|
|
Autor |
Wiadomość |
Asiulla
:-)
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Śro 15:54, 13 Wrz 2006 |
|
Jeju...
Ściska mnie w gardle.
Ona tak bardzo nie chciała otchodzić...
Chciała zostać!
Myślałam, że tak zostanie...
Może, ona obudziła się we śnie, ale dalej śni.
Mam nadzieję.
Smutny ten odcinek dzisiaj.
To się tak skończyc nie może...
Błagam dodaj kolejny part...
Buźka Madzia:*
Asiulla
P.s. Cholera, czemu nikt nie komentuje?:/
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Sylas
:-)
Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*
|
Wysłany:
Wto 18:04, 24 Paź 2006 |
|
No to jedziem z tym koksem. Troszki długa przerwa była między partami, ale to niiic... Szkoła i te sprawy mnie spowolniają... ;/ ;(
Dziękuję za komentarze (nwet jeśli można je policzyć na palcach jednej ręki), bo one dają siłę naprawdę dziękuję ;*
11.
Stojąc na drżących nogach, przyglądałam się swojemu blademu lustrzanemu odbiciu.
- To nie może być prawda... nie może – szeptałam gorączkowo.
Ktoś załomotał w drzwi do łazienki.
- Magda! Ile można siedzieć? – rozległ się męski głos. – Wyłaź natychmiast!
Zacisnęłam oczy, aby nie popłynęły kolejne łzy. Zebrałam się w sobie i wyszłam z łazienki.
- W końcu – mruknął mężczyzna w bokserkach i rozciągniętej koszulce – mój tata. – Co ty tam tyle robisz? – burknął szybko wchodząc do pomieszczenia i zatrzaskując drzwi.
Bez słowa zakopałam się z powrotem w pościeli.
- Jak się spóźnię do pracy... – usłyszałam zza zamkniętych drzwi.
- Tato, daj spokój – burknęłam spod kołdry.
- Co daj spokój? Co daj spokój?! – mężczyzna wyraźnie chciał doprowadzić do kłótni. – Sama lepiej wstawaj i rób sobie śniadanie, bo się spóźnisz do szkoły.
- Już wstaję – warknęłam i wygrzebałam się z pościeli.
Z gniewnym pomrukiem pomaszerowałam do kuchni, aby zobaczyć, że lodówka jest zupełnie pusta, nie licząc rozpoczętego kartonu mleka.
- Tato! – ryknęłam. – Co ja mam na to śniadanie zjeść?!
- Płatki z mlekiem – usłyszałam stłumiony przez odgłos lejącej się wody głos.
Ze złością wyjęłam rondelek i wlałam trochę mleka. Postawiłam naczynie na gazie, z taką siłą, że połowa płynu się wylała, ale nie zwróciłam na to uwagi.
Jestem sobą. Jestem w Polsce. Mieszkam w bloku. Taak, teraz już rozumiałam skąd te dziwaczne wspomnienia. W gardle urosła mi wielka gula gdy pomyślałam o bliźniakach. W końcu tama pękła i zalałam się łzami, nie zauważyłam nawet, że mleko zaczęło kipieć.
Do kuchni wpadł ojciec, wyraźnie rozzłoszczony.
- Co ty robisz?! Pilnuj tego... – urwał na widok mojej miny. – Płaczesz? Czemu? Co się stało? – mężczyzna natychmiast zmienił ton głosu. Teraz był spokojny i zachęcający do zwierzeń.
- Mmm... Nic, tato. Poparzyłam się – wymamrotałam.
- Hm, poradzisz sobie sama?
- Tak – powiedziałam cicho. – Idź się szykuj do pracy.
Z ciężkim westchnieniem zabrałam się za sprzątanie wylanego mleka.
Czułam się podle, ale umysł miałam dziwnie chłodny i czysty. Coś mi się nie zgadzało... Czy Orlando przypadkiem nie powiedział, że nie będę nic pamiętać? Ani jego, ani chłopców... A pamiętałam. Anioł chyba by mnie nie okłamał, myślałam wyżymając ścierkę. A skoro wszystko pamiętam, to musi być... Sen? Znałam tylko jeden sposób aby to sprawdzić. Wzięłam głęboki oddech i z całej siły uszczypnęłam się w rękę.
Obudziłam się nagle, jakby ktoś wrzasnął mi w ucho. Było ciemno, w tle cykał zegarek. Cicho podniosłam się z łóżka i na palcach przeszłam przez ciemny pokój do okna. Wyjrzałam przez nie, a to, co zobaczyłam sprawiło, że poczułam niesamowitą ulgę. Ogród, za nim wąska uliczka, i następny dom. Nagle zapragnęłam być na powietrzu. Rzuciłam przelotne spojrzenie na zegarek, trzecia nad ranem. Po cichu wciągnęłam na siebie dżinsy, i bluzę, i wymknęłam się z pokoju. Przez okno. Zeskoczyłam na daszek, po czym czmychnęłam na dół po drabince przymocowanej do niego. Już po chwili szłam spacerowym krokiem wąską uliczką. Cieszyłam się każdym oddechem chłodnego powietrza, każdym powiewem wiatru... Szłam gdzie mnie niosły nogi. Zatrzymałam się dopiero przed brzegiem jakiegoś jeziorka. Mile zaskoczona poszłam kawałek brzegiem, a po chwili usiadłam na piaszczystej plaży, i zaczęłam wpatrywać się w gładką taflę wody. Zastanawiałam się co by było, gdybym naprawdę wróciła do Polski? Jak bym przeżyła rozstanie z przyjaciółmi?
- Kim jesteś? – z zamyślenia wyrwał mnie czyjś zaskoczony głos.
- A ty? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. W ciemności widziałam zaledwie zarys postaci. Po braku wypuklenia i głosie, stwierdziłam, że to jakiś chłopak.
- Bill... – powiedział niepewnie.
- Och – westchnęłam z ulgą. – Siadaj. Chyba, że wolisz być sam.
- Magda? – zdziwił się Czarnowłosy sadowiąc się obok mnie. – Co ty tu robisz?
- Nie mogłam spać – westchnęłam. – A ty?
- Musiałem się przewietrzyć. Wciąż zastanawiałem się nad tym co powiedziałaś... Że rano będziesz taka jak kiedyś...
- To już nieaktualne – wtrąciłam szybko.
- Nietaktu...? Ale o co w tym chodziło?
- Mm... I tak byś nie uwierzył – powiedziałam błogosławiąc w duchu osłonę nocy, która zakryła rumieniec, który wpełzł mi na twarz.
Siedzieliśmy milcząc i wpatrując się w jezioro.
- Często tu przychodzę – powiedział nagle Bill.
- A ja dziś jestem tu pierwszy raz – odpowiedziałam po chwili ciszy.
- Ta? I nigdy wcześniej tu nie byłaś? – zdziwił się Czarnowłosy.
Pokręciłam głową. Po chwili, uświadomiłam sobie, ze chłopak i tak mnie nie widzi, więc powiedziałam:
- Nigdy.
- To chodź, pokażę ci coś.
- W tych ciemnościach? – jęknęłam. – Nie widzę ciebie, a co dopiero iść gdzieś...
- Ja trafię tam i z zamkniętymi oczami – powiedział pewnie Bill.
- Ale ja nie...
- Chodź – poczułam jak wstaje. Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął do góry. Posłusznie wstałam. Po drodze ciągle się potykałam o wystające kamienie, a gdy weszliśmy do lasu – o korzenie. W lesie ciemność zgęstniała jeszcze bardziej.
- Na pewno wiesz gdzie iść? – szepnęłam. Ciągle miałam wrażenie, że zza jakiegoś drzewa nagle wyskoczy zboczeniec.
- Oczywiście – powiedział pewnie Czarnowłosy.
- B-boję się ciemności – wyjąkałam. – Wiesz?
Bill zatrzymał się.
- Nie bój się – powiedział mocniej ściskając moją dłoń.
Przełknęłam głośno ślinę. W tej ciszy każdy szelest, i każdy trzask łamanej gałązki brzmiał dla mnie jak wystrzał z armaty. Po jakiś 15 minutach wyszliśmy na polankę, ze wszystkich stron otoczoną drzewami. Świecący księżyc, i wtórujące mu gwiazdy rozproszyły trochę ciemność.
- To tu? – zapytałam cicho. Było to głupie pytanie, gdyż Bill stał w miejscu i nie miał zamiaru iść dalej.
- Tak.
Ostrożnie poszłam kilka kroków do przodu, ale i tak bym się przewróciła o leżący pień. Odzyskałam równowagę i usiadłam na nim. Miło było siedzieć sobie na kawałku drzewa, czuć pod palcami jego chropowatą korę, i patrzeć w gwiazdy w towarzystwie chłopaka, który za kilka miesięcy nie będzie mógł opędzić się od fanek. Wdychałam czyste powietrze, i rozkoszowałam się chwilą. Zdążyłam ochłonąć. Poczułam, jak Bill siada obok mnie.
- Ładnie tu, prawda? – powiedział.
- Tak... Tylko trochę ciemno.
- No wiesz – obruszył się chłopak. – Psujesz nastrój.
- No dobra – rzekłam. – Bardzo tu ładnie. I tak spokojnie...
- Tak... Spójrz tam – wskazał ręką na jakiś punkt na niebie.
- Gdzie?
- No tam... Zaraz obok księżyca – mówił.
- Nic nie widzę – burknęłam. – Księżyc mnie oślepia.
- Pff... Chyba moja uroda – Czarnowłosy zaśmiał się pod nosem.
- Jaki skromny – prychnęłam, jednocześnie tłumiąc w sobie śmiech.
- No ale serio – dodał już poważniej. – O tam, na lewo od księżyca. Przypatrz się.
- Ta mała migająca na czerwono kropka? – zdziwiłam się.
- Nie, jeszcze trochę na lewo – tłumaczył mi spokojnie Bill.
- Oj nie widzę – jęknęłam. Bill wziął w dłonie moją głowę i nakierował tak, ze patrzyłam wprost na gwiazdę. Świeciła bardzo mocno, nie wiem czemu wcześniej jej nie zauważyłam. – Och, na tą! – ucieszyłam się. Nagle poczułam na swojej twarzy jakiś ciepły powiew. – Bill, co to... Co ty robisz? – spytałam odsuwając się nieco.
- Ja... Yy... Przepraszam – chłopak przełknął głośno ślinę. – Ch-chyba mnie poniosło.
Teraz, kiedy oczy przyzwyczaiły się już do ciemności widziałam jak Bill przykłada dłonie do policzków, które pewnie teraz go paliły. Jakby nie patrzeć właśnie dostał kosza. Ode mnie.
- Bill. Spokojnie, jesteśmy przyjaciółmi, no nie? – zapytałam.
- Tak. Właśnie dlatego nie powinienem..
- Daj spokój. Zapomnijmy o tym – niestety, za późno zdałam sobie sprawę, że to może sprawić przykrość Czarnowłosemu.
- Jasne – jego głos nagle zabrzmiał chłodno.
- Przepraszam – powiedziałam cicho. – Nie obrażaj się – dodałam wesołym głosem. Wstałam z drzewa, przelazłam na druga stronę, i podeszłam od tyłu do Billa oplatając go wokół szyi rękami.
- Ty się cały trzęsiesz! – wykrzyknęłam. Fakt faktem, było dość zimno, a chłopak miał na sobie jedynie bawełnianą bluzkę z długim rękawem.
- Chłodno jest – burknął.
- Jak i ty – mruknęłam pod nosem tak, że chłopak tego nie usłyszał. Przylgnęłam do niego od tyłu całym swoim ciałem, aby dać mu chociaż trochę ciepła.
Siedzieliśmy w milczeniu. Może minęła godzina, może dwie, kiedy zasnęłam...
Obudził mnie chłodny powiew wiatru. Otworzyłam oczy. Nad sobą zobaczyłam błękitne niebo. Obok mnie siedział Bill wpatrujący się we mnie. A może koło mnie?
- Hej – powiedział.
- Witam.
- Kiedy, hm, zasnęłam? – spytałam siadając na drzewie.
- Jakiś czas temu... – wyszczerzył się Czarnowłosy.
- Jaka dokładność – roześmiałam się. – Normalnie co do sekundy. Która godzina?
- Po dziewiąte-ee-ej – chłopak nie powstrzymał potężnego ziewnięcia.
- Już? – zerwałam się z pnia. – Wracajmy już, proszę!
- Jak chcesz – Bill dziwnie na mnie spojrzał.
- O rany, ale się wpakowałam. W domu wszyscy zawsze wstają wcześnie – dodałam na widok zdezorientowanej miny chłopaka. Kiedy weszliśmy do lasu, zauważyłam, że nie jest wcale taki straszny. Już nie widziałam trupa na każdej gałęzi, ani nie czułam, że zaraz wyskoczy na nas zboczeniec z siekierą. Prawdę mówiąc było całkiem przyjemnie. Zielone liście cicho szumiały nad naszymi głowami, a my szliśmy mocząc sobie buty w porannej rosie.
Droga minęła nam bardzo szybko, jako, że cały czas ganialiśmy się i chowaliśmy sobie nawzajem za drzewami. Już po chwili wyszliśmy na plażę, a potem na ulicę. Kiedy stanęliśmy pod moim domem byliśmy więc w doskonałych humorach.
- Dzięki za wycieczkę – wyszczerzyłam się do Billa.
- Dzięki za towarzystwo – chłopak odbił piłeczkę.
- No i jesteśmy kwita – stwierdziłam. Potem szybko pocałowałam go w policzek i uciekłam do domu. Tą samą drogą, którą wyszłam rzecz jasna.
W połowie wspinaczki usłyszałam głos ojca:
- Co ty tam robisz? Przecież drzwi się nie zacięły, prawda? – próbował żartować.
- No... Yy... Nie – powiedziałam. – Ale widzisz... Hm... – nagle coś w mojej głowie zaskoczyło. On najwyraźniej myślał, ze ja wychodzę po tej drabince. – Tak było mi szybciej. Ale chyba już wracam na górę – dodałam szybko.
- Jak chcesz – usłyszałam jeszcze zdziwiony głos ojca.
Szybko wspięłam się na górę, i zamknęłam okno. Oczy kleiły mi się po nocy przespanej na pniu drzewa, ale wiedziałam, że nie mogę iść spać. Poszłam pod prysznic i przebrałam się w świeże ciuchy. Później zeszłam na dół (schodami ), i zrobiłam sobie pyszne śniadanko. Nagle rozległa się melodyjka ‘Straciłaś cnotę’. Rozejrzałam się zdziwiona, po czym dostrzegłam mój telefon. Zastanawiając się co on robił w kuchni, odczytałam SMSa: ‘Próba o 15 u nas. Tom’. Myśląc co będę robiła przez ten czas poczłapałam na górę. Może się przespać? Nie... W dzień? To głupota... Posiedzieć na kompie? Niby co miałabym robić... Z radości nagłego olśnienia podskoczyłam do góry. Pędem zleciałam po schodach, i zdyszana wpadłam do salonu.
- Mamo, gdzie tu jest... – urwałam w pół słowa. Zdałam sobie bowiem sprawę, iż wiem dokładnie, gdzie jest miejsce, którego szukam. – Już nic – dodałam i wyszłam, zanim rodzicielka zdążyła coś powiedzieć.
Idąc powoli w stronę biblioteki, zastanawiałam się nad fenomenem mojej nagłej wiedzy o tym miejscu. Czyżby tej nocy została przetransportowana cała wiedza o tym miejscu jego prawdziwej mieszkanki? Ciekawe... Po chwili stałam już przed ładnym, białym, piętrowym budynkiem, na którym nad drzwiami wisiał ciemny szyld ze złotym napisem ‘Biblioteka publiczna’. Bez wahania weszłam do środka. Szybko przeszłam przez krótki hol, i przestąpiłam próg sali z książkami. W nozdrza uderzył mnie zapach starych ksiąg zmieszany z zapachem pozycji, które dopiero co przyszły z drukarni. Sala była obszerna, cała zastawiona różnych rozmiarów regałami. Stało tam też kilka stolików, na których leżały najchętniej wypożyczane książki, nowości, czy lektury szkolne. Pośrodku stało biurko, za którym siedziała starsza kobieta w wielkich okularach.
- Dzień dobry – powiedziałam raźnie podchodząc do stolika.
Kobieta skinęła mi głową wytrącając tym samym kilka siwych kosmyków z koka. Miała niezbyt zachęcającą minę, a patrzyła takim wzrokiem, jakbym jej wybiła połowę rodziny.
- Mm... Chciałabym wypożyczyć kilka książek.
- Proszę sobie wybrać – mimo surowego wyglądu kobieta miała przyjemny dla ucha głos.
- Chodzi o to, że ja nie bardzo orientuję się, które warto przeczytać. Może mogłaby mi pani coś doradzić? – zapytałam.
Starsza pani spojrzała na mnie, wyraźnie zdziwiona.
- Zależy jaki gatunek literacki preferujesz.
- Hmm... – zamyśliłam się. – Fantastyka, przygoda i... nutka romansu.
- Proszę za mną – usłyszałam po chwili. Kobieta była kilka centymetrów niższa ode mnie, i jak zauważyłam, dobrze ubrana.
Zostałam poprowadzona między kilkoma regałami, i zatrzymałyśmy się przy jednym z nich.
- Proponuję twórczość Meg Cabot, znaną również jako Jenny Caroll. Jest to typowa pisarka dla nastolatek, ciesząca się dużą popularnością. Pisze książki językiem młodzieżowym, są tam wątki miłosne, choć przeważa przygoda i fantastyka. Pisze w formie pamiętnika.
Patrzyłam na tą niepozorna kobietę z rosnącym szacunkiem.
- Zna pani wszystkich autorów, których książki są w tej bibliotece? – zapytałam.
- Większość.
- Dobrze, więc... A ile książek można wziąć na raz?
- Trzy do pięciu. Zależy od czytelnika. Czy oddaje wypożyczone pozycje na czas, czy nie. Książki można trzymać do dwóch tygodni, po tym czasie pocztą przychodzi ostrzeżenie, a jeśli książka nie wróci do nas, za każdy kolejny dzień zwłoki płaci się jeden euro.
- Hm... Dobrze – powiedziałam. – Wezmę te – wskazałam na trzy wybrane utwory.
Kobieta poprowadziła mnie z powrotem do swojego biurka.
- Nazywasz się... ? – bibliotekarka utkwiła we mnie pytający wzrok.
- Magda Sellman.
- Sellman... Sellman... – mruczała starsza pani przewracając karty.
Biblioteka nie posiadała komputera, więc nazwiska były zapisane na specjalnych kartach. Ustawienie ich w kolejności alfabetycznej wymagało na pewno sporo czasu i cierpliwości. Tak samo jak z utrzymaniem w nich porządku.
- O, jest. – kobieta przybiła pieczątki, napisała na nich datę, i wręczyła mi książki.
- Dziękuję bardzo, do widzenia – powiedziałam głośno, kiedy już byłam przy drzwiach.
- Miłego czytania, do widzenia.
Wracałam rozpromieniona do domu. Po drodze wstąpiłam jeszcze do sklepu po jakiś prowiant, bowiem nie potrafiłam się skupić na książce jeśli nie miałam czymś zajętych rąk. Kupiłam dwie paczki chipsów, opakowanie łuskanego słonecznika i napój. W domu rozwaliłam się na leżaku na balkonie i zatopiłam się w lekturze.
Po kilku godzinkach nic nie zostało ani z książki, ani z chipsów, ani ze słonecznika, ani też z... mojego wolnego czasu! W trybie ekspresowym zbiegłam na dół, tłumacząc na biegu mamie, że zamówimy sobie pizzę u bliźniaków. Po pięciu minutach zdyszana stanęłam przed furtką do ogrodu Kaulitzów. Wyrównałam trochę oddech i weszłam.
- No wreszcie! – z prędkością światła z domu wyleciał Tom mało co nie przyprawiając mnie o zawał serca.
Poza tym chwilę potrwało zanim zorientował się, że pasek od spodni mu się rozpiął a one same zwisają mu do kolan. Błyskawicznym ruchem naciągnął je sobie na... pupę ( ), mrucząc coś niewyraźnie pod nosem.
- Zaczynamy ? – zapytałam kiedy się trochę uspokoiłam.
- Panie przodem – Dredziarz gestem zaprosił mnie do mieszkania.
- To nie ćwiczymy tam... w garażu? – zdziwiłam się.
- Nie ma mamy ani Jorga – wyszczerzył się. – No chodź – Tom pociągnął mnie za łokieć.
- Czekaj – roześmiałam się – zdejmę chociaż buty.
Przeszliśmy przez przedpokój i weszliśmy do salony – obszernego pomieszczenia w kształcie koła, urządzonego w stylu dość starodawnym, ale z wyczuciem. Na ścianach wisiały specjalne dywaniki, i dwa obrazy, pewnie robione na zamówienie jako, że ramy miały zaokrąglone. Pierwszy przedstawiał galop konia, a drugi – wielką burzę. „Monsun” – przemknęło mi przez głowę. Meble zostały rozsunięte pod ściany. Na kanapie siedział już Georg i Gustav.
- A Bill gdzie? – zapytałam po przywitaniu się z pozostałymi członkami zespołu.
- Zaraz przyjdzie – powiedział Tom.
- Gustav, słyszałam, że byłeś chory – zachichotałam. – Jakie leki zadziałały? Proszek od bólu głowy i sok pomidorowy?
Perkusista skrzywił się, i mruknął coś niewyraźnie pod nosem.
- Ale następnym razem to tez się wbijaam – powiedziałam obrażonym tonem.
- Pomyślimy – Gustav pokazał mi język.
- Uważaj, bo ja ci tego jęzora utnę – zagroziłam.
- Ciesz się, że nie co innego – mruknął Tom konspiracyjnym szeptem do dwójki siedzącej na kanapie. Sam Dred rozsiadł się na podłodze tuż obok drzwi.
- Zwykle to zostawiam w spokoju – powiedziałam powoli. – Ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek – uśmiechnęłam się złośliwie.
- Hm, dzięki za propozycje, ale nie skorzystam – powiedział szybko Dredziarz.
W tym momencie do pokoju wszedł Bill. Widać było, że dopiero co skończył kreować swój image bo żel na jego włosach jeszcze lśnił – nie wchłonął się w kłaczki.
Czarnowłosy uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja odwzajemniłam ten gest.
- Zaczynamy? – zapytałam po chwili.
- Taak... Mam tu tekst, spójrz – podszedł do mnie Bill i wręczył mi jakąś kartkę.
Tekst był zaznaczony kolorami. Zielony to byłam ja, brązowy to był Bill, a czerwony to my.
- Je-jezu – wyjąkałam patrząc w tekst. – Dostałam nawet kawałek solówki.
Czarnowłosy wybuchnął śmiechem.
- Aaa, bo ty się tylko wspólnego refrenu spodziewałaś?
- No... tak – powiedziałam.
- Nie ma tak dobrze – Bill pokazał mi język.
- O, następny – zaśmiałam się. – Kto ma nożyczki? – zapytałam rozbawionych chłopców.
Cisza.
- No, ostatecznie może być pilniczek do paznokci – spojrzałam znacząco na Billa.
- Yy... ale o co chodzi? – zdziwił się Czarny.
- Masz? – wyszczerzyłam się.
Pan Wokal wyciągnął ów przedmiot z tylnej kieszeni dżinsów i z szerokim uśmiechem mi go wręczył.
- Samobójca - zachichotałam.
- Że co...? – zanim Bill zdążył powiedzieć cokolwiek więcej skoczyłam na niego z wojennym okrzykiem.
- Ratunku! – krzyczał uciekając dookoła salonu. – Wariatkaaaaaaaa....
JEBUDU.
Runął jak długi, zahaczając stopą o dywan. Upadek wyglądał naprawdę groźnie: Czarnowłosy wywinął w powietrzu orła po czym spadł na łeb, na szyję.
- Jezu, Bill nic ci nie jest?! – odrzuciłam pilniczek, padając na kolana przed Billem i szarpiąc go z całej siły.
- Bill, deBILLU odezwij się łomie! – podbiegł Tom.
- Hej, on tylko udaje – nad nami rozległ się spokojny głos Georga.
- Przecież oddycha – dodał Gustav.
- Oddycha? Ledwo zipie! – krzyknęłam przerażona przybliżając policzek do ust Czarnowłosego aby zorientować się, w jakim tempie i CZY oddycha. Odetchnęłam z ulgą czując ciepły powiew. Ciepły powiew, który po chwili ustał.
Gwałtownie się wyprostowałam.
- Jezu, Tom zabiłam go – jęknęłam. – Tom nie podasz mnie za to do sądu, prawda? Tom... Tom!
Chłopak patrzył szeroko otwartymi oczami to na mnie, to na swojego brata rozciągniętego w dziwnej pozycji na podłodze.
- Tom... Nie podasz mnie do sądu prawda? – ciągnęłam mój żałosny wywód. – Tom no proszę! Nie zrobiłam tego umyślnie! Ja tylko żartowałam, ja... – zaczęłam dygotać; po policzku spłynęła mi pierwsza łza. – Bill... Bill weź nie żartuj – zaczęłam szeptać do Czarnowłosego pochylając się nisko nad nim. – Nie strasz mnie nawet baranie jeden, wstawaj... Otwieraj oczy, mieliśmy mieć próbę, już zapomniałeś sklero... AAAA!
Coś złapało mnie w pasie i popchnęło na nieboszczyka. Za sobą usłyszałam radosne śmiechy, niewątpliwie Gustava i Georga.
- Zostaw! Puszczaj! – darłam się w panice starając się wyrwać z czyjegoś uścisku. – Zostaw... BILL! Ty mały, pusty kanciarzu! – krzyknęłam tak głośno, aż zapiekło mnie w gardle. – Puść mnie! – mówiłam przez łzy. – Myślałam, że nie żyjesz, że cie wykończyłam, a ty... ty... – zemdlałam.
Nade mną pochylały się cztery głowy.
- Małpy- warknęłam.
- Napij się – odezwał się Czarnowłosy ze skruszoną miną, podnosząc mnie do pozycji siedzącej.
Wypiłam kilka łuków zimnej wody. Po dusznościach prawie nie było śladu.
- Łał. Przenieśliście mnie na łóżko – mruknęłam.
- Powinnaś więcej jeść – powiedział Georg z poważna miną. – Jako ekspert oświadczam, że jesteś za lekka. Lżejsza nawet od Billa – dodał złośliwie, za co dostał z pięści w ramię od Czarnowłosego.
- No to co – burknęłam biorąc kolejny łyk wody. – Jestem dziewczyną.
- Bill też, i co? – powiedział szybko Georg za co oberwał w głowę, mocniej niż w ramię.
- Następnym razem dostaniesz w jajka – stwierdził czarnowłosy z groźnym błyskiem w oczach.
- Spokojnie, tylko żartowałem – mruknął basista rozcierając sobie to ramię, to masując bolące miejsce na głowie.
- Która godzina? – spytałam.
Tom zerknął na zegarek w komórce.
- Dochodzi siedemnasta.
- Jeszcze jutro i znów do budy... – jęknął Bill.
- Mi to wielkiej różnicy nie robi, i tak tylko tam siedzę – wyszczerzyłam się.
Georg odchrząknął.
Tom odchrząknął.
Gustav odchrząknął.
Bill odchrząknął. To znaczy próbował, bo w połowie przerwał widząc znaczące spojrzenia pozostałej trójki.
- Czemu zawsze ja? – burknął niezadowolony.
Spuściłam (nie kojarzyć zboczuchy jednee ! ;D) nogi na podłogę i oparłam się wygodnie.
- Bo masz najsłabszy refleks – odparł złośliwie Gustav.
- Szaja chassaja, ja ci tu dam ty...
- BILL! – wrzasnęły trzy męskie głosy.
- No więc – zaczął Czarnowłosy rzucając złe spojrzenia swoim towarzyszom – chcieliśmy cię przeprosić – dodał bardzo szybko, patrząc gdzieś w kąt.
Uniosłam do góry jedną brew czekając na ciąg dalszy.
- Byliście w zmowie? – zapytałam cicho.
- No... Nie całkiem. Ale oni wiedzieli, że ja udaję.
Przeniosłam oskarżycielskie spojrzenie na Toma.
- Ty też?
Dred pokiwał głową.
- No wiecie co... – burknęłam. – Ja naprawdę myślałam, że on... że on... – na powrót zaczęłam się jąkać. – No wiecie... – dokończyłam kulawo.
- Wiemy. Ale o to chodziło – powiedział Gustav. – Poza tym mówiłem, że to ściema.
- No tak, ale on przestał oddychać, przecież sprawdzałam...
- Tylko wstrzymałem oddech – wytłumaczył się Czarnowłosy.
- No wiesz, nie domyśliłabym się – odparłam zgryźliwie. – Nie musiałeś mnie tak ciągnąć do siebie. Wystarczyło powiedzieć, że chcesz się ze mną przelizać i mnie przytulać – posłałam Billowi złośliwy uśmieszek. Po chwili jednak dotarło do mnie co powiedziałam. – Znaczy się... Nie o to cho...
TRZASK.
Bill wyszedł z pokoju.
- Kur** - zaklęłam i wybiegłam za nim zostawiając za sobą zdezorientowanych chłopców. – Bill? Bill! – krzyczałam rozglądając się po domu. – Gdzie jesteś? – zaczęłam wspinać się po schodach.
Uchyliłam drzwi do Pomarańczowego Tunelu, czyli do pokoju Czarnowłosego.
- Mogę? – zapytałam, i nie czekając na odpowiedź weszłam i zamknęłam za sobą drzwi. – Bill przepraszam cię – jęknęłam.
Czarnowłosy zszedł z łóżka, na którym siedział z zacięta miną i wyszedł na balkon.
- Oj nie przesadzaj – podążyłam za nim. – Zachowujesz się jak urażona królewna – prychnęłam.
Spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział.
- Nie bulwersuj się tak, co? – zapytałam podchodząc do niego.
Był tak blisko. Czułam jego zapach, jego oddech... Nie wiem co mnie podkusiło.
- Proszę... – wyszeptałam, i go pocałowałam.
Miał cudownie miękkie usta. Przez chwilę muskaliśmy się nimi nawzajem, a potem Bill pogłębił pocałunek. Serce biło mi jak oszalałe.
Splotłam ręce na jego karku. Czułam jak dłonie Czarnowłosego oplatają mnie w pasie. Zaczynało mi się to coraz bardziej podobać.
- No nie, doprawdy – usłyszałam jakby z oddali głos Toma.
Jak oparzona odskoczyłam od Billa.
- Nie strasz mnie – wysapałam. Nie zdążyłam jeszcze złapać oddechu. (łahaha )
Obok Dreda stał Gustav i Georg, obaj wyglądali na równie rozbawionych.
- My się zastanawiamy czy Mecki...
- Nie mów tak do mnie! – Bill przerwał bratu, ale ten go jakby nie dosłyszał:
- ...nie zabił cię żywcem a wy tu się miziacie w najlepsze!
Prychnęłam rozzłoszczona.
- Czemu miałby mnie zabić?
- No nie wiem, jak wychodził, to wyglądał jakby wściekliznę miał...
Po chwili musiał uchylić się przed jakimś starym gumofilcem rzuconym przez Czarnowłosego.
- Trzy milimetry... – mruknęłam.
- Ała, no dobra, byłeś bardzo zdenerwowany, lepiej? – poprawił się Dredziarz widząc, że Bill szykuje drugiego gumowiaka.
- No... – odrzucił buciora w kąt.
- Ty Tom powinieneś łajać się przede mną na kolanach a nie... Stoicie sobie bezczelnie – powiedziałam robiąc głupią minę.
- A Bill? – zapytał natychmiast Dred.
- Ty to się Billem nie przejmuj – stwierdziłam omiatając władczym spojrzeniem trójkę stojącą przed domem. – To o kolanach to tyczyło się także was – zwróciłam się do basisty i perkusisty.
- Nas? – zdziwił się Georg.
- Nas? – zawtórował mu Gustav. – My cię ostrzegaliśmy.
- Tom ty wredna kanalio! – ryknęłam po chwili milczenia tek, że wszyscy podskoczyli. – Na ziemię! Ale już!
Zdezorientowany Dred szybko wykonał polecenie, jakby obawiał się w każdej chwili nalotu nieprzyjacielskich bombowców.
Widząc to ryknęliśmy zgodnym śmiechem, a Tom wstał po chwili z niewyraźną miną.
- Ej... ja do domu idę – powiedziałam dziesięć minut później. – No i widzicie, przez was nie było próby. Nic nie potraficie załatwić porządnie – stwierdziłam z udawanym wyrzutem.
- Jak to nic? Jutro idziemy na te kolczyki! – wypalił Bill.
- Tak? – ożywiłam się. – Tooooom – zawołałam Dreda, który właśnie usiłował czmychnąć niezauważony przez balkon. – Nie wywiniesz się z tego, kolego. Już ja tego dopilnuję. Na którą jesteście umówieni? – zapytałam.
- Na dziesiątą – odpowiedział spokojnie Bill. – A ty sobie gdzie robisz?
- Co robię? Ja? – przeraziłam się. – Nie nigdzie! To WY jesteście umówieni. I... I może ostatecznie Gustav i Georg? – podsunęłam.
- Hej, to ty nas namawiałaś do tego! Też sobie gdzieś zrobisz – obruszył się Tom. – Już ja cię przypilnuję – sparodiował mnie.
- Pomyślę – pokazałam mu język.
- Nożyczki! – zawyło jednocześnie czterech przedstawicieli płci męskiej.
- O nie – jęknęłam. – No, to ja idęę... – wybiegłam z pokoju.
Skończyło się na tym, że cała rozgadana hałastra odprowadzała mnie do domu o godzinie dwudziestej. Pożegnaliśmy się głośno, a Bill lekko musnął mnie w usta.
- Ktoś na ciebie czeka – powitała mnie mama.
- Kto...? – zdziwiłam się.
- Jakiś chłopak. Marcin z nim jest. Co chcesz na kolację? – zapytała rodzicielka podchodząc do lodówki i wyjmując mało i inne przydatne podczas robienia kolacji rzeczy.
- Mm... Jakieś kanapki. Z serem i pomidorem najlepiej – zastanawiając się kto na mnie czeka powędrowałam z pełnym talerzem do swojego pokoju.
Na moim łóżku siedział niezaprzeczalnie najprzystojniejszy chłopak jakiego w życiu widziałam. Na jego widok zrobiło mi się gorąco i zapragnęłam wyglądać olśniewająco pięknie (a wyglądałam zupełnie przeciwnie, po utarczce z czterema facetami).
Chłopak miał najciemniejsze oczy jakie w życiu widziałam. Krótkie ciemne włosy, kształtny nos i pełne usta. Miał na sobie czarną skejtowską bluzę z jakimś napisem, którego nie mogłam rozczytać i wiszące prawie do kolan spodnie. Mimo, że zwykle nie gustowałam w takich chłopcach ten wydał mi się... Idealny.
Podniósł na mnie wzrok kiedy otworzyłam drzwi.
- Marcin – spojrzałam znacząco na brata, a ten posłusznie wyszedł z pokoju, mówiąc do nieznajomego:
- Jeszcze się zdzwonimy!
Chłopak kiwnął głową.
- Kim jesteś? – zapytałam kiedy za Marcinem zamknęły się drzwi.
- Jestem Dagon – usłyszałam głęboki głos chłopaka.
----
Łahaha chcecie wiedzieć skąd wzięłam to imię ? ;D Wpiszcie je w google ;P
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Nevermind
:-(
Dołączył: 17 Mar 2006
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: A kogo to obchodzi...
|
Wysłany:
Pon 19:28, 18 Gru 2006 |
|
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!
Kocham cię.
Naprawdę!
To było. takie. takie.
niesamowite!
naprawdę.
chcę więcej. więcej. więcej !
AAAAAAAAAA!!!!!
błagam . napisz jak najszybciej następną częsc !
{ironia}?
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Asiulla
:-)
Dołączył: 19 Lut 2006
Posty: 896
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Wto 17:09, 19 Gru 2006 |
|
Ta przerwa była taka długa, że juz nie pamiętałam co było w ostatnim odcinku xD
Hehe.
To dobrze, że nic się nie zmieniło.
Że została.
Lubię Twoje opowiadanie.
Jest taki fajne xD
Bill i Madzia?
Oho xD
Pozdrawiam
Asiulla
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Sylas
:-)
Dołączył: 11 Lut 2006
Posty: 874
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: wiedziałeś, że tu jestem Bill ? ;*
|
Wysłany:
Nie 12:39, 21 Sty 2007 |
|
Przykro mi ale mam zwalonego Worda i wcięło mi całą nową część x(( muszę pokatować brata aby mi to wszystko odkręcił. Proszę o wybaczenie x(
Pozdrawiam ;*
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
AsiaQu
Dołączył: 17 Gru 2006
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Z Krzesła ;P
|
Wysłany:
Nie 18:53, 21 Sty 2007 |
|
Sylas... wiesz nie czytalam od poczatku wszystkiego tylko z urywkami
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
madzia;-)
Dołączył: 18 Mar 2007
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia;-)
|
Wysłany:
Nie 22:35, 18 Mar 2007 |
|
Sylas nie dawno kumpela poleciła mi twoją opowieść. Bardzo mnie wciągnęła, zwłaszcza dlatego, że ja też mam na imię Magda.
Masz talent do pisania. Świetna fabuła. Większość fanek tylko czekała na fragmęty o tokio hotel. Nie romyślały o co w tym chodzi. Właściwie nie chciały w to wnikać.
Oby tak dalej. Nie mogę się doczekać dalszej historii.
Błagam napisz mi kiedy będzie dalsza część historii.[/quote]
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
| |