masz czterdzieści pięć minut do wyjścia, radziłabym się pospieszyć.- wyszła z pokoju. Brunetka jeszcze przez chwilę siedziała na łóżku, po czym zebrała się w sobie i wstała. Nie miała zamiaru po raz drugi w tym tygodniu spóźnić się do pracy. Zwłaszcza, że jej pracodawca nie był w stanie zrozumieć przyjścia nawet pięciu minut po wyznaczonym czasie.
Pół godziny później, już po wyjściu z łazienki spojrzała w lustro. Z drugiej strony tafli patrzyła na nią szczupła, wysoka dziewczyna. Ładna? Trudno powiedzieć. Na pewno z rodzaju tych, koło których trudno przejść obojętnie. Długie do pasa, granatowe włosy, teraz spięte w koka z tyłu głowy. Pojedyncze krótsze pasemka puszczone luzem, okalając twarz. Zaokrąglony podbródek, lekko zadarty nos i ogromne oczy, o wiele za duże w stosunku do drobnej twarzy. Szaro niebieskie ze srebrnymi plamkami, niczym rozgwieżdżone niebo o zmierzchu. Wyraźnie dominujące nad resztą. Ładny dekolt, podkreślony czarnym gorsetem. Wystające obojczyki. Na wpół zakryte tatuaże na kościach biodrowych, w kształcie płomienistych skrzydeł. Długa spódnica, falująca przy każdym ruch kilkunastoma warstwami cienkiego szyfonu. Czarnymi, śliwkowymi i amarantowymi. Dopełnieniem całości były czarne baletki.
Obróciła się raz i drugi, dokładnie oglądając z każdej strony. Ogólnie była zadowolona z efektu, co nie znaczy, że nie zmieniłaby jeszcze paru rzeczy. Ale chcieć nie zawsze znaczy móc. Jednak to, co mogła zrobić, miała opanowane do perfekcji.
Wrzuciła do torebki jeszcze pęk kluczy, portfel i telefon. Po raz ostatni zlustrowała swój wygląd, poprawiła czarne kreski na dolnych powiekach i maznęła usta błyszczykiem. Rzuciła okiem na zegarek. Za pięć dziewiąta. Spokojnie, jeszcze dwadzieścia minut. Zdąży. Zgarnęła z kuchennego stołu jabłko i wyszła z mieszkania.
Piętnaście minut później zbliżała się do sklepu. Już widziała połyskujący w słońcu szyld. „Szkatułka”. Połączenie antykwariatu, sklepu z zabytkową biżuterią i galerii sztuki. Miejsce jedyne w swoim rodzaju. Idealne dla kogoś takiego jak ona.
Nagle zauważyła znajoma sylwetkę po drugiej stronie ulicy. Szedł nieco zgarbiony, wymachując siatką z jedzeniem.
-Billy!- wydarła się. Wysoki chłopak podniósł głowę i rozejrzał się dookoła. Na widok dziewczyny przebiegającej na wariata przez ulicę, kościstą twarz rozjaśnił uśmiech. Zatrzymała się przed nim, dysząc. –Cześć.
-Cześć.- popatrzył na nią. Z góry, bo przy swoim wzroście koło metra osiemdziesięciu był od niej dobre dziesięć centymetrów wyższy. –Kiedyś coś cię rozjedzie, jeśli nie przestaniesz tak latać.
-Gdyby coś mnie miało rozjechać, już dawno by to zrobiło.- roześmiała się machając lekceważąco ręką. –Masz jedzenie?- próbowała zajrzeć do reklamówki. Billy zazdrośnie przytulił ją do siebie, zabierając z zasięgu rąk dziewczyny.
-Mam bułki. Mallory obiecała zrobić herbatę. Znowu nie jadłaś śniadania?
-Nie zdążyłam.- żałośnie pokręciła głową.
-Ja też nie. Chodź, zaraz coś wykombinujemy.- ruszyli w stronę sklepu.
***
Dochodziła druga. Bliskie rozpoczęcia było sobotnie popołudnie. Już za jakąś godzinę będzie można wrócić do domu. Nan westchnęła. Nie czuła się najlepiej, prawdopodobnie z niewyspania. Ale mimo to profesjonalny uśmiech nie schodził z jej twarzy. Właśnie odprowadzała do drzwi jednego ze stałych klientów, bardzo zadowolonego z dokonanego przed chwilą zakupu, kiedy zobaczyła jego.
Stał tyłem do niej, więc nie widziała twarzy, ale już sama obecność nieznajomego powodowała w niej jakieś dziwne uczucia. Bardzo wysoki, oparty łokciami o ladę. Szczupły. W czarnej koszulce z krótkim rękawem i obcisłych czarnych spodniach. Mimo, że to było kompletnie obce jej naturze, miała ochotę po prostu podejść do niego i rozpocząć flirt. Ale był jeden malutki problem. Nieznajomy już rozmawiał. Z Mallory.
Mallory Adams była jedną z jej najlepszych przyjaciółek. Miła, uprzejma, o złotym sercu. Inteligentna i zabawna. Miała tylko jedną drobną wadę. Przy niej znikały wszystkie inne kobiety. Bo Mal wyglądała jak spełnienie męskich fantazji erotycznych. Figura modelki Playboy’a, bardzo dobrze eksponowana. Buzia lolitki, duże oczy i kusząco rozchylone usta pomalowane na kolor wściekłej czerwieni. Do tego platynowo blond loki do ramion. Sto sześćdziesiąt cztery centymetry czystego seksu.
-Nan, chodź tu na chwilę.- zaszczebiotała blondynka zauważając przyjaciółkę. – Pan szuka prezentu dla mamy, może ty będziesz umiała pomóc.
-Mogę spróbować.- podeszła do nich. Chłopak odwrócił głowę obdarzając ją promiennym uśmiechem. Był niesamowity. Oczy w kolorze onyksu, obrysowane czarną kredką, uśmiech mogący stopić masło i oryginalne dwukolorowe włosy. Czekoladowe kosmyki przy uszach i biegnący przez środek głowy blond pas zakończony spadającą na nos ukośną grzywką. Ciemnowłosa czuła, jakby miała się za chwilę rozpłynąć pod jego spojrzeniem. Otrząsnęła się jednak. –Szuka pan czegoś konkretnego?
-Tak w zasadzie to myślałem o jakiejś błyskotce.- znowu się uśmiechnął, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. –Mama bardzo lubi biżuterię.- miał miękki, aksamitny głos z jakimś wibrującym zaśpiewem. Niesamowicie zmysłowy.
-W takim razie zapraszam do działu z biżuterią.- uśmiechnęła się lekko. Głos miała profesjonalnie spokojny, mimo, iż pod jego spojrzeniem trzepotało jej serce. Ale nie mogła nic dać po sobie poznać.
Zaprowadziła go do ‘swojej’ części sklepu, jak określała dział biżuterii. To był jej świat. Szklane półki i gabloty pełne drogich kamieni. Rubiny, szmaragdy, szafiry, topazy… Brylanty. Wszystko to podświetlone światłem słonecznym słało oślepiające refleksy. Całe pomieszczenie tonęło w tęczowym blasku. A na półkach same staroświeckie cacka. Kolczyki, naszyjniki, bransolety, kolie, broszki. Oddzielna gablotka wypełniona diademami. I jeszcze jedna, stojąca w rogu pomieszczenia, pełna największych arcydzieł sztuki jubilerskiej. Delikatnych cacek, których jedynym przeznaczeniem było cieszyć oko. Chłopak stał przez chwilę rozglądając się, wyraźnie zafascynowany.
-Tu jest niesamowicie.- wyszeptał. Dziewczyna uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
-Prawda?- podeszła do jednej z półek i pogłaskała pieszczotliwym ruchem jeden z leżących tam kamieni. –To przez te klejnoty, one maja w sobie magię…- urwała, po czym zaczęła profesjonalnie. –Może zaczniemy szukać prezentu, proszę mi powiedzieć, co lubi pańska matka?
-Jade.- przerwał jej.
-Słucham?- zmarszczyła czoło.
-Proszę się do mnie nie zwracać per ‘pan’.- uśmiechnął się słodko, nie spuszczając oczu z dziewczyny. Czarne tęczówki zdawały się wypalać jej serce. Całe pomieszczenie wibrowało dziwnym napięciem, jakie było między nimi. –Mam na imię Jade.- wyciągnął rękę. Zawahała się niezauważalnie.
-Morganne.- uśmiechnęła się ściskając podaną dłoń. W tej chwili jakby przeskoczyły między nimi iskry. Dziwna fala pożądania zalała dziewczynę. Wpatrywali się w siebie. Miała wrażenie, że zaraz się na niego po prostu rzuci. Wreszcie, ostatkiem sił, przerwała kontakt fizyczny. –To teraz powiedz, co lubi twoja mama.
-Myślałem o jakiejś bransoletce lub broszce.- rozejrzał się po półkach. –Zaproponuj coś. Tylko z kolorowym kamieniem. Cena nie gra roli.
-Z kolorowym mówisz…- zastanowiła się chwilę.- -To może coś z tych.- postawiła przed nim tacę wypełnioną stojakami na bransoletki. Pochylił nad nimi głowę, przyglądając się. Dotknął delikatnie dwóch czy trzech. Wreszcie podniósł głowę.
-Masz może cos większego?- pokiwała głową stawiając przed nim kolejną tackę. Ta przyciągnęła większą uwagę. Zwłaszcza jedna konkretna bransoletka. Ciężka, masywna. Królewska. Złotożółte topazy, wielkości paznokcia kciuka każdy, oszlifowane na kształt prostokątów, umieszczone w grubej ciemnozłotej oprawie. –Idealna.- szepnął, przesuwając palce po ogniwach biżuterii. –Mogę?- popatrzył na nią pytająco. Skinęła głową. Delikatnie odpiął bransoletkę i uniósł do góry. Topazy wyłapały promienie słońca, rozbłyskując milionem refleksów po pomieszczeniu.
-Jest piękna.- Nan uśmiechnęła się delikatnie, nie odrywając wzroku od chłopaka. Fascynował ją i w jakiś niewytłumaczalny sposób przyciągał. Za mocno, zbyt wyraźnie, żeby można było to uznać za normalne.
-Właśnie czegoś takiego szukałem. Wezmę ją.- popatrzył jej w oczy. Złote refleksy słane przez topazy odbijały się czarnych tęczówkach Jade’a, sprawiając wrażenie tlącego się w głębi płomienia. Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana ofiara na węża, nie mogąc przez chwilę wydusić słowa. Wreszcie ocknęła się.
-Dobry wybór.- jej własny glos brzmiał teraz jakby należał do kogoś innego. Mimo odrętwienia robiła co do niej należało. Była profesjonalistką. –Zapakować?
-Tak, poproszę Urodziny są dziś, a sam nie dałbym sobie z tym rady.- obserwował jak ciemnowłosa wkłada prezent do pudełeczka i zręcznie przycina barwny papier. Onyksowe tęczówki śledziły każdy jej ruch.
-Gotowe.- ostatni raz poprawiła satynową kokardę i wręczyła mu pakunek. –Zadowolony?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.- znowu się uśmiechnął. Uregulowali jeszcze sprawy finansowe, po czym Nan odprowadziła go do drzwi sklepu nie zwracając sobie głowy znaczącymi spojrzeniami słanymi przez Mallory. Przystanął na chwilę przed drzwiami. Uśmiechnął się słodko. –Dziękuję za pomoc.
-Nie ma za co.- odwzajemniła uśmiech. Mam nadzieję, że mama będzie zadowolona.
-Ja jestem tego pewien.- znowu ten uśmiech. Spojrzał na zegarek. –Muszę już iść. Do zobaczenia.- pomachał jej.
-Do widzenia.- zamknęła za nim drzwi. Patrzyła za nim, dopóki nie zniknął jej z pola widzenia. Potem odwróciła się i ciężko oparła o ścianę.
-No i co?- kręcąc biodrami podeszła do niej Mallory. –Jaki on jest?
-Nie wiem, przecież to tylko klient.- wzruszyła ramionami, zręcznie maskując prawdziwe uczucia. –Wydawał się sympatyczny.
-Tylko klient.- blondynka prychnęła pogardliwie. –Nie widziałaś jak na ciebie patrzył? On tu wróci na sto procent i na pewno nie z powodu asortymentu.- zachichotała.
-Mal!- przewróciła oczami. –Przesadzasz. A jak się patrzył?- dodała cicho po chwili.
-Rozbierał cię wzrokiem.- uśmiechnęła się znacząco. –Naprawdę nie zauważyłaś?- Nan pokręciła przecząco głową. Blondynka westchnęła. –Najwyższa pora, żebyś znowu zaczęła zwracać uwagę na facetów. Zastosuj się do swojego imienia Nixie. Chyba przyszła pora odrodzić się z popiołów.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
reinigen
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 16:17, 15 Wrz 2006 |
|
Dobra, Vampirze, jest taka sprawa: w październiku wracam od rodziców do własnego domu, gdzie jeszcze nie dorobiłam się komputera. Więc siłą rzeczy nie będę mogła czytać nic z internetu. Wobec tego, do tego czasu chciałabym pochłonąć jak najwięcej Twojego tekstu i tu apel do Ciebie: SZYBKO DODAWAJ NOWE CZĘŚCI!!!
O narracji już pisałam, na dziś komplementów starczy. Ale opowiadanie zapowiada się nieźle, chociaż bardziej niż akcja na razie podoba mi się Twój styl pisarski. Dziękuję za uwagę i proszę o jeszcze. Jeszcze dużo.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Veren
:)
Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior
|
Wysłany:
Pią 17:45, 15 Wrz 2006 |
|
Kochana...
Ono napewno będzie świetne
Jesteś jedną z tych osób, które mają dar przenoszenia nas - czytelników, w świat bohaterów.
Już kocham to opowiadanie
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Vampirek
:-(
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)
|
Wysłany:
Pon 16:54, 18 Wrz 2006 |
|
reinigen: ja mam podobny problem, za tydzień się wyprowadzam, będę wracać tylko na weekendy do domu, więc odcinki będa rzadko. Na razie mogę powrzucać te kilka, które juz mam.
Veren: dziekuję, bardzo miło słyszeć cos takiego Cieszę się, ze Ci się podoba
Heh, powiedzmy, że to opo jest malo popularne na razie... Może się jeszcze ludzie przekonają do niego. Ale i tak zamierzam to opublikować do końca
Więc...
ROZDZIAŁ 2
Klęczała wśród oparów zielonkawej mgły. Tak jak poprzedniej nocy, na jednym kolanie, wsparta czołem o rękojeść miecza. Nie podnosząc wzroku obserwowała wirujące wokół niej fluorescencyjne smugi.
W pewnej chwili poczuła, że ktoś nad nią staje. Katem oka zauważyła ciemnobrązowe buty przybysza. Potem go usłyszała.
- Jesteś Alfą i Omegą, początkiem i końcem, dobrem i złem. Przeznaczeniem, bo spotkanie z tobą jest nieuniknione. Śmiercią, gdyż niesiesz ją każdemu, kto się do ciebie zbliży…- głos miał niczym stal, świszczący i metaliczny. Zimny. Po chwili ciszy poczuła na ramionach lekkie dotknięcia miecza.
-Jestem Alfą i Omegą…- wyszeptała, jakby wbrew sobie. Jakby to ktoś inny nią kierował. W końcu jednak przemogła dziwną niemoc i podniosła wzrok. –Dlaczego?- białowłosy tylko się uśmiechnął i gestem polecił jej by wstała. Przez przeciągające się kilka sekund ciszy wpatrywali się w siebie. Wreszcie mężczyzna przemówił.
-Tak się zastanawiałem, kiedy pokonasz czar…- popatrzyła na niego zdezorientowana. Zauważył to. –Nie mów, że nie zwróciłaś na to uwagi. Na to, że nie mogłaś się poruszyć, że ktoś kierował tym, co mówisz… Zauważyłaś to, prawda?- pokiwała powoli głową. –No właśnie.
-Chwila moment.- przerwała kolejną minutę ciszy. –Jaki czar? Przecież magia nie istnieje! W dodatku to jest przecież tylko sen. Moja wyobraźnia! W każdej chwili mogę się obudzić!- już prawie krzyczała. On patrzył na nią chłodno.
-Tak myślisz?- spytał wysłuchawszy racji dziewczyny. Buńczucznie pokiwała głową. –No cóż, z przykrością muszę cię powiadomić, że niestety jesteś w błędzie. Po pierwsze, magia istnieje. Tylko wy, ludzie nie chcecie jej widzieć.- skrzywił się lekko. –A co do drugiego zastrzeżenia… Tak, śnisz, ale sen ten jest jak najbardziej realny. Gdybym cię, na przykład, skaleczył mieczem, to rana byłaby w stu procentach prawdziwa. Ale, ale!- podniósł głos, widząc jak dziewczyna unosi ostrzegawczo własną broń. –Opuść to, chcę tylko ci coś opowiedzieć. Potem, jeśli nie będziesz chciała, już mnie więcej nie zobaczysz.- zlustrowała go wzrokiem.
-Na pewno?- ostrze trzymanego w górze miecza wciąż lśniło złowrogo.
-Na pewno.- powoli opuściła broń. –A teraz, droga Phoenix, po prostu mnie wysłuchaj.
-Mam na imię Morganne.- wtrąciła. –A nie Phoenix.
-Morganne, Nan, Nanne.- machnął ręką. –Wiem. Ale dla mnie… Dla nas- poprawił – Zawsze będziesz nosić imię Phoenix. Tak jak twój matka i babka przed tobą. Bo jesteś jak feniks. Odradzasz się z popiołów, po każdej tragedii. Nie mam racji?- obrócił się, słysząc pogardliwe prychnięcie. –Rodzice ginął w wypadku samochodowym, trzech kolejnych chłopaków umiera tragicznie. A ty wciąż umiesz się bawić, nie rozpamiętując przeszłości. To co innych mogłoby zniszczyć, ciebie wzmacnia. Odradzasz się z jak feniks z popiołów po każdej tragedii.
-Tyle mi chciałeś powiedzieć?- przerwała mu po raz drugi. –Bo zaczynasz mnie denerwować. Gadasz o jakichś mitycznych ptaszkach, wspominasz wydarzenia, o których wolałabym zapomnieć, a nie ma w tym żadnych konkretów.
-Wy, ludzie…- skrzywił się. –Jesteście tacy niecierpliwi…- westchnął. –Daleko odeszłaś od swego dziedzictwa. Ale już, proszę, oto konkrety. Jesteś ostatnią żyjącą członkinią starożytnego rodu. Twoja praprapraprababka, protoplastka rodu, Phoenix Cantervello, była elfką. Ale odrzuciła nas. Uciekła z człowiekiem. A my nie mogliśmy nic zrobić. Bo zamknęła za sobą Wrota. Aż do teraz. Zbliża się tragedia, Wrota się uchyliły, Zasłona zaczyna pękać. Dlatego mogę tu być. Ale wasz świat jest bliski zagłady. Dziura ozonowa, efekt cieplarniany… Zamiana biegunów. Sami go zniszczycie. Ale ty możesz go uratować. Możesz otworzyć Wrota i przeprowadzić ludzi do innego, bezpiecznego uniwersum.- na dłuższą chwile zapadła cisza. Ciemnowłosa wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami. Wreszcie się odezwała.
-O czym ty mówisz? Ja mam uratować ludzi? Jak? Dobrze się czujesz? Co to znaczy do ‘innego’ świata? I co to są Wrota? I Zasłona?- wyrzuciła z siebie, nadal wpatrując się w białowłosego. Ten tylko westchnął.
-Tak, ty masz uratować świat, i tak, dobrze się czuje. Światów jest mnóstwo, niezliczona ilość. Przeszłe, przyszłe, teraźniejsze. Nie macie monopolu. Trzeba tylko umieć się tam dostać. Ty, dzięki krwi twoich przodków, jesteś Panią Światów, możesz otworzyć Wrota dla innych ludzi. A Zasłona… Za nią jest mieszkanie największych koszmarów. Demonów. Nie można dopuścić by pękła. To by mogło spowodować zagładę wszystkich światów.- umilkł na chwilę. –Już rozumiesz?
-Nie do końca.- wzruszyła ramionami. –Ale załóżmy, że ci wierzę. I rozumiem. Jak mam otworzyć te Wrota?
-Do tego musisz sama dojść.- otaczająca ich mgła robiła się coraz gęstsza, powoli zaczynała zasłaniać jej pole widzenia. Mężczyzna znikał. –Kluczem jest miecz…- i już go nie było. Wszystko utonęło w zielonkawych, fluorescencyjnych oparach…
***
Ciemnowłosa dziewczyna wymamrotała coś niespokojnie przez sen i mocniej przytuliła do siebie miecz. Światło księżyca odbiło się od wygrawerowanego feniksa, jakby na chwilę go ożywiając. Zadrżały powieki, zsunęła się srebrzystoszara satynowa kołdra.
A ona spała dalej. Śniła.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ville :]
Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pon 17:38, 18 Wrz 2006 |
|
czytałam to już
prosze o cos nowego
specjalnie przerwałam uczenie się biologi by ci kometarz napisac
powiem, ze slicznie piszesz i zdania nie zmienie !
mua:*:*:
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
reinigen
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pon 18:37, 18 Wrz 2006 |
|
Czemu ville juz to czytała, a ja nie?! Czy to opko można znaleźć gdzieś jeszcze?? - to po pierwsze.
Po drugie: odcinek był przechodni, był tylko wprowadzeniem w temat, a takich odcinków się nie dodaje samodzielnie do kurczaka! Bo zostawiasz czytelnika z e zbyt wielkim niedosytem! Przynajmniej mnie...
Także apeluję: dłuższe odcinki poproszę:]
No i po trzecie - dziękuję za komentarz na moim tasiemcu, ale nie uważam go za cos wybitnego, więc nie nastawiaj się specjalnie. Ostatecznie od mojego stylu też się różni, a piszę go z sentymentu, długa historia.
W każdym razie pracuję nad czymś lepszym już.
A Twoje opko kocham i szybko dodawaj więcej! Co tam komentarze! Mogę Ci jeszcze parę napisać jak chcesz:)
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Veren
:)
Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior
|
Wysłany:
Pon 19:48, 18 Wrz 2006 |
|
no kochana...
Poprostu nie mam słów...
Ja wiem, że to opowiadanie będzie kolejnym twoim dziełem.
Czekam na więcej
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Vampirek
:-(
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z popiołów, jak feniks;)
|
Wysłany:
Czw 7:25, 28 Wrz 2006 |
|
ville :]: nowe już niedługo Biologia... Koszmar Nigdy wiecej biologii I cieszę się, że nie zmieniasz zdania
reinigen: ville:] to jest mój pierwszy krytyk, tego nigdzie indziej nie można przeczytać Chyba, że u mnie w zeszycie A dłuższe odcinki będą
Veren: cieszę się, że tak myślisz, i dziękuję za komplementy
Nareszcie przed wami odcinek trzeci Przepraszam, że tak długo to trwało, ale mam na głowie przeprowadzkę I trochę czasu brakuje Poza tym, mam bardzo zmienną wenę do tego
Ale cóz, bez zbędnego gadania, przed wami...
ROZDZIAŁ 3
Niedziela upłynęła w oparach surrealizmu. Nan strasznie bolała głowa, łykane kolejno proszki nie skutkowały. Ilekroć zamykała powieki, przed oczami stawały jej sceny z ubiegłonocnego snu. Jakieś strzępki rozmów, przebłyski spojrzeń, jakie słał jej białowłosy. Ale chociaż próbowała się skupić i przypomnieć, czego dotyczył sen, wszystko jej ulatywało. Pozostawały tylko niejasne wspomnienia czegoś bardzo ważnego, o czym się zapomniało.
Noc z niedzieli na poniedziałek minęła szybko. Spokojnie. Położyła się wcześnie, obudziła tuż przed dzwonkiem budzika.
Z umysłem całkowicie czystym. Dokładnie pamiętając sen nocy poprzedniej.
***
-Herbatę malinową poproszę.- zwróciła się do kelnerki długowłosa dziewczyna. Kobieta ze skrywanym niesmakiem zlustrowała ja wzrokiem. Nie podobała jej się. Obcisłe rurki w czarno białe pasy i szmaragdowozielony gorset sznurowany czarnymi aksamitnymi wstążkami. Makijażu na oczach tyle, że można by nim spokojnie obdzielić kilka osób. Nigdy nie była w stanie zrozumieć fascynacji świata tym chudym, bladym, wielkookim typem urody. O ileż więcej uroku miały przecież rumiane, ładnie zaokrąglone dziewczyny. Ale nic nie mogła na to poradzić. W „Golden Cage”, kawiarni, w której pracowała zawsze zbierało się dużo takich oryginałów. Wzdychając pod nosem odwróciła się do towarzyszącego długowłosej chłopaka.
-A co dla pana?- uniosła długopis nad kartką.
-Espresso.- uśmiechnął się do niej. Kolejny dziwak, przemknęło jej przez myśl. Co ta dzisiejsza młodzież wyprawia ze sobą. Kolczyk w wardze, kolczyk w nosie, kolczyki w uszach. Wytatuowane ręce i dziwna fryzura. Włosy ufarbowane na ciemny fiolet, wygolone po bokach i wyżelowane w trójkątną grzywkę spadającą na czoło. Czarne ubranie. I makijaż na oczach.
-Coś jeszcze?- spytała spoglądając na parę. Stanowczo muszę zmienić pracę, pomyślała. Na taką, gdzie będą normalni ludzie.
-Może pani przynieść trochę bezów.- powiedziała po chwili dziewczyna. –Bezów i ciasteczek migdałowych.
-I ciastek francuskich.- dorzucił chłopak. Zanotowała i oddaliła się. Nie miała ochoty dłużej na nich patrzeć. Długowłosa i wytatuowany popatrzyli po sobie.
-Coś jest nie tak z tą kelnerką, nie uważasz?- mruknęła dziewczyna.
-Chyba się jej po prostu nie spodobaliśmy. Nietolerancyjna.- wybuchli śmiechem.
Dochodziła druga. Przerwa obiadowa. Billy i Nan siedzieli w kawiarni.
***
-Nan?- fioletowowłosy pomachał siedzącej naprzeciwko niego dziewczynie ręką przed oczami. Nic. Brak reakcji. Nadal. Tępo wpatrywała się przed siebie. –Morganne?- nieśmiało położył jej rękę na ramieniu i lekko potrząsnął. Znowu bezskutecznie. Srebrnogranatowe oczy dziewczyny były puste i bezuczuciowe. Sprawiały wrażenie kostek lodu osadzonych w ciemnej oprawie. Billy po raz trzeci zebrał się w sobie i nachylił nad nią. Znieruchomiał na moment, poczuwszy zapach jej perfum. Alin. Do you believe in extraordinary? Och, on wierzył. Takie właśnie extraordinary siedziało obok niego. Gdyby tylko… Ale odsunął od siebie te myśli. Przygotowawszy się do uniku na wypadek zbyt gwałtownej reakcji, wrzasnął jej prosto do ucha. –Nixie!
Reakcja była gwałtowna, z tym, że nie do końca taka, jakiej się spodziewał. Nan najpierw drgnęła, zatrzepotała gwałtownie rzęsami, po czym zaatakowała przyjaciela. Łyżeczka do herbaty, jakby to był miecz. Wszystko to stało się w ułamku sekundy, Billy nawet nie zdążył zareagować.
Półleżał teraz na krześle, mocno odchylony do tyłu. Z małą łyżeczką przyciśniętą do tętnicy szyjnej. Nad nim stała Nan, wciąż z wyrazem dziwnego zamroczenia w oczach. Powoli jednak zaczynała rozpoznawać otoczenie. Otrząsnąwszy się kompletnie, odłożyła łyżeczkę, podciągnęła Billy’ego do pozycji siedzącej i sama osunęła się na krzesło naprzeciwko.
-Sorry…- mruknęła po chwili, bawiąc się serwetką.
-Nic się nie stało.- uśmiechnął się. Każdemu się może zdarzyć odpłynięcie. Ciekawe tylko, że zareagowałaś dopiero na Nixie.- wzdrygnęła się.
-Nie mów tak na mnie.- poprosiła cicho. –Ja się tak nie nazywam.
-Przecież masz tak na drugie imię.- popatrzył na nią dziwnie. –Kiedyś mówiłaś, że to w twojej rodzinie jakaś tradycja.
-Każdy członek rodziny, płci żeńskiej oczywiście, ma na drugie lub trzecie imię Phoenix. Po założycielce podobno.- uzupełniła. –Mama była Camille Phoenix, babcia Wirginia Emilie Phoenix, ciocia Monique Phoenix, i tak dalej.
-No więc co ci przeszkadza w tym imieniu?- popatrzył na nią badawczo.
-Niby nic. Ale tej rodziny już nie ma. Wszyscy już rest in peace lub niekoniecznie in peace. Zostałam tylko ja.
-Morganne Phoenix.- dodał Billy.
-Dokładnie.- Nan kiwnęła głową. W tej chwili do ich stolika ponownie podeszła kelnerka. Postawiła dwie filiżanki oraz talerz ciastek na blacie i odeszła. –Możemy już nie rozmawiać o tym imieniu?
-Nie ma problemu.- zanurzył usta w swojej kawie, badając jej smak. Była idealna.
-I nie nazywaj mnie tak.
-Czemu?- ich spojrzenia zetknęły się ze sobą. Dostrzegał w jej oczach coś, czego nie był w stanie zrozumieć.
-Nie lubię tego imienia.
-Mogę cię tak nie nazywać, jeśli nie chcesz.
-Dziękuję.- uśmiechnęła się.
-Proszę bardzo.- odwzajemnił uśmiech.
***
Pół godziny później szli z powrotem w stronę „Szkatułki”, po drodze dokarmiając się nawzajem ciastkami. Jak zwykle. Oboje byli bardzo szczupli. Nan żartowała sobie z koszulki z wizerunkiem szkieletu, twierdząc, że Billy sam jak takowy wygląda. Chłopakowi natomiast nie podobały się wiecznie wystające żebra i kości biodrowe ciemnowłosej. Skutek był taki, że zawsze próbowali się wzajemnie podtuczać.
W momencie, gdy zbliżali się do szklanych drzwi sklepu, po wszystkich słodkościach nie było już nawet śladu. Ale skutki uporczywego dokarmiania były. Billy wytrząsał z włosów kawałki bezów, a Nan, nie zwracając uwagi na zniesmaczone spojrzenia przechodzących obok staruszek, zbierała z na wpół odsłoniętego biustu kawałeczki migdałów.
Zobaczyła go od razu po wejściu. Zobaczyła, i momentalnie poczuła oblewającą jej ciało dziwną fale gorąca. Stał do niej tyłem, tak jak kilka dni temu rozmawiając z Mallory. Sposób, w jaki działała na nią sama jego obecność przerażał ją. Ale nie bardzo mogła cokolwiek na to poradzić.
Odwrócił się na dźwięk otwierania drzwi, przerywając konwersację. I od razu się rozpromienił.
-Nanne, pan przyszedł do Ciebie.- Mal mrugnęła znacząco zza pleców chłopaka.
Ciemnowłosa nawet tego nie zauważyła. Wzrok miała utkwiony w stojącym koło blondynki osobniku, a na ustach zalotny uśmiech.
-Cześć Jade.- zatrzepotała rzęsami, jednocześnie zastanawiając się co jej odbija. Rozum mówił uspokój się, ale ciało reagowało inaczej. Coś w nim sprawiało, że miała ochotę się na niego rzucić.
-Hej.-prześlizgnął wzrokiem po odkrytych fragmentach ciała dziewczyny, zatrzymując się na dwóch okrągłościach rozpychających przód gorsetu. –Możemy porozmawiać?- uśmiechnął się, zaglądając jej w oczy.
-Tak, oczywiście.- zarumieniła się lekko pod wpływem tego spojrzenia i gestem zaprosiła go do swojej części sklepu. Billy i Nan popatrzyli po sobie, zdziwieni zachowaniem Morganne.
Przeszli do działu z biżuterią, odsuwając po drodze koralikową kotarę w przejściu. Przysiadła na czarnym, marmurowym blacie, wzrok wlepiając w stojącego przed nią chłopaka. Promienie słoneczne otaczały jego postać złotawą aureolą. Uśmiechnął się do niej uroczo.
-Chciałem ci podziękować za wczorajszą pomoc, mama była zachwycona bransoletką.- zrobił krok w jej stronę. Teraz byli bardzo blisko siebie. Nadal patrząc mu prosto w oczy widziała każdą pojedynczą rzęsę.
-To dobrze.- uśmiechnęła się. –Nasz sklep jest po to, żeby spełniać marzenia.- znowu zrobił krok do przodu. Powoli położył dłonie na blacie, po obu stronach ciemnowłosej. Zamknął ją w pułapce. Ich twarze dzieliły centymetry. Czuła jego oddech na policzkach.
-Tak naprawdę przyszedłem w trochę inny celu…- wymruczał gdzieś w okolicy jej ucha. Zacisnęła dłonie na krawędzi lady, próbując nie zwracać uwagi na wyraźne reakcje swojego ciała. –Chciałbym cię zaprosić na kolację… Może w piątek?
-Bardzo… Chętnie…- wyszeptała, próbując nie zwracać uwagi na ogarniającą ją falę pożądania.
-To wspaniale, że się zgadzasz.- pochylił lekko głowę, powodując oddechem gęsią skórę na odkrytych ramionach dziewczyny. –Jeszcze tylko potrzebny mi jest twój numer telefonu…
-Jasne…- wydała z siebie coś pośredniego między jękiem a westchnieniem. Siedziała z przymkniętymi powiekami, lekko rozchylonymi ustami i odchyloną do tyłu głową, zaciskając palce na krawędzi blatu. – Sześć dziewięć trzy, osiemdziesiąt, czterdzieści dwa, sto jeden...
-Dzięki.- wpisał ostatnią cyfrę do pamięci komórki. –Zadzwonię wieczorem.- delikatnie pocałował ją w policzek, wyprostował się i po prostu wyszedł.
Nie odwracając się, nie zaszczycając nawet spojrzeniem obserwujących zza ściany Billy’ego i Mallory. Blondynka i wytatuowany popatrzyli po sobie. Ta znajomość była dziwna, ale zapowiadała się co najmniej ciekawie, biorąc pod uwagę tempo akcji i reakcje Morganne. A także coś jeszcze.
Atmosferę, jaka ich otaczała.
Bo powietrze wibrowało seksem…
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
reinigen
Dołączył: 18 Kwi 2006
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Czw 12:53, 28 Wrz 2006 |
|
To opowiadanie jest po prostu fantastyczne:)
Uwielbiam je czytać, chociaż na dobrą sprawę, przecież niewiele się jeszcze dzieje. Jest w tym jednakże jakaś magia, od której nie mogę się oderwać...
No i Twój styl - doskonały, płynny i lekki. Coś wspaniałego. Miodzio po prostu.
Jedyne zastrzeżenie (bo czepiania się literówek stanowczo odmawiam): za wolno dodajesz części:) To karygodne!!!
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Veren
:)
Dołączył: 04 Kwi 2006
Posty: 635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z krainy Wielkich Jezior
|
Wysłany:
Czw 15:02, 28 Wrz 2006 |
|
Mało jest opowiadań w które aż tak się zaczytuję.
Dziękuję ci bardzo, że mogę na chwilę oderwać się od tego świata, a przenieść w świat bohaterów.
Dziękuję.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
ville :]
Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 13:01, 29 Wrz 2006 |
|
podbijam statystyke niach niach^^
pisz kocha i dodawaj bo ja tu czekam od...oj długo już
no pierwsza czytalam bo wyjatkowa jestem
tak jasne
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|